Skrót artykułu Strzałka

Prof. dr hab. Aleksander Woźny odpowiada na pytania uczestników webinarium „Słowa, które leczą. Rzecz o nieznanej w Polsce medycynie narracyjnej”, które odbyło się 19 stycznia 2021 roku.

Godność

jest wartością, którą trudno zmierzyć

 

W końcowej części prowadzonego przeze mnie w styczniu tego roku webinarium dla lekarzy, które zorganizowała Komisja Kształcenia DRL, jeden z jego uczestników, napisał na czacie słowa, które sprawiły mi ogromną satysfakcję. Otóż osoba posługująca się inicjałami E.M. napisała, że webinarium „przypomina o istocie spotkania lekarza z pacjentem na płaszczyźnie relacji i zrozumienia”. I o to rzeczywiście tu chodzi. Ale na naszym czacie pojawiały się przede wszystkim pytania. Pokazały one, jak mocno problemy stawiane w centrum przez medycynę narracyjną nurtują środowiska lekarskie, nawet gdy samo określenie „medycyna narracyjna” pozostaje nierozpoznane (nagranie webinarium zostało umieszczone na stronie: www.medycyna-narracyjna.pl. Tam Czytelnik znajdzie także teksty mojego autorstwa na temat medycyny narracyjnej). Nie na wszystkie pytania w czasie wykładu zdążyłem odpowiedzieć, a ponieważ każde z nich miało wielką wagę, udało się, dzięki przychylności redakcji „Medium”, uzyskać ponownie miejsce na łamach lekarskiego czasopisma. Można więc uznać, że odtworzenie czatu, który towarzyszył internetowemu seminarium o nieznanej w Polsce medycynie narracyjnej, jest w pewnym sensie kontynuacją zarówno styczniowego webinarium, jak i przeprowadzonej za mną rozmowy przez red. Magdalenę Janiszewską, zamieszczonej w poprzednim numerze „Medium”.

 

Prof. dr hab. Aleksander Woźny

Fot. z archiwum A.W./UWr

 

 

Jest medioznawcą i literaturoznawcą, profesorem w

Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej

Uniwersytetu Wrocławskiego (Zakład Medioznawstwa),

w 2020 roku wydał książkę swojego autorstwa

pt. „Scenariusze kultury w mediach i w medycynie narracyjnej”

(link do wersji pdf książki: http://www.wuwr.com.pl/upfiles/products/Wozny_Scenariusze_CNS_SxAYL.pdf).

 

 

Uczestnik webinarium: W jaki sposób zdefiniować najkrócej medycynę narracyjną? Czy nie jest to tylko dodatkowa nazwa, przypomnienie znanych od wieków kwestii komunikacji w medycynie? Na czym precyzyjnie polega nowatorstwo tego kierunku?

Prof. dr hab. Aleksander Woźny: Na to pytanie trudno jest udzielić lakonicznej odpowiedzi. Może zacznę zatem od przypomnienia swoich warsztatów prowadzonych dla lekarzy i pielęgniarek związanych z opieką paliatywną. Podczas liczącego niecałe dwie godziny spotkania dwie uczestniczki zdecydowały się opowiedzieć o swoich najbardziej traumatycznych przeżyciach, jakich doświadczyły w liczącej po kilkadziesiąt lat praktyce klinicznej. Były to narracje o śmierci dziecka i młodej kobiety. Obie bardzo dramatyczne i obie przemilczane przez dziesiątki lat, zarówno wobec osób najbliższych, jak i grona kolegów z pracy. Dopiero na naszych warsztatach doszło do ich odblokowania. Okazało się to możliwe po wspólnej lekturze poruszającego utworu literackiego o młodej dziewczynie umierającej na raka piersi. Ten wiersz otworzył zasklepione w pamięci i zamknięte na cztery spusty narracje. Pokazując w czasie warsztatów, na przykładzie samych medyków, jak literatura może otwierać opowieści pacjentów, doświadczyliśmy wspólnie jednego ze sposobów przywracania chorym utraconej podmiotowości. Bo właśnie poprzez literaturę, poprzez interpretowanie jej nierzadko ukrytych sposobów mówienia o ludzkich doznaniach i uczuciach medycyna narracyjna przybliża umiejętności współodczuwania w cierpieniu, umiejętności nazywania i rozumienia kodów, jakimi posługują się chorzy.

