Skrót artykułu Strzałka

Ukulelę cię do snu…

– Dziecko się wycisza, ma mniejsze zapotrzebowanie na tlen, chętniej zjada większe porcje mleka. Dzięki takiemu wyciszeniu w stresogennych sytuacjach związanych z intensywnym leczeniem, intensywna terapia trwa znacznie krócej – tak o efektach muzykoterapii, z której korzystają mali pacjenci, mówi prof. dr n. med. Barbara Królak-Olejnik, kierownik Kliniki Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

 

Fot. z archiwum W.S.

 

Ukulelę cię do snu…

– Dziecko się wycisza, ma mniejsze zapotrzebowanie na tlen, chętniej zjada większe porcje mleka. Dzięki takiemu wyciszeniu w stresogennych sytuacjach związanych z intensywnym leczeniem, intensywna terapia trwa znacznie krócej – tak o efektach muzykoterapii, z której korzystają mali pacjenci, mówi prof. dr n. med. Barbara Królak-Olejnik, kierownik Kliniki Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

To pierwsza placówka na Dolnym Śląsku i czwarta w Polsce, która oferuje takie wsparcie wcześniakom i ich rodzicom.

Maciej Sas

Fot. z archiwum W.S.

Oddział szpitalny, intensywna terapia noworodka, na fotelu mama ze swoim przedwcześnie urodzonym dzieckiem, obok nich ktoś w białym fartuchu nucący do muzyki płynącej z delikatnego ukulele. Szpital to nie filharmonia, a wcześniak nie meloman! – rzekłby ktoś zaskoczony takim obrazkiem. I byłby w błędzie – bo odpowiednio dobrana muzyka potrafi zdziałać cuda. I działa – na razie w Klinice Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. To pierwszy oddział na Dolnym Śląsku, a czwarty w Polsce, w którym korzysta się z dobrodziejstwa muzykoterapii.

– To taka sama interwencja terapeutyczna jak fizykoterapia czy psychoterapia – uśmiecha się prof. dr n. med. Barbara Królak-Olejnik, kierownik Kliniki Neonatologii USK. – To jedna z form terapii, która jest konieczna zwłaszcza w oddziałach, w których pacjent znajduje się w sposób nieoczekiwany. Przykładem tego jest poród przedwczesny i urodzenie bardzo małego człowieka, który zaskoczył rodziców tym, że już jest na świecie. To oznacza mnóstwo stresu zarówno dla rodziców (bo przecież miało być inaczej), jak i dla tego maleńkiego człowieka, którego prawidłowy rozwój został przerwany przedwczesnym urodzeniem – wyjaśnia.

prof. dr hab. n. med. Barbara Królak-Olejnik
kierownik Katedry i Kliniki Neonatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Ukończyła Wydział Lekarski Śląskiej Akademii Medycznej. Jest specjalistą pediatrii, neonatologii i zdrowia publicznego. Jej główne zainteresowania naukowe i kliniczne to m.in.: opieka okołoporodowa, naturalne żywienie noworodków i niemowląt z uwzględnieniem pacjentów leczonych w OITN, niewydolność oddechowa i konieczność leczenia w OITN noworodków pochodzących z ciąż mnogich, nieinwazyjne metody wentylacji oraz diagnostyka zakażeń wewnątrzmacicznych z grupy TORCH

Przychodzi muzykoterapeuta do kliniki

Szefowa Kliniki przyznaje, że z pewnych form muzykoterapii personel korzystał już przed laty, ale były to formy bardzo niedoskonałe – po prostu na oddziale dla wcześniaków ustawiano urządzenie grające i puszczano z niego muzykę poważną lub rozrywkową. Chodziło głównie o to, by mali pacjenci i ich mamy nie słyszeli odgłosów wydobywających się z używanego sprzętu medycznego, bo to pogłębia stres.

Teraz muzyka, którą słychać w Klinice Neonatologii, jest precyzyjnie ukierunkowana na potrzeby rodziców i ich dzieci. Nic już nie płynie z głośników w jakąś abstrakcyjną przestrzeń, bo nie o to w tym chodzi.

– Zgłosiły się do mnie pani adiunkt Katarzyna Turek z Akademii Muzycznej i jej studentka przygotowująca pracę magisterską, pani Weronika Serwa. Zapytały, czy jestem zainteresowana muzykoterapią dla najmniejszych, bo stosują ją już z powodzeniem w różnej formie w oddziałach dla dorosłych – powiada pani profesor.

– Zapytałam, jak miałaby wyglądać taka terapia, by móc zaoferować ją na przykład rodzicom w czasie kangurowania, czyli kiedy noworodek przytula się do mamy czy taty. Wtedy słyszałby nie tylko bicie ich serca, nie tylko słowa rodziców, nie tylko czytanie książek, ale też delikatną muzykę i śpiew mamy w towarzystwie osoby, która ma takie przygotowanie zawodowe.

