Skrót artykułu Strzałka

W dobie pandemii nie uciekniemy od medycyny narracyjnej. Musi ona czym prędzej zająć stosowne miejsce w edukacji medyków wszelkiego autoramentu, a także aspirujących do tego grona studentów uczelni medycznych w Polsce. Medycyna narracyjna – nawet nie jako fakultatywny, ale obligatoryjny przedmiot studiów – może przygotować wszystkich do umiejętności uważnego słuchania pacjenta. Jest to kompetencja o wyjątkowej randze, zwłaszcza w czasie, gdy kontakt z pacjentem ogranicza się coraz częściej do rozmowy telefonicznej. Jak wpajał swoim studentom prof. Andrzej Szczeklik: „Wystarczy słuchać”, wszak rytm rozmowy, barwa głosu, tempo wypowiadanych słów, przerywany i niepewny tok wypowiedzi mówi nierzadko więcej o pacjencie niż jego karta choroby.

Niełatwa sztuka przywracania głosu

Tekst Aleksander Woźny

W dobie pandemii nie uciekniemy od medycyny narracyjnej. Musi ona czym prędzej zająć stosowne miejsce w edukacji medyków wszelkiego autoramentu, a także aspirujących do tego grona studentów uczelni medycznych w Polsce. Medycyna narracyjna – nawet nie jako fakultatywny, ale obligatoryjny przedmiot studiów – może przygotować wszystkich do umiejętności uważnego słuchania pacjenta. Jest to kompetencja o wyjątkowej randze, zwłaszcza w czasie, gdy kontakt z pacjentem ogranicza się coraz częściej do rozmowy telefonicznej. Jak wpajał swoim studentom prof. Andrzej Szczeklik: „Wystarczy słuchać”, wszak rytm rozmowy, barwa głosu, tempo wypowiadanych słów, przerywany i niepewny tok wypowiedzi mówi nierzadko więcej o pacjencie niż jego karta choroby.

Ale tylko słuchać to za mało: lekarze muszą nauczyć się, o czym wspominałem w jednym z poprzednich artykułów („W okowach języka”), mówić własnym głosem. Chory bowiem, po wielokroć doświadczany w niełatwych czasach zarazy, i to nie zawsze pozytywnie, uwierzy im ponownie jedynie wówczas, gdy usłyszy po drugiej stronie mowę autentyczną, wyrażająca się już samym brzmieniem, dykcją i melodią słów. Mowę skierowaną właśnie do niego, do człowieka, który w wyniku choroby i cierpienia oniemiał i teraz niejako na nowo musi się nauczyć mówić.

Czyż nie podobnie dzieje się z lekarzami w czasie pandemii? Komunikację z pacjentem utrudnia czy wręcz uniemożliwia kombinezon, a szczególne to wszystko, co na oddziale covidowym ma chronić przed zakażeniem, czyli osłaniające oczy, usta, i nos gogle, maska z filtrem FFP3 oraz przyłbica. Jak w takim przebraniu mówić, jak wyrazić słowa pocieszenia, jak się uśmiechnąć?

Sytuacji oniemienia, zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i przenośnym, jest znacznie więcej. O magicznym niemal wymiarze pozbawiania pacjentów głosu pisze słynna amerykańska pisarka i dziennikarka Joan Didion w przejmującej opowieści o żałobie. Za „Rok magicznego myślenia” Didion otrzymała National Book Award, jedną z najbardziej prestiżowych w Stanach Zjednoczonych nagród literackich. Ale ta książka, o wybitnych walorach literackich, jest przede wszystkim świadectwem mierzenia się pisarki z przeżywanym intensywnie i na wiele sposobów żalem po stracie, spowodowanym śmiercią jej męża i dramatyczną chorobą córki. Jest, jak pisze autorka, próbą zrozumienia okresu, kiedy „zostały wywrócone wszelkie moje ustalone wyobrażenia na temat śmierci; na temat choroby; na temat prawdopodobieństwa i szczęścia; na temat […] sposobów, w jakie ludzie radzą sobie lub nie radzą z faktem, że życie się kończy; na temat kruchości zdrowia psychicznego; na temat samego życia”. „Rok magicznego myślenia” jest także rodzajem pisarskiego zdania sprawy z ograniczeń, przed jakimi staje autorka, próbując opisać sprawy ostateczne.