Mówiąc bardziej uczonym językiem, można powiedzieć, że medycyna narracyjna pomaga w przywracaniu pacjentowi zagrożonej chorobą tożsamości, a także poczucia godności poprzez współtworzenie intersubiektywnej relacji lekarza z pacjentem, która rodzi się w procesie opowiadania-słuchania.

Uczestnik webinarium: Czy nie można wprowadzić dodatkowych testów dla kandydatów na studia medyczne, sprawdzających ich stopień empatii oraz innych cech charakterologicznych, potwierdzających potencjał na bycie dobrym lekarzem? Czy medycyna narracyjna o tym myśli?

A.W.: To bardzo interesujący pomysł, ale być może zawiera się w nim skryte przeświadczenie, że człowiek się nie zmienia, że nie jest w stanie nauczyć się pewnych umiejętności, takich jak okazywanie empatii. A przecież „przebudzenia” są czymś bardzo istotnym w życiu każdego z nas. Wierzę głęboko, że doświadczają ich lekarze, może nawet częściej niż przedstawiciele innych zawodów.

Jeśli natomiast chodzi o modyfikacje związane ze studiowaniem medycyny, to także widziałbym potrzebę dokonania tu głębokich zmian, poczynając od wprowadzania perspektywy, którą medycyna narracyjna określa jako illness. Chodzi o umiejętność spoglądania na chorobę z „perspektywy pacjenta”, o wsłuchiwanie się z uwagą w jego odczucia i niepokoje, które są niewyrażalne w języku biomedycyny. To podejście jest niesprowadzalne do disease, do „perspektywy lekarza”, redukującej często człowieka do jednostki chorobowej – powtarzalnej i pozbawiającej podmiotowości.

Na wielu uniwersytetach amerykańskich, poczynając od Columbia University, medycyna narracyjna jest wprowadzana do programu studiów, istnieje także możliwość pisania prac dyplomowych z tej właśnie dziedziny. Coraz większą popularnością cieszą się również podyplomowe studia z medycyny narracyjnej, adresowane nie tylko do przedstawicieli zawodów medycznych.

Uczestnik webinarium: Jaka jest skala stosowania medycyny narracyjnej w Stanach Zjednoczonych, i jakich placówek głównie dotyczy?

A.W.: Częściowo odpowiedziałem na to pytanie, ustosunkowując się do poprzedniego. Wszystko zaczęło się w Columbia University, nowojorskiej uczelni, która należy do tzw. Ligii Bluszczowej, gromadzącej najstarsze, najbardziej prestiżowe uniwersytety amerykańskie. Początkiem wszystkiego było seminarium zorganizowane w 2000 r. na tymże uniwersytecie, a następnie studia magisterskie z medycyny narracyjnej, w czasie których studenci medycyny poznawali podstawy z zakresu teorii literatury, filozofii i kulturoznawstwa. To dzięki nim możliwe było organizowanie warsztatów na oddziałach onkologii, opieki pourazowej i fizjoterapii. Z czasem praktyka z zakresu medycyny narracyjnej objęła wiele amerykańskich szpitali i klinik dla weteranów dotkniętych stresem pourazowym, jakiego doznawali w wyniku działań wojennych. Od kilku lat prowadzone są akademickie programy z medycyny narracyjnej na wszystkich kontynentach, od Buenos Aires po Tokio i Kioto. Bardzo intensywnie dyscyplina ta rozwija się w państwach skandynawskich i we Włoszech, gdzie poczynając od czerwca ubiegłego roku prowadzone są webinaria, umożliwiające łagodzenie skutków pandemii koronawirusa i przeciwdziałające wypaleniu zawodowemu medyków.

Uczestnik webinarium: Czy istnieje jakieś zbiorcze kompendium wiedzy na temat medycyny narracyjnej?

A.W.: Takim źródłem może być zbiór artykułów amerykańskich literaturoznawców, filologów i lekarzy zgromadzonych wokół Columbia University Medical Center (przedstawicieli medycyny narracyjnej), opublikowany u nas w ubiegłym roku w Krakowie. Są tam m.in. teksty dr Rity Charon z Columbia University, literaturoznawczyni i lekarki, uznawanej za matkę chrzestną medycyny narracyjnej. Publikacja ta powstawała ze wsparciem zespołu Sindy Smalletz (z Columbia University), z którą spotkałem się podczas sympozjum z medycyny narracyjnej organizowanego trzy lata temu na Uniwersytecie Warszawskim. Książka z referatami z tej właśnie konferencji została opublikowana w 2019 r. Jest także moja książka pt. „Scenariusze kultury w mediach i w medycynie narracyjnej” z 2020 r. (link do bezpłatnego egzemplarza: http://www.wuwr.com.pl/upfiles/products/Wozny_Scenariusze_CNS_SxAYL.pdf ).

