Skrót artykułu Strzałka

W wodzie czy na lądzie – próbuję łapać wiatr

Przygoda z żaglami zaczęła się już w szkole podstawowej. A dokładnie w 26. Wodnej Drużynie Harcerzy, gdzie drużynowym był Włodek Sodólski, późniejszy znany lekarz w Szpitalu Wojewódzkim przy placu 1 Maja oraz 25. Wodnej Drużynie Harcerzy, gdzie drużynowym był Jerzy Masior – lekarz internista z kliniki przy Pasteura, harcerz jeszcze ze Lwowa. Drużyny te działały w II LO we Wrocławiu.

 

Dwumasztowy s/y „IX Fala”, a za sterem III oficer, czyli ja

W wodzie czy na lądzie – próbuję łapać wiatr

Przygoda z żaglami zaczęła się już w szkole podstawowej. A dokładnie w 26. Wodnej Drużynie Harcerzy, gdzie drużynowym był Włodek Sodólski, późniejszy znany lekarz w Szpitalu Wojewódzkim przy placu 1 Maja oraz 25. Wodnej Drużynie Harcerzy, gdzie drużynowym był Jerzy Masior – lekarz internista z kliniki przy Pasteura, harcerz jeszcze ze Lwowa. Drużyny te działały w II LO we Wrocławiu.

Rzadka chwila bez wiatru w Boszkowie na mojej żaglówce typu „420”

Prowadziłem kronikę i redagowałem gazetkę ścienną ,,Harcerz”. Opublikowany został tam m.in. mój pierwszy wywiad wraz z fotografiami z Heleną Majdaniec, Kasią Sobczyk i Michajem Burano, którzy występowali w Hali Ludowej. Właśnie w tej drużynie harcerskiej uzyskałem w roku 1959 patent żeglarza jachtowego – pierwszy stopień w hierarchii wtajemniczenia w sztukę panowania nad wiatrem i sterem.

Potem pływałem na różnych łodziach: przez kilka lat znaną wszystkim wodniakom ,,Olimpią”, później miałem w Boszkowie sportową łódź klasy ,,420’’ o buńczucznej nazwie ,,Tiger”. W roku 2012 w Olejnicy, będąc sternikiem wraz z załogą reprezentacji DIL, zdobyłem 4. miejsce w regatach Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu, startując na łodziach typu Dragon.

 

Podczas wręczenia dyplomu w Olejnicy na regatach Izby Adwokackiej z Wrocławia

Były też rejsy pełnomorskie. Najdłuższy z nich to 250 mil morskich po sztormowym Bałtyku jako III oficer na dwumasztowej s/y ,,IX Fala” w 1991 r. Te sześć dni zapamiętałem jako najbardziej ekstremalne spotkanie z morzem. Od kilku lat pływam pieczołowicie odrestaurowaną 30-letnią niemiecką motorówką z drewnianym (sic!) pokładem i nowoczesnym silnikiem YAMAHA.

Adrenalinę, którą czułem na wodzie, postanowiłem przenieść również na ląd. W 1969 r. zakupiłem od prof. Klisieckiego, emerytowanego kierownika Katedry Fizjologii Akademii Medycznej we Wrocławiu, swój pierwszy samochód – Trabant 500. Ciekawostką było to, że miał zamontowane szwedzkie pasy bezpieczeństwa, co wtedy było ewenementem. Udział w rajdach to już kolejne auto – Trabant 601.

Razem z pilotem (moja mama sic!) przed odcinkiem specjalnym ubieramy kaski… motocyklowe (jak wszyscy)

18 września 1970 r., po ukończeniu trzech klasyfikowanych rajdów i skrupulatnym przebadaniu w przychodni sportowo-lekarskiej na stadionie olimpijskim, Komisja Sportowa Polskiego Związku Motorowego przyznała mi licencję zawodnika rajdowego. Była to licencja sportowa ,,R” najniższej klasy, czyli III. Jako zawodnik Wrocławskiego Automobilklubu startowałem w kilku rajdach. Pilotem, i to dobrym, była moja mama, a największym sukcesem wicemistrzostwo Dolnego Śląska w 1971 r. w klasie do 600 cm3. Co ciekawe, jeździło się wtedy w kaskach motocyklowych, które były obowiązkowe na odcinkach specjalnych, a auto było przygotowane do startu przez brata mojej żony. Zamiłowanie do sportowych aut pozostało mi do dziś. Obecnie jeżdżę sportowym czerwonym Hyundaiem Genesis Coupe 240 KM, oczywiście od wielu, wielu lat tylko turystycznie.

Na moim Poldku, koniu rasy andaluzyjskiej. Moja córka uratowała go przed rzeźnią w Holandii, przywiozła do Polski, wyleczyła i podarowała tacie

Mam zamiłowanie nie tylko do koni mechanicznych. Moją najkrócej trwającą pasją są konie. Kilka lat temu moja najstarsza córka Monika, doktor nauk weterynaryjnych, zajęła się nimi naukowo (staże w klinikach zagranicznych we Francji i w Niemczech). W tej chwili ma w swojej stajni na wsi cztery konie. Jednego z nich – Poldka (konia rasy andaluzyjskiej) – dosiadałem. Ostatnio przesiadłem się na bryczkę. Ukończyłem kurs powożenia zaprzęgiem jednokonnym dla początkujących (stopień podstawowy). Mam nawet certyfikat.

Fot. na s. głównej: z archiwum A.W.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?