Pomimo bezspornego talentu literackiego, pomimo wszechstronnego opanowania technik pisarskich i dziennikarskich, Didion z pokorą wyznaje swoją bezradność wobec tematu choroby i śmierci, zawodność słów i rytmów mowy, niewspółmierność języka wobec własnych przeżyć. Wydaje się jej, że w swoich poszukiwaniach utraconego sensu zbliżyłaby się do tego, co chce przekazać, gdyby nie rezygnując ze swojego pisarskiego warsztatu, miała do dyspozycji montażownię i edytor cyfrowy Avid, rewolucyjną aplikację, która umożliwia nieliniową edycję obrazu i dźwięku. Gdyby dysponowała, dodatkową, a nie tylko literacką, reprezentacją znakową.

„Zamazany umysł” to słowa, jakimi jej córka Quintana po wielu tygodniach pobytu na OIOM-ie w kalifornijskim szpitalu akademickim określa swój stan psychiczny. Stanu zamazanego umysłu nie może się także pozbyć śmiertelnie porażona chorobą córki jej matka, która na krok nie odstępuje nieprzytomnej dziewczyny. Pomimo że Quintana nie wykazuje żadnej aktywności, matka buntuje się przeciw tracheotomii, podjętej przez lekarzy decyzji o zaintubowaniu pacjentki. Dla niej, jako matki i zarazem pisarki, pozbawienie własnej córki głosu jest równoznaczne z jej śmiercią.

Powracając do oddziałów covidowych i pandemii, nie porzucam tematu oniemienia. Bo może właśnie w tej szczególnej sytuacji, w tym oniemieniu obu stron, wszak pacjent covidowy bywa także często zaintubowany, jest jakaś szansa na uzdrowienie relacji lekarz – pacjent? Brzmi to jak paradoks, a jednak spróbujmy bliżej przyjrzeć się takiej hipotezie. Być może ta dziwaczna równość oniemiałych stwarza dziś szansę na pokonanie syndromu wyższości medyków?

Poczucie wyższości traktuję jako przeciwieństwo pozycji społecznej określanej mianem „strukturalnej niższości”, która wywołuje pośród antropologów kultury szczególne zainteresowanie i sympatię. Przede wszystkim z powodu bogatej symboliki, jaka się z wiąże z tym zjawiskiem społecznym. Stanowi ono bowiem ważny aspekt kultury, ujawniający się nie tylko w klasowych i kastowych systemach stratyfikacji społecznej, ale także w naszej współczesności. Na temat roli strukturalnej niższości niewykwalifikowanych robotników, biedaków, wyrzutków czy pariasów, powstała bogata literatura. Pogardzani i odrzucani przez tych, którzy stoją wyżej w hierarchii społecznej, przywodzą na myśl pamiętnych „dzieci Boga”, jak Mahatma Gandhi określał „nietykalnych”, najniższą spośród kast w Indiach. To im, właśnie tym najmniejszym, przypisuje się – paradoksalnie – symboliczną funkcję reprezentowania ludzkości, bez względu na cechy i ograniczenia związane z ich statusem. Obszerna jest, także i dziś, lista pozbawionych głosu. Ryszard Kapuściński upominał się o nich całą swoją twórczością, uznając „stan niemożności wypowiedzenia się” za cechę ubóstwa.

