03.07.1923 - 13.09.2018

Doc. dr hab. n. med Aleksander Giermański

Pionier badań naczyniowych i polskiej radiologii. Związany zawodowo z Zakładem Radiologii Akademii Medycznej we Wrocławiu, gdzie przepracował 33 lata. Założyciel (wraz z dr. Marianem Wołkiem) wyjątkowego zespołu o wysokich kwalifikacjach zawodowych w Pracowni Radiologicznej Państwowego Szpitala Klinicznego przy ul. Poniatowskiego we Wrocławiu. Były więzień obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Człowiek niezwykle skromny, kierujący się w życiu zwyczajną ludzką przyzwoitością i empatią.

13 września tego roku minęła druga rocznica śmierci mego Ojca Aleksandra Giermańskiego, zwanego przez rodzinę i przyjaciół Leszkiem, wybitnego wrocławskiego radiologa.

Aleksander urodził się w Turzym Polu 3 lipca 1923 roku. Jego matka Zenobia z Krebsów była nauczycielką w szkole w Turzym Polu, a ojciec Ludwik był weterynarzem. Po nagłej śmierci matki, do której doszło po narodzinach brata Jerzego, jej rolę przejęła siostra matki – Zofia. Ludwik wybudował dom w Brzozowie, gdzie przeniósł się z całą rodziną, wraz z ciotką Helą (siostrą Zenobii i Zofii) i Józkiem, przyrodnim bratem Aleksandra. W tym domu Leszek spędził młode lata.

Leszek był dość nieśmiałym i wrażliwym chłopcem. Lubił jeździć na nartach i zimą szusował po okolicznych wzgórzach, odwiedzając kolegów. Brał też udział w zawodach narciarskich. Grał na skrzypcach w szkolnej orkiestrze. Towarzyszył ojcu, kiedy ten jeździł szczepić bydło. W maju 1939 roku uzyskał małą maturę z bardzo dobrymi wynikami. W powietrzu zaś czuło się nadciągającą wojnę. Aleksander, podobnie jak inni chłopcy, wziął udział w ćwiczeniach przysposobienia wojskowego. Rodzice przygotowali mu „wyprawkę”, bo od września miał zacząć uczęszczać do liceum Ojców Jezuitów w Chyrowie. Pojechali tam też razem, żeby uzgodnić warunki i poznać szkołę. Niestety, życie potoczyło się inaczej.

1 września Niemcy wkroczyły na tereny Polski. Ludwik dostał nakaz ewakuacji na wschód i zabrał ze sobą syna. Nastąpiła wielka wędrówka ludności, a właściwie ucieczka pod ostrzałem lotniczym. Aleksander rozdzielił się z ojcem i dotarł aż do Sarn, gdzie zatrzymał się u ludzi, którym pomagał w pracach polowych. 17 września wkroczyły wojska Armii Czerwonej. Aleksander intuicyjnie czuł, że znów trzeba uciekać. Wrócił do Brzozowa i tam ukrywał się w pobliskim folwarku. Brał udział w pracach gospodarczych, pomagał w przekraczaniu granicy osobom uciekającym na Węgry. Dlaczego się ukrywał? Bo Niemcy, wkraczając do Polski, mieli już listy osób, które chcieli uwięzić i zlikwidować; między innymi młodzież inteligencką. Prawdopodobnie ktoś widział te listy i uprzedził Ludwika, że i jego syn znajduje się na nich. Niestety, ktoś również doniósł Niemcom, że Aleksander wrócił na kilka dni do domu na imieniny Zofii. Został tam aresztowany i wywieziony w pierwszym transporcie do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. Aleksander spędził tam trzy lata. W obozie ratowała go znajomość języka niemieckiego i dobra kondycja fizyczna. Zyskał sympatię kolegów współwięźniów dzięki naturalnej dobroci i ciągłej chęci pomocy słabszym. Kiedy więc zaraził się tyfusem, koledzy pomogli mu przeżyć. Czuwał nad nim dobry duch, bo gdy znalazł się w celi śmierci, przyłapany na przekazie grypsu, zadziałała pomoc z zewnątrz i wprawdzie nie został zwolniony, ale przeniesiony do obozu pracy w Pasewalk. Spędził tam dwa lata, pracując przy naprawie lokomotyw i na przetoku (miejsce przygotowywania składu pociągów).

Z obozu uciekł z kolegą tuż przed wyzwoleniem. Zachował z tego pobytu dobrą pamięć o wielu współwięźniach Polakach, Czechach, Rosjanach, Francuzach. Po powrocie do Brzozowa ojciec zachęcił go, by przygotował się do matury, którą zdał eksternistycznie jesienią 1945 roku. Następnie rozpoczął studia lekarskie na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Wrocław tuż po wojnie przypominał nieco polski Dziki Zachód. Przyciągał wielu ludzi z kresów, które znalazły się poza granicami Polski. Na uczelniach miejsce profesorów niemieckich zajmowali profesorowie, którzy wyemigrowali ze Lwowa, ale też napływający z innych stron kraju. Aleksander został świadkiem odbudowy miasta z gruzów dzięki mobilizacji mieszkańców, i jako student miał w tym swój udział. Solidarność międzyludzka i radość życia w znów wolnej Polsce pozwalały na łatwiejsze znoszenie trudnych bytowo warunków. Nawiązywano przyjaźnie na całe życie.