Uczestnik webinarium: Jakie są dowody empiryczne przemawiające za medycyną narracyjną?

A.W.: Medycyna narracyjna jest dyscypliną humanistyczną, trudno tu zatem o dowody w tradycyjnym rozumieniu empirii. Jej rezultaty są natomiast potwierdzane w doświadczeniu choroby, w doświadczeniu pacjentów i lekarzy. I właśnie te świadectwa stanowią „materiał empiryczny” medycyny narracyjnej. Można je znaleźć w każdym z opracowań poświęconych medycynie narracyjnej, pojawia się ich także bez liku na stronach internetowych.

Uczestnik webinarium: Jak się mierzy poziom efektywności medycyny narracyjnej?

A.W.: To pytanie pokrywa się w dużym stopniu z poprzednim, dodam więc tylko, że uwzględnianie przez lekarzy perspektywy illness, jako niezbędnego dopełnienia biomedycznej perspektywy disease, wzmacnia efektywność terapii i przywraca pacjentowi poczucie godności. A godność jest wartością, którą raczej trudno zmierzyć.

Medycyna narracyjna jest dyscypliną humanistyczną, trudno tu zatem o dowody w tradycyjnym rozumieniu empirii.

Uczestnik webinarium: Czy można stwierdzić, że w medycynie narracyjnej narratorem ma być głównie pacjent, a niezbędną rolą lekarza jest wysłuchać go z empatią i zrozumieniem?

A.W.:  Tak o to chodzi. To stwierdzenie, że narratorem ma być przede wszystkim pacjent, jest słuszne. Chodzi o to, żeby go wysłuchać i zrozumieć, a prowadzą do tego trzy kroki. A więc, po pierwsze, uwaga, wysłuchanie z najwyższą uwagą, pełne skupienie na tym, co pacjent ma do przekazania, czym się chce podzielić. Drugi krok to wyrażanie, reprezentacja, trzecim jest empatia. Etap drugi polega na tym, żeby słowo mówione osoby chorej zapisać, aby zapisali je ci, którzy się nią opiekują. Nabiera się wówczas do wypowiedzi dystansu, pojawia się pełniejsze jej zrozumienie. Zapis jest bowiem utrwalaniem tego, co ulotne. Dlatego tak istotne jest wyrażenie czyichś obaw, także tych własnych, w formie pisma. „Zapis” może przybierać także i inne formy, bowiem medycyna narracyjna sięga po różne środki wyrazu. W czasie pandemii coraz więcej lekarzy, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, odwołuje się do takich form utrwalenia przeżyć związanych z chorobą i cierpieniem, jak rysunki, obrazy, a nawet plakaty czy memy. Otóż medycyna narracyjna stwarza szanse „zapisania” cierpienia nie tylko pacjentom, ale i samym lekarzom, a w konsekwencji daje im możliwość zapanowania nad wypaleniem zawodowym. Ci, którzy są głęboko zaangażowani w walkę z pandemią, odczuwają bowiem coraz częściej potrzebę ekspresji, utrwalenia emocji i przemyśleń – przelewają je na papier, w postaci tekstów literackich, bądź tworzą zróżnicowane formy plastyczne.

Uczestnik webinarium: Czy na taką postać porozumienia między lekarzem a pacjentem powinno się nakładać konkretne działanie medyczne?   

A.W.:  Rozumieniem to „konkretne działanie medyczne” jako działanie polegające na tych formach aktywności, które leczą to, co w medycynie narracyjnej określa się mianem desease, czyli to, co jest rodzajem naprawy ciała, które przestaje funkcjonować. Jak pamiętamy medycyna narracyjna tę tradycyjną formę terapii dopełnia pespektywą illness, perspektywą pacjenta. Obie się łączą i nie ma tu takiej relacji, która polegałaby na następczości i uprzedniości. Te dwie perspektywy mogą się wzajemnie dopełniać. Im głębiej wchodzimy w to, co stanowi subiektywne doświadczenie osoby chorej, tym bardziej jesteśmy w stanie jej pomóc w sposób biomedyczny. Te dwie perspektyw po prostu się wzajemnie uzupełniają. I tu pojawia się trzeci z omawianych etapów, niezwykle istotny, mianowicie empatia.