Powróćmy zatem do literatury, która w medycynie narracyjnej, w uzdrawianiu relacji między lekarzami i pacjentami, w procesie przywracaniu głosu milczącym, odgrywa nierzadko wyjątkową rolę. W listopadowym numerze tygodnika „The New Yorker” pojawił się artykuł doktora Ofole Mgbako zatytułowany „Lekarz, pacjent i ich poezja”. To opowieść o tym, jak pisanie wierszy staje się najlepszym lekarstwem. Jej autor prezentuje czytelnikom historię swojego pacjenta Jima Gallaghera, siedemdziesięciokilkuletniego mężczyzny, u którego wykryto przed laty raka prostaty. Jim nie był subtelnym, wydelikaconym mężczyzną, stereotypowym wyobrażeniem poety. Przeciwnie, robił wrażenie mocnego człowieka, był weteranem wojny w Wietnamie, służył w wywiadzie. Lata choroby odcisnęły jednak na nim swoje piętno, jego twarz poorana zmarszczkami, pochylona postać i lekkie utykanie wskazywały, że rak mógł zaatakować kręgosłup, co zresztą potwierdziły badania tomografem. Jako człowiek już niemłody, doświadczony w wielu ekstremalnych sytuacjach, wiedział, że należy się liczyć z rychłą śmiercią, dawał sobie jeszcze, co wyznał podczas spotkania z lekarzem, około dwóch lat życia. Doktor Mgbako, wówczas poczatkujący rezydent na internie, do którego Jim trafił po blisko pięćdziesięciu naświetleniach, postanowił zastosować radykalną metodę. Odwrócił się od ekranu komputera, gdzie wyświetlała się długa lista gromadzonych przez lata badań pacjenta, i spytał: „Jaki masz cel w życiu, stojąc w obliczu śmierci?”

Bezpośredniość w kontakcie z człowiekiem, przyzwyczajonym do spotykania na swojej onkologicznej drodze stereotypowo reagujących na jego dramat medyków-pocieszycieli, zmienia nastawienie Jima wobec poczatkującego lekarza. Wyznaje, że jest poetą i postanawia podarować mu zbiór swoich wierszy. Wśród nich znajduje się utwór „W kruchym czasie”, który przyciąga uwagę lekarza:

 

„To był kruchy czas.

A my żyliśmy nim ostrożnie

Upewniając się, że nie było

Zbyt dużego oddalenia

Między miękkimi słowami

A delikatnym dawaniem

Wiedząc, że czas jest ograniczony

Ale nie policzony

Czy podzielony

Na dni bądź tygodnie

W poszukiwaniu

Znaku jego końca”.

 

Wiersz Jima staje się dla lekarza rodzajem karty alternatywnej. Kiedy ponownie, będąc już w domu, zagłębia się w historię choroby swojego pacjenta, uświadamia sobie, że liczące wiele lat wędrówki od onkologa do onkologa, ciągłe naświetlenia i terapia abirateronem wywołały u Jima ruinę jego ciała, jego psychiki i poczucie nieustającego zmęczenia. Jedynym lekarstwem przynoszącym mu ulgę stała się poezja. Jego wiersz o kruchości przeżywanego czasu, raport o stanie swojego życia, napisany zupełnie innym językiem, mocno kontrastował z medycznym slangiem opisującym historię choroby onkologicznej. Poezja Jima opowiadała o historii człowieka stojącego w obliczu śmierci; człowieka, który na nowo próbuje zbudować sens przeżywanego przez siebie czasu, stworzyć swoją własną koncepcję czasu.

Przywołuję raz jeszcze prof. Szczeklika, który w zbiorach esejów zatytułowanych „Nieśmiertelność” i „Kore” kładzie nacisk na pokorę w praktyce klinicznej. Powinna się ona wyrażać rezygnacją lekarza z narzucania z góry „władczych koncepcji choroby”. Zamiast postawy paternalistycznej, którą demonstruje się swoją władzę i autorytet, lekarz zostaje wezwany do symbiozy z pacjentem. Do współdziałania z żywym człowieka, jakim jest osoba chora, do współpracy, której nie może zastąpić żaden z góry zdefiniowany obraz choroby.