W listopadzie 1950 roku Aleksander uzyskał dyplom lekarza. Ze względu na pochodzenie społeczne i przeszłość wojenną komisja przydziału pracy uprzedziła go, że nie może liczyć na zatrudnienie w Akademii Medycznej. Ale Aleksander, wraz z przyjacielem Frankiem Kassolikiem, po serii wykładów profesora Witolda Grabowskiego zainteresował się specjalizacją z radiologii. Komisja odniosła się do ich prośby pozytywnie, gdyż praca na radiologii była w tych pionierskich czasach szczególnie szkodliwa dla zdrowia i brakowało kandydatów na tę specjalizację. Aleksander zaczął pracę lekarza od stażu w Zakładzie Anatomii Patologicznej u prof. Alberta, gdzie poznał Teresę Zymek, przyszłego lekarza ginekologa, którą poślubił w 1951 r. Po odbyciu stażów został zatrudniony w Zakładzie Radiologii Akademii Medycznej we Wrocławiu, gdzie przepracował 33 lata, aż do odejścia na emeryturę. Kariera naukowa Aleksandra to liczne staże, doktorat obroniony w 1960 r. (Ocena radiologiczna ujemnych cholecystocholangiografii u chorych badanych biligrafiną), habilitacja w 1968 r. (Znaczenie urografii dożylnej, minutowej i z diurezą osmotyczną dla rozpoznawania przyczyn nadciśnienia tętniczego pochodzenia nerkowego), a rok później tytuł docenta. Pełnił odpowiedzialne funkcje, między innymi zastępcy dyrektora Instytutu Radiologii i Radioterapii Wydziału Lekarskiego przez trzy kadencje oraz specjalisty wojewódzkiego na Dolnym Śląsku. Za swoją pracę uzyskał liczne nagrody i odznaczenia, ale nigdy nie troszczył się o karierę, nie wystąpił też o profesurę, choć miał do tego podstawy.

Ojciec był pionierem badań naczyniowych, a jego największym osiągnięciem życiowym było wyszkolenie kilku generacji radiologów oraz stworzenie wraz z doktorem Marianem Wołkiem zespołu o wysokich kwalifikacjach zawodowych w Pracowni Radiologicznej Państwowego Szpitala Klinicznego przy ul. Poniatowskiego we Wrocławiu. Ojciec i dr Wołek opierali się na założeniu, że aby zespół funkcjonował, każdy z jego członków musi czuć się odpowiedzialny za swoją część pracy, jaka by ona nie była – od salowych i sprzątaczek począwszy. Musi też odczuwać satysfakcję z tego, że przyczynia się do sprawnego działania Pracowni. Serdeczne, życzliwe, prawie rodzinne relacje międzyludzkie, jakie podtrzymywali obydwaj szefowie, przyczyniły się do wytworzenia dobrej atmosfery pracy, a ludzie chętnie do niej przychodzili i bardzo się w nią angażowali. O pracy tej niezwykłej pracowni pisała dr Elżbieta Kociatkiewicz-Jarnicka w swoim Wspomnieniu. Jej świadectwo wydaje mi się szczególnie ważne w epoce, w której zmusza się kliniki i szpitale do funkcjonowania na zasadzie przedsiębiorstwa, co nie sprzyja tworzeniu pracy zespołowej ani nie służy dobru pacjenta.

Aleksander był człowiekiem niezwykle skromnym, nikomu się nie narzucał, nie prowadził bogatego życia towarzyskiego, nie opowiadał o czasach wojennych – o aresztowaniu ani o pobycie w Auschwitz. Nie udzielał się w związkach kombatanckich i nie chciał otrzymywać odznaczeń czy czerpać jakichkolwiek korzyści związanych z przeszłością obozową.

Historia życia mego Ojca to historia człowieka, który zachowując zwykłą ludzką przyzwoitość i naturalną empatię, zdołał przejść przez wojenne piekło obozów. Te cechy charakteru oraz intuicja w doborze ludzi pomogły mu po wojnie w stworzeniu ekipy radiologicznej o wyjątkowych kwalifikacjach. Jego przejście od traumy do normalnego życia wymagało czasu i odwagi osobistej, ale z perspektywy teraźniejszości można powiedzieć, że nie tylko osiągnął pełnię satysfakcji zawodowej, ale i pomógł wielu ludziom w samorealizacji. Stało się to w sposób naturalny, bez szumu, bez szukania uznania – radość z dobrze wykonywanej pracy zespołowej stanowiła wystarczającą nagrodę.

Ojciec zmarł we Wrocławiu, przeżywszy 95 lat.

Ten skrócony życiorys napisałam, opierając się na faktach znanych mi z jego opowiadań i listów do mnie, kiedy to pierwszy raz zdecydował się opisać swoją młodość i obozowe przeżycia. Po jego śmierci, uważając, że listy mają wartość historyczną, zdecydowałam się na ich publikację. Na moją prośbę wspomnienia Ojca zostały uzupełnione przez jego współpracowników z Pracowni Radiologii (prof. Jerzego Garcarka, dr Elżbietę Kociatkiewicz-Jarnicką i techniczki RTG Annę Mazur i Hannę Dobrzycką), którzy opisali, wplatając liczne anegdoty, pionierskie warunki pracy radiologów w okresie powojennym, odtwarzając niepowtarzalną atmosferę tego zgranego zespołu. Fragmenty wspomnień Ojca publikowane są aktualnie w dwumiesięczniku „Historia Podkarpacka” (pierwszy fragment w numerze z lipca/sierpnia). Całość w postaci książkowej jest przygotowywana do publikacji.

 

Joanna Giermańska, córka

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?