Nie trzeba było przekonywać doświadczonego neonatologa – chwilę potem więc udało się zorganizować pierwsze sesje muzykoterapii dla mam i ich przedwcześnie narodzonych dzieci (rzecz jasna na ich prośbę i za ich zgodą).

Zajęcia prowadzi pani Weronika Serwa, która od początku swoich studiów na Akademii Muzycznej we Wrocławiu interesowała się muzykoterapią wcześniaków i ich rodziców. Dlatego też tej dziedziny dotyczy temat jej pracy (najpierw licencjackiej, a teraz – magisterskiej).

Tworząc pracę naukową na temat muzykoterapii wcześniaków i ich rodziców, bacznie śledziłam m.in. działania dr Sary Knapik-Szwedy, która w ramach międzynarodowego projektu badawczego, jako pierwsza w Polsce, rozpoczęła prowadzenie sesji muzykoterapeutycznych dla wcześniaków na oddziale szpitalnym w Rudzie Śląskiej. Niestety, przez pandemię covid ciężko mi było – mówi. – Ogromnie się więc cieszę, że dzięki pani Barbarze Królak-Olejnik w realnych warunkach mogę wykorzystać to, czego się nauczyłam – podkreśla. Jak dodaje, jest jednym z 4 dyplomowanych muzykoterapeutów  w Polsce, który pracuje na oddziale neonatologicznym.

To rodzice mają śpiewać

Podobnie jak w przypadku każdej innej terapii, tak i wykorzystanie muzyki do celów leczniczych zaczyna się od starannego, dokładnego, wywiadu. Zanim przystąpi do swoich wysublimowanych zabiegów, muzykoterapeuta zbiera podczas rozmowy informacje na temat  preferencji i doświadczeń muzycznych rodziców (a te czasem bywają zaskakujące). Pani Weronika pyta też, czy rodzice chętnie wykorzystują swój głos, np. śpiewając dziecku, czy są otwarci na to, ale też czy akceptują brzmienie swojego głosu i czy nie mają oporów w mówieniu do swojego maleństwa.

– Moim zadaniem jest też znalezienie takich utworów, które są szczególnie ważne w rodzinie, np. ze względu na  tradycję albo  osobiste doświadczenia rodzinne – wyjaśnia wrocławska muzykoterapeutka. – Może to być jakaś tradycyjna kołysanka, ale też zwykłe utwory, które się przewijały w czasie ciąży.

Po takiej wstępnej rozmowie przychodzi czas na pierwszą próbę wspólnego nucenia – na razie bez słów. Towarzyszy temu dźwięk jakiegoś instrumentu o delikatnym brzmieniu – pani Weronika korzysta zwykle na początku z ukulele sopranowego.

– Muzyka dla wcześniaka powinna mieć charakter relaksacyjny, czyli przede wszystkim być delikatna, cicha, spokojna i przewidywalna – tłumaczy.

Pierwszym elementem sesji jest kołysanka. Jeśli mama początkowo nie chce śpiewać sama, jest wspierana przez muzykoterapeutkę. Wspólnie uczą się krótkich, nieskomplikowanych utworów –  kołysanek czy wręcz utulanek, mających uspokoić malca. – Moim zadaniem jest otworzenie rodziców na to, by to oni śpiewali do dziecka, mówili, nucili. Uczymy się w tym celu tradycyjnych kołysanek. Ale tworzymy też własne, krótkie utwory – bardziej emocjonalne. W nich wykorzystujemy imię dziecka, jakieś szczególne doświadczenia rodzica – opowiada Weronika Serwa. – Mama czy tato mogą też z moją pomocą napisać własną kołysankę.

Często te muzyczne zajęcia uwalniają w młodych rodzicach potrzebę porozmawiania o innych sprawach. W efekcie czują ulgę, że mieli z kim porozmawiać o sprawach, które ich niepokoją, czy zalegały gdzieś na dnie duszy.

Ale muzykoterapeutka chętnie prowadzi też ćwiczenia oddechowe, sesje relaksacyjne z muzyką, które pozwalają odreagować nabrzmiałe emocje i uspokoić młodą mamę (czy tatę). Prócz tego w czasie każdej sesji rodzice są instruowani, jak samodzielnie wspierać rozwój swoich wcześniaków za pomocą muzyki. – Opowiadam im więc choćby o muzycznych rytuałach, o roli bogatego środowiska muzycznego – tak, żeby, wychodząc z oddziału, mieli już doświadczenia i odpowiednią wiedzę. I żeby nie bali się korzystać z tego, będąc ze swoim dzieckiem w domu – uśmiecha się pani Weronika.

