Skrót artykułu Strzałka

Lęk, niepewność jutra, obawa o bezpieczeństwo swoje i bliskich w czasie epidemii sprawiają, że pogarsza się kondycja psychiczna wielu z nas. Dlatego zespół naukowy Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu od kilku miesięcy prowadzi intensywne badania związane z tym, jak wszystko to wpływa na nasze zdrowie. Pierwsze wynikające z nich wnioski, które już są formułowane, jak znalazł przydadzą się w czasie trwającej drugiej fali starcia z SARS-CoV-2.

Dobre relacje z ludźmi sposobem na dbanie o kondycję psychiki

 

Tekst Maciej Sas

Trwająca epidemia to najpoważniejsze od dziesiątek lat wyzwanie dla całej polskiej ochrony zdrowia, ale też niepowtarzalna okazja do badań, które pomogą radzić sobie z takimi sytuacjami w przyszłości. Dla psychiatrów to wyzwanie jest w dwójnasób poważne – nie dość bowiem, że podobnie jak cały medyczny świat muszą przestrzegać wszystkich reżimów sanitarnych, to na dodatek znaleźli się niejako w oku koronawirusowego cyklonu, chcąc pomóc wszystkim tym, których epidemia zdmuchnęła z utartych ścieżek, w tym wielu przedstawicielom świata… medycznego.

Nieoczekiwany skutek epidemii

Okazuje się, że pandemia albo, mówiąc szerzej kryzysy w ogóle, otwiera wielu ludziom, szczególnie młodym nowe możliwości, jeśli chodzi o sięgnięcie po pomoc psychologiczną czy psychiatryczną.

– Stres, lęk, obawy związane z pandemią i z zakażeniem powodują, że łatwiej jest powiedzieć: „Źle się czuję psychicznie, odczuwam niepokój, że się zarażę, że moim bliskim coś się stanie”. I w związku z tym osoby, które wcześniej się nie ujawniały z problemami związanymi z psychiką, teraz czują, że mogą pójść czy zadzwonić do lekarza psychiatry albo do psychologa bez ukrywania się. Co ważne, nie ma w tym czasie takiego wstydu, poczucia, że to coś nienormalnego, niepoprawnego i będzie źle postrzegane przez otoczenie – mówi prof. dr hab. n. med. Joanna Rymaszewska, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. I dodaje, że dotyczy to nie tylko ludzi młodych, np. studentów, ale również przedstawicieli innych grup społecznych.

– To takie uwolnienie od niepotrzebnych ograniczeń, czy hamulców przed szukaniem pomocy. Najczęściej jest tak, że osoby, które wyjściowo są delikatniejsze, wrażliwsze, słabsze lub mają rozmaite drzemiące problemy psychiczne, są najbardziej narażone w sytuacjach kryzysu, z którym od kilku miesięcy mamy do czynienia – podkreśla prof. Rymaszewska.

Pęd do świata wirtualnego

W badaniu ogólnopolskim, które zostało przeprowadzone wiosną stwierdzono, że u 47% badanych występowały istotne klinicznie objawy psychopatologiczne. – To bardzo wysoki wskaźnik. Oczywiście były osoby, które odczuwały ulgę ze zwolnienia i wyhamowania całej rzeczywistości wokół nas, czerpiąc radość z pozostawania w domu, ale przeważająca liczba respondentów (79%) odczuwała samotność z powodu izolacji. O 22% wzrosło przyjmowanie alkoholu i palenie tytoniu, a o 13% – korzystanie z leków psychiatrycznych – mówi prof. Rymaszewska.

Z badań prowadzonych przez zespół wrocławskich psychiatrów wynika również, że atak koronawirusa popchnął nas stanowczo w stronę internetu. – W związku z tym, jeśli od początku epidemii mieliśmy jakieś pytania czy wątpliwości, najczęściej nie zwracaliśmy się już personalnie do lekarza, czy do przyjaciela, ale wyszukiwaliśmy odpowiedzi w Googlach – mówi lek. Marta Ciułkowicz, doktorantka z Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, członkini zespołu badawczego.

