Skrót artykułu Strzałka

Groźna choroba zbiera śmiertelne żniwo. Sztab ekspertów pracuje zgodnie nad jej pokonaniem. Wszyscy współpracują, ścigając się z czasem. Wreszcie się udaje! Doczekaliśmy się cudu? Nie – taki jest scenariusz „Pandemii”, jednej z popularnych gier planszowych. W ostatnich miesiącach pod znakiem lockoutu zainteresowanie nią wzrosło. Zdaniem specjalistów planszówki to znakomity sposób na promowanie postaw prozdrowotnych, ale też na samotność dokuczającą wielu z nas po miesiącach przymusowej izolacji.

Jak pokonać pandemię w dwie godziny?

Tekst Maciej Sas

Fot. Pixabay

Groźna choroba zbiera śmiertelne żniwo. Sztab ekspertów pracuje zgodnie nad jej pokonaniem. Wszyscy współpracują, ścigając się z czasem. Wreszcie się udaje! Doczekaliśmy się cudu? Nie – taki jest scenariusz „Pandemii”, jednej z popularnych gier planszowych. W ostatnich miesiącach pod znakiem lockoutu zainteresowanie nią wzrosło. Zdaniem specjalistów planszówki to znakomity sposób na promowanie postaw prozdrowotnych, ale też na samotność dokuczającą wielu z nas po miesiącach przymusowej izolacji.

„Cztery choroby wydostały się na świat i przed drużyną specjalistów z różnych dziedzin stanęło zadanie odnalezienia szczepionek na te epidemie, zanim ludzkość zostanie unicestwiona” – to wstęp do gry „Pandemia”, ale łatwo go pomylić z epidemią SARS-CoV-2, z jaką od półtora roku zmaga się cały świat. Można powiedzieć, że to prorocza planszówka, bo jest znana na świecie od wielu lat – na długo przez pojawieniem się COVID-19.

Wszyscy atakują wirusa!

– W czasie lockoutu ludzie pytali o „Pandemię” znacznie częściej niż do tej pory – przyznaje Leszek Traczyk, wrocławianin, właściciel sklepu z grami Planszak.pl. – To gra utrzymana w klimacie pandemicznym. Cała rodzina może grać kooperacyjnie, czyli bezkonfliktowo. Po prostu wszyscy, wcielając się w role różnych ekspertów, jednoczą się, by pokonać złego wirusa – wyjaśnia.

Można zostać naukowcem, sanitariuszem czy logistykiem i współdziałać z innymi, by osiągnąć cel: wyprodukować szczepionki i leki, a dzięki nim powstrzymać rozprzestrzenianie się zabójczych chorób.

O wzmożonym zainteresowaniu grą, szczególnie na początku pandemii koronawirusa mówi też Maciej Smiatacz, właściciel wrocławskiego sklepu z planszówkami Marajo.pl – Wzięło się to stąd, że w mediach społecznościowych śmieszkowaliśmy sobie z tego: „O, pandemia! A u nas można sobie zagrać w pandemię i ją szybko pokonać!”. Ludzi to zainteresowało. Chodziło o odprężenie w tym smutnym czasie – tłumaczy. – W grze możemy pokonać pandemię w półtorej godziny, a nie w półtora roku, jak to ma miejsce w realnym świecie – dodaje.

Warto dodać, że ta pozycja doczekała się na świecie wielu wariantów oferujących różne scenariusze. Trochę to jak SARS-CoV-2, którego nowe warianty nieustannie pojawiają się w innych częściach świata…

Obaj fachowcy od gier przyznają, że w trudnym czasie pandemii w ogóle zainteresowanie planszówkami wzrosło. Ludzie częściej spotykali się też w domach, by pograć, nie dać się samotności, poczuć dreszczyk emocji towarzyszący rywalizacji i czerpać przyjemność z bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi.

„Zdrowe gry”

Ale gier, w których ważny element scenariusza stanowi zdrowie, jest więcej. Leszek Traczyk podpowiada inną, która od lat cieszy się zainteresowaniem wśród dzieci – „Było sobie życie”. – Wszyscy w moim wieku znają ten tytuł z telewizji lat 90. To gra bardziej edukacyjno-rozrywkowa. Dzieci mogą usiąść i pograć, a przy okazji czegoś ważnego się nauczyć. Chodzi w niej o to, jak działa organizm człowieka – opowiada planszówkowy ekspert.