Wszystko to służy tworzeniu więzi między rodzicami a ich dzieckiem, poczucia bliskości i bezpieczeństwa. Żeby tak się stało, rodzice muszą brać aktywny udział w terapii. Nie wchodzi więc w grę sytuacja taka, że mama czy tato mówią: „Niech pani pośpiewa mojemu dziecku”. – Tutaj najważniejsi są rodzice. To mama czy tato muszą się zaangażować w terapię, bo najważniejszym narzędziem jest ich głos, a nie mój – wyjaśnia terapeutka. Bo dziecko, które bardzo dobrze zna głos rodzica (już od 24. tygodnia życia płodowego), reaguje na jego głos od razu, czując się bezpiecznie i spokojnie.

Profesor Barbara Królak-Olejnik zaznacza, że takie rodzinne śpiewanie może być zastosowane jako terapia muzyką dla dzieci dopiero, gdy te mają 28-30 tygodni. Dlaczego? Bo dopiero wtedy te dźwięki są właściwie przez dzieci odbierane i działają stymulująco. Mniejsze wcześniaki najczęściej wymagają bardziej intensywnych działań terapeutycznych.

 

Co taka terapia daje

Weronika Serwa, muzykoterapeutka, wolontariuszka w Klinice Neonatologii USK przy ul. Borowskiej
Fot. z archiwum M.S.

Wiemy już co, wiemy gdzie, pora wyjaśnić, co taka terapia daje. Szefowa Kliniki Neonatologii wyjaśnia, że dziecko się wycisza, ma mniejsze zapotrzebowanie na tlen, chętniej zjada większe porcje mleka. Dzięki takiemu wyciszeniu w stresogennych sytuacjach związanych z intensywnym leczeniem, intensywna terapia trwa znacznie krócej.

– Korzystamy z usług profesjonalistów, by działać uspokajająco na mamę, wyciszać i uspokajać dziecko i  powodować, że muzyka łagodzi obyczaje. Dokładnie i w ten sam sposób działa kojąco na noworodka, który jest niespokojny, np. kiedy słyszy głośne dźwięki wytwarzane przez sprzęt w oddziale. Malec uspokaja się, gdy usłyszy głos mamy. A jeszcze spokojniejszy się staje, kiedy w tle brzmi delikatna muzyka i mama śpiewa kołysanki albo utulanki – przyznaje prof. Królak-Olejnik. – Proszę sobie wyobrazić, że w trakcie dyżuru, wchodzę na oddział z chirurgami, którzy mają skonsultować pacjenta, a tu ktoś nam delikatnie śpiewa i gra. To jedna z mam siedzi na fotelu obok inkubatora i kanguruje swoje 1000-gramowe dziecię, a obok Weronika, gra na ukulele i obie śpiewają. To nawet na nas działa uspokajająco – śmieje się.

Weronika Serwa dodaje, że dzięki muzykoterapii udaje się budować arcyważną więź emocjonalną, tworzy się bezpieczne przywiązanie, intymność. Poza tym takie sesje pomagają rodzicom (głównie mamom) przepracować trudne emocje. Ale służą też wzmocnieniu i pokazaniu, że rodzice dysponują odpowiednimi zasobami do tego, by wspierać dziecko, nie tylko bezczynnie siedząc na oddziale, ale też aktywnie angażując się w cały proces terapeutyczny.

Weronika Serwa podkreśla, że choć z muzykoterapii najczęściej korzystają mamy (bo to one przebywają przecież z dziećmi w szpitalu), to ojcowie też chętnie się włączają w taki proces.  – Cieszy mnie to, że ojcowie są bardzo otwarci na śpiewanie. Nie mają jakichś wielkich blokad przed tym, by śpiewać dziecku – podkreśla z uznaniem muzykoterapeutka.

Muzykoterapia na stałe dla wcześniaków?

Na razie muzykoterapeutka gości w Klinice Neonatologii w ramach umowy wolontariackiej. Jednak prof. Barbara Królak-Olejnik ma nadzieję, że uda się przekonać dyrekcję USK, by na stałe na normalnych zasadach pacjenci zwłaszcza oddziału intensywnej terapii mogli korzystać z tej formy terapii. Pani profesor zaznacza, że terapeutka nie tylko znakomicie prowadzi sesje, ale też dba o to, by po powrocie do domu rodzice kontynuowali pracę ze swoimi dziećmi.

– Pani Weronika przygotowała e-booka, który ma swój kod QR. Mama może sobie ściągnąć na komórkę wszystko, czego się uczyła w czasie terapii. Są tam między innymi linki do muzyki, a także słowa kołysanek i utulanek, które była śpiewane w czasie sesji na oddziale – mówi.

 

 

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?