Już od lutego obserwowane było też inne ciekawe zjawisko: wraz z potwierdzonymi przypadkami zakażenia zwiększała się częstość wyszukiwania haseł takich, jak na przykład „maseczki”, „lęk” lub „bezsenność”, natomiast coraz rzadziej internauci sprawdzali słowa zawsze ważne dla psychiatry, jak np. „samobójstwo” bądź „depresja”. Co jest tego przyczyną? Jak mówi pani doktor, niewykluczone, że wynika to z dokonującego się przewartościowania i tak zwanej rezyliencji. – Być może jesteśmy w takim okresie, w którym staramy się zmobilizować i przede wszystkim poradzić sobie z objawami takimi, jak bezsenność czy lęk, które nam przeszkadzają znaleźć optymalne rozwiązanie danej sytuacji, a inne sprawy są odsuwane na plan dalszy – wyjaśnia.

Zespół badawczy starannie przeanalizował też wpływ wprowadzenia restrykcji związanych z pierwszą falą epidemii. Jak się okazało, z perspektywy zdrowia psychicznego, maseczki miały dla respondentów nie tylko moc odgradzania od patogenów, ale również moc dawania im pewnego poczucia kontroli, adaptacji do danej sytuacji oraz spadku poczucia bezradności. Maseczki noszone powszechnie jednoznacznie pomagały radzić sobie w tej trudnej sytuacji.

– One zapewniały swoiste poczucie kontroli, bo myślę, że każdy z nas w głębi duszy czuje się trochę bezpieczniejszy, mijając ludzi kaszlących, ale noszących maseczkę. W takiej sytuacji odnosimy wrażenie, że dysponujemy skuteczną ochroną. Ale, rzecz jasna, trzeba pamiętać, że to poczucie kontroli nad sytuacją może być zdradliwe, gdy sprawi, że będziemy rzadziej myć ręce albo w ogóle o tym zapomnimy, bo przecież „mamy maseczkę”. Albo gdy zaczniemy zapominać o społecznym dystansie – wyjaśnia badaczka z Katedry Psychiatrii.

Światła na studentów pierwszego roku

Z przeprowadzonych badań wynika również jednoznacznie, że jeśli chodzi o środowisko akademickie, szczególną opieką trzeba otoczyć studentów pierwszych lat. – Teraz znowu wszedł następny rocznik, który zaczyna już od życia zdalnego albo hybrydowego i nie ma szans na nawiązanie nowych, wartościowych relacji społecznych w nowym środowisku. W okolicznościach, z którymi mamy do czynienia, jest to bardzo trudne – tłumaczy prof. Joanna Rymaszewska. Jest tak mimo tego, że – jak zastrzega – młodzi ludzie radzą sobie ze stresem wywołanym przed epidemię znacznie lepiej niż osoby starsze.

– Dla nich to jest normalne, że się do siebie pisze, a nie mówi. Najczęściej piszą w sposób bardzo skrótowy i mało poprawny językowo. Dlatego w tym całym szaleństwie, w tej zmienionej nagle rzeczywistości, musimy bardzo dbać o relacje, kontakty, o żywe rozmowy z ludźmi. Dotyczy to szczególnie wspomnianych młodych osób – podpowiada pani profesor. – Oczywiście znowu dotykają nas ograniczenia związane z dystansem społecznym, ale rozmawiajmy również za pośrednictwem aplikacji internetowych. Warto się spotykać w ten sposób i dyskutować, wymieniać myśli, żeby czuć, że należymy do grupy, że mamy się z kim się identyfikować, do kogo zadzwonić, gdy dzieje się coś złego albo, gdy wydarzy coś dobrego, żeby mieć się z kim podzielić swoimi refleksjami i radością.