Nieco poważniejszy charakter ma kolejny tytuł podpowiedziany przez Macieja Smiatacza: „Dice hospital”. Gra dotyczy budowania… szpitala i jego działania. To przecież sytuacja analogiczna do niedawnego tworzenia szpitali tymczasowych na potrzeby leczenia chorych na COVID-19! Co prawda gra nie ukazała się w języku polskim, ale jej angielskojęzyczną wersje można bez trudu znaleźć w sieci. We wstępie do niej czytamy: „W Dice Hospital, grze polegającej na odpowiednim rozlokowaniu pracowników, gracze muszą leczyć jak najwięcej pacjentów, aby uspokoić lokalne władze!”. Brzmi znajomo…

Kolejny przykład znanej, angielskojęzycznej planszówki obracającej się w tematyce medycznej to „Pocket pharma”, stosunkowo prosta gra. W tym przypadku zadaniem uczestników rozgrywki jest wyprodukowanie farmaceutyków, które będą skutecznie leczyć 4 poważne choroby cywilizacyjne, w tym nowotwory. – Operuje się kartami, na których są rzeczywiste związki chemiczne służące do produkcji leków. Mechanika jest bardzo prosta, więc dziesięciolatek nauczy się wszystkiego bardzo szybko, a czterdziestolatek dowie się na przykład tego, z czego składa się aspiryna – zachęca pan Maciej.

Ważne jest poczucie wpływu na to, co się dzieje

Zainteresowanie planszówkami nie dziwi wrocławskiej psycholog Bożeny Uścińskiej. Jej zdaniem gry można wykorzystać na wiele sposobów, również przemycając w nich treści ważne z punktu widzenia społecznego, w tym ochrony zdrowia. Jak mówi, w ogóle gra zrobiła się w ostatnich czasach bardzo ważnym elementem edukacji, a nawet… rekrutacji. – W licznych firmach, żeby przejść proces rekrutacyjny, trzeba pokonać wiele „levelów”. Poziom umiejętności, kompetencje, wiedza – jeśli to jest odpowiednie, można pójść dalej. Takie sposoby świetnie się sprawdzają w przypadku osób młodych, bo wielu z nich znakomicie się odnajduje w świecie uporządkowanym na wzór gier – podkreśla psycholog. – Gra ma jasne, ściśle ustalone zasady, których trzeba się trzymać. Z psychologicznego punktu widzenia to świetny element brania pod kontrolę tego wycinka świata, za który jesteśmy w czasie rozgrywki odpowiedzialni. Ma to nagradzający charakter, bo żyjemy w warunkach, w których nam się przypomina, że utraciliśmy kontrolę nad życie, jesteśmy bezradni. Mówi się nawet, że głównym klimatem, który będzie nam towarzyszył po pandemii, będzie zniechęcenie i poczucie bezradności. A gra jest dobrym sposobem na to, by w ogóle podjąć aktywność – już to samo w sobie jest cenne. Poza tym daje szansę na to, by wpisać się w jakiś zespół reguł porządkujących świat, a więc przynajmniej przez chwilę mamy poczucie realnego wpływu na to, co robimy – tłumaczy.

Co więcej, jak się okazuje, samo zaangażowanie się w grę jest bardzo wartościowe, bo włącza się nam układ limbiczny, a więc odpowiedzialny biologicznie za poczucie satysfakcji, szczęścia, czyli układ nagrody. – Nie musimy nawet koniecznie wygrać – wystarczy bardzo się zaangażować (poznawczo czy przez komunikację z innymi graczami), by mieć poczucie siły, a co za tym idzie – nagrody – zaznacza Bożena Uścińska.

Znamy zjawisko wzmacniania różnych bodźców poprzez to, że one nam się kojarzą z jakąś emocją. Jeżeli coś się kojarzy pozytywnie, jak w przypadku pokonywania pandemii, a więc jeśli wejdziemy w jakąś rolę, możemy przygotować strategię postępowania, zorganizować coś, to sama ta sytuacja pozytywnej emocji jest bardzo ważna. Psycholodzy, jak mówi Bożena Uścińska, świadomie tym manipulują, żebyśmy odczuwali przyjemności, błogości, doświadczania czegoś pozytywnego, bo jest nadzieja, że później powtórzymy to doświadczenie w realu.