Uczestnik webinarium: Nie zgadzam się, że empatia do całego świata jest empatią fałszywą. Takie podejście oznaczałoby, że empatia jest wybiórcza, bo zależy od czegoś czy od kogoś.

A.W.:  Widzę w tym stwierdzeniu głęboką troskę o to, aby właśnie nie traktować empatii w sposób wybiórczy, aby nie ograniczać się w okazywaniu empatii do osób nam najbliższych. Zgadzam się z tym apelem w stu procentach, z tym jednak, że jeśli mamy empatię do całego świata, jeśli mówię sobie rano, gdy wstaję z łóżka: kocham całą ludzkość, a wieczorem dopowiadam: tak, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ją kocham, ale jakoś nie było okazji, żeby to okazać konkretnej osobie, to taka empatia jest mało wiarygodna. Bo prawdziwa empatia to, przywołuję określenie Olgi Tokarczuk, współdzielenie czyjegoś losu. Współdzielenie nawet wówczas, a może szczególnie wtedy, gdy staje się on losem tragicznym, losem okrutnym. Aby jednak wspólnie przeżywać dramatyczny los z osobą, która go doświadcza, musimy ją dobrze poznać. I dopiero wówczas, gdy ten los jest nam znany, gdy potrafimy rozpoznać, co w tym losie jest najbardziej dramatyczne, podejmujemy decyzję, w którym momencie wchodzimy w tę zranioną narrację, jaką nam się przekazuje, jaką nam się opowiada. Trudno założyć, że można wejść w ten właśnie sposób w historię ludzkości i żywić empatię do wszystkich. Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie tego, bo ludzkie historie, a zwłaszcza historie chorób są konkretne, są nasycone emocjami, wrażliwością, a przede wszystkim podmiotowością, która jest podmiotowością konkretnej, chorej osoby. Są to narracje „ranliwe”, jak mawia kanadyjski socjolog medycyny, Arthur Frank. Wymagają więc bardzo indywidulanego podejścia.

Uczestnik webinarium: Czy medycyna narracyjna ma pełnić rolę psychoterapii dla lekarza i pacjenta?  

A.W.:  O pacjentach było już wiele, skupię się zatem teraz na lekarzach, aby pokazać jeszcze jedno oblicze medycyny narracyjnej. Przez wielu lekarzy psychoterapeuta jest dziś traktowany jak panaceum, jak środek na każde załamanie, na każdy stres. Zwłaszcza w czasie pandemii. Otóż w kręgach medyków narracyjnych, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, organizowane są regularnie grupowe, cykliczne spotkania, w których uczestniczą lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci, całe zespoły medyczne. Otóż te zespoły w trakcie cyklicznych warsztatów pochylają się nad wybranymi przez moderatora/kulturowego suflera tekstami literackim, i czytają je na głos, a następnie omawiają ją, wychwytując w nich to, co daje im szansę postawienia na nowo ważnych pytań, na jakie w pracy, w życiu zawodowym nie ma czasu. W czasie tych wspólnych spotkań rodzi się stopniowo coś nowego, coś, co łączy ludzi, którzy dotychczas postrzegali się jedynie w kategorii przedstawicieli swoich specjalności. Coś, co pozwala przezwyciężyć największy stres i przeciwdziała zawodowemu wypaleniu.

 

książka

Fot. Pixabay

Uczestnik webinarium: Czy wielkiego humanisty prof. Andrzeja Szczeklika nie należy traktować jako prekursora medycyny narracyjnej?

A.W.: Tak, zdecydowanie tak. I na potwierdzenie tych słów przywołuję wypowiedź Profesora z książki o uzdrowicielskiej mocy natury i sztuki: „Chory przychodzi ze swoim bólem, zgryzotą, cierpieniem, trwogą i woła o pomoc. To wołanie, oczywiście, rzadko jest dosłowne. […] chory opowiada. Trzeba słuchać, wysłuchać opowieści. […] Dla opowiadającego ta historia to rzecz pierwszorzędna. A słuchający niech pamięta, iż jedno z tych opowiadań stanie się jego własnym […]”. Czyż trzeba dodawać, że słowa te nabierają szczególnego znaczenia dziś, w czasie naszej zarazy?

 

 

 

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?