Kierownik Kliniki i Katedry Psychiatrii zastrzega, że zdalna nauka, ale też telemedycyna, nie mogą zastąpić lekarzom (zarówno tym już pracującym, jak i przyszłym, studiującym właśnie) kontaktów z pacjentem. Podkreśla, że Uniwersytet Medyczny stawia (szczególnie na 5. i na 6. roku nauki) na bezpośrednie zajęcia i ćwiczenia z pacjentami – bez względu na sytuację. – Myślę, że się z tego nie wycofamy, bo w przeciwnym wypadku przekażemy dyplom w ręce osób, które same będą się obawiały, że nie podołają temu wyzwaniu, które przed nimi stoi. Zresztą studenci bardzo chcą tych zajęć i bardzo się ich domagają. Ci, którzy w semestrze letnim uczestniczyli w zajęciach tylko w trybie online, w tym roku akademickim bronili się rękami i nogami przed takim rozwiązaniem – zaznacza. – Niestety, teraz nikt z nas nie ma wyboru…

Samotność, która nęka seniorów

Badacze z wrocławskiej psychiatrii pochylili się także nad kondycją psychiczną seniorów oraz osób z otępieniami i ich bliskimi. Wnioski płynące z tej części badań nie zostały jeszcze w pełni sformułowane, ale wiele elementów warte jest zastanowienia – zwłaszcza w chwili, gdy zmagamy się z drugą, intensywniejszą falą epidemii. Jak mówi prof. Rymaszewska, personel domów opieki, zakładów opiekuńczo-leczniczych i innych, podobnych instytucji zajmujących się długoterminową, stacjonarną opieką nad osobami starszymi został zaskoczony sytuacją. Był do niej zupełnie nieprzygotowany.

– Kiedy już te ośrodki organizowały się do życia w nowych warunkach, dbały głównie o sprawy techniczne, logistyczne, jak zapewnienie podopiecznym posiłków czy zabezpieczeń chroniących przed koronawirusem. Niestety, z powodu nawału pracy, ale też trochę zaniechania i nieprzywiązywania do tego odpowiedniej wagi, sfera psychiczna została zaniedbana – nie ma wątpliwości prof. Rymaszewska.

Jak dodaje, teraz, jesienią, badania będą kontynuowane, więc nadarzy się możliwość sprawdzenia, jak zmieniła się sytuacja – zarówno wśród studentów, jak i w środowisku seniorów. Niestety, jako że znowu kontakty międzyludzkie zostały ograniczone do minimum za sprawą rozwoju pandemii, kondycja psychiczna ludzi starszych bez wątpienia znowu ucierpi. – Dla tego środowiska zamknięcie klubów seniora czy dziennych domów pobytu to bardzo zła wiadomość. Owszem, izolując starszych, dbamy o to, by się nie pozakażali, ale gdy stracą relacje społeczne, to wielu z nich popadnie w jeszcze poważniejsze kłopoty, bo będą głęboko samotni. To zaś oznacza złe samopoczucie, co oczywiście wpływa i na układ krążenia, i na ogólne funkcjonowanie takiego człowieka, może też przyspieszyć pojawienie się deficytów poznawczych – tłumaczy szefowa Kliniki Psychiatrii.

Opiekunowie osób z otępieniem podkreślali, że wzrosły znacząco objawy depresyjne, zaburzenia zachowania i pogorszenie funkcjonowania w ciągu dnia.

Stres nie oszczędził medyków

Zespół z Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego szczególnie wnikliwie przyjrzał się też temu, jak w tej ciągnącej się miesiącami sytuacji stresowej radzą sobie przedstawiciele zawodów medycznych. – W naszych badaniach medycy reagowali dezadaptacyjnie. To znaczy, że w ich przypadku wzrósł poziom lęku, bezsenności i objawów somatycznych – wylicza doktor Marta Ciułkowicz.

Jak mówi, wynika to w dużej mierze z faktu, że lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki i inny personel medyczny zostali nagle postawieni w sytuacji, gdy mają do wykonania radykalnie więcej zadań niż normalnie. Poza tym wirus, z którym mamy do czynienia