– W grze „Pandemia” podoba mi się szczególnie wejście w rolę, bo to jedna z takich mocnych technik – i terapeutycznych, i edukacyjnych: wchodzimy w rolę i mierzymy się z wszystkimi wyzwaniami do niej przypisanymi. Z tego poziomu uczymy się rozwiązywać problemy, ale też otrzymujemy wzmocnienia pozytywne, bo przecież gracze rozprawiają się skutecznie z pandemią. To jest zastosowanie skuteczne, bo wchodząc w rolę konkretnych osób uczymy się, jak to jest, gdy ich zadania wykonamy – mówi psycholog. – W mózgu taki model nazywa się torowaniem, czyli powstały połączenia aktywnych komórek, jest więc szansa, że to się odtworzy, gdy później w realu trafimy na podobny problem. Ta szansa będzie jeszcze większa, jeśli taką rozgrywkę powtórzymy. To może mieć znaczenia choćby w takich sytuacjach, gdy zastanawiam się, czy pójdę się zaszczepić, czy nie, czy namówię innych do tych szczepień, czy wskażę, gdzie zdobyć użyteczną informację – wyjaśnia.

Sposób na samotność

Wszystko to, jak dodaje, świetnie działa nie tylko na młodych ludzi. Prowadząc studia podyplomowe, nawet bardzo dojrzałe osoby angażuje w odgrywanie różnych ról. – Jak się okazuje, nie ma lepszego sposobu na to, by później, w omówieniu gdy zastanowić się, co dla nich niesie wejście np. w rolę menadżera czy terapeuty. Ten model uczenia się jest aktywny do końca naszego życia – podpatrujemy, jak coś robią inni ludzie, wchodzimy w „ich buty” i przez to podpatrywanie uczymy się, jak się zachowywać w konkretnej sytuacji – tłumaczy.

Co ważne, wspólne granie ma też inną ważną zaletę – pomaga w nawiązywaniu więzi nadszarpniętych w czasie trwającej pandemii. – W grze jest taki element przyspieszonej, bardzo bogatej komunikacji. Zauważyłam, gdy się ludzie pochylają nad grą (obserwowałam moje zaprzyjaźnione emerytki brydżystki), to przy okazji rozmawiają o wszystkim, rozwiązują tysiące problemów – od osobistych, przez interpersonalne aż po państwowe. Nie wiem, co jest takiego w tych grach, że one otwierają ludzi na wiele różnych sposobów – uśmiecha się wrocławska psycholog.

Wniosek z tego prosty – można by wykorzystać gry w promowaniu postaw prozdrowotnych, choćby szczepień przeciw SARS-CoV-2. Wrocławski zakaźnik, prof. dr n. med. Andrzej Gładysz, uważa, że warto je w tym celu wykorzystać. – W czasie pandemii raz w tygodniu robimy z żoną zakupy. Zauważyliśmy przy okazji, że jeśli gdzieś było stoisko z grami planszowymi, cieszyło się zainteresowaniem większym niż inne – przyznaje. – Można by to więc wykorzystać do promowania zdrowych wzorców. Taka gra musi zaangażować emocje człowieka, pobudzić go do refleksji.

Zdaniem profesora planszówki pozwalające się wcielić w jakąś konkretną rolę i angażujące emocje gracza mogą stanowić znakomite narzędzie edukacyjne, jeśli chodzi o wiedzę medyczną. – Gra byłaby idealna w sytuacji takiej: „Pan się szczepił?”. „Nie, nie szczepiłem się, bo się igły boję”. I w tym momencie należałoby logicznymi argumentami przekonać człowieka do szczepienia, a w grze dzięki temu dąży się do wygranej. Przemycanie ważnych treści w formie gry byłoby więc bardzo cenne – nie ma wątpliwości znany zakaźnik.

Zdaniem pana profesora, gdyby wprowadziło się do gry grupę zaszczepionych, grupę wątpiących, wymyśliło atrakcyjny, wiarygodny scenariusz, pojawiłby się pretekst, by przekonać wątpiących. – Jestem przekonany, że dla młodzieży byłoby to ciekawe i przekonujące – mówi prof. Andrzej Gładysz.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?