Ta właśnie pokora narracyjna, bo o nią tu przede wszystkim chodzi, ujawnia się z niezwykłą wprost wyrazistością w budowanej latami relacji Jima i doktora Mgbako. Zarówno pacjent, jak i jego lekarz odzyskują dzięki niej swój autentyczny głos. Ich własne wiersze przesyłane e-melami, ich poetycka korespondencja staje się najlepszym świadectwem przełomu, jaki pod wpływem literatury dokonuje się w każdym z nich. Zarówno jeden, jak i drugi, po latach milczenia, zaniechania poezji, wracają do pisania. I jeden drugiego swoją twórczością umacnia w poetyckim fachu, jeden drugiego podtrzymuje na duchu, ujawniając głębokie pokłady znaczeń przekazywanych w swoich wierszach. Ich relacja, niemal od pierwszej wizyty Jima w gabinecie doktora Mgbako, staje się z czasem sięgającym coraz głębiej spotkaniem interpretatywnym.

Przyjrzyjmy się, jak głęboko Jim sięga do znaczeń zawartych w wierszu swego doktora, który po latach poetyckiego milczenia przesyła mu swój wiersz:

 

„Oczy otworzyły się powoli

[…]

Uśmiech wpełzł na jej twarz

Śmierć zapytała kim ona jest?

Ubrana w kolorowe nakrycia głowy i złote kolczyki

Matka, muza

Moja pacjentka jest ze mną”.

 

To pacjent, stając się czytelnikiem, nazywa po imieniu odkryte przez lekarza przesłanie, z którego on sam – pomimo że jest autorem wiersza – jeszcze nie w pełni zdaje sobie sprawę. To Jim w przesłanej mejlem interpretacji wiersza uświadamia swojemu doktorowi, że potrafił dokonać rzeczy niezwykłej: dostrzec w swojej pacjentce, pozostającej bezpośrednio w zasięgu śmierci, człowieka, którego nie wolno sprowadzać do jednostki chorobowej. To dzięki Jimowi lekarz uświadomił sobie w pełni, jak wielkie znaczenie ma rozmowa z pacjentami, którzy zostali pozbawieni głosu. I jeszcze jedno: że rozmowa z zaintubowanymi, a więc – dodajmy – także tymi, którzy są dziś pod respiratorami, jest trudną sztuką dorównującą, a może nawet przewyższającą wszelkie inne specjalizacje lekarskie: „Wiele się nauczyłem od Jima – wyznaje dr Mgbako – o medycynie, zwłaszcza jeśli chodzi o leczenie hospitalizowanych, krytycznie chorych pacjentów. Często spotykam ludzi po tym, jak ciężka infekcja zniszczyła ich ciała. Większość z nich ma o wiele mniej czasu niż Jim. Teraz zawsze poświęcam im choćby chwilę, aby zapytać: <<Z czym wiążesz swoje nadzieje, co jeszcze chciałbyś osiągnąć w życiu?>>.

 

Bibliografia:

Didion J., Rok magicznego myślenia, przeł. H. Pasierska, Kraków 2016.
Guriewicz A., Problemy średniowiecznej kultury ludowej, przeł. Z. Dobrzyniecki, Warszawa 1987.
Kapuściński R., Dałem głos ubogim. Rozmowy z młodzieżą, przeł. M. Szymków, J. Wajs, Kraków 2008.
Mgbako O., A Doctor, a Patient, and Their Poetry. In some ways, writing was the best treatment, [online], 10 listopada 2021 [dostęp: 23.11.2021]. Dostępny w internecie: https://www.newyorker.com/science/annals-of-medicine/a-doctor-a-patient-and-their-poetry.
Samborska-Kukuć D., Spotkanie pacjenta z lekarzem oraz anamneza jako clou medycyny narracyjnej w eseistyce Andrzeja Szczeklika, „Teksty Drugie” 2021, nr 1, s. 101-106.
Turner V., Gry społeczne, pola i metafory. Symboliczne działanie w społeczeństwie, przeł. W. Usakiewicz, Kraków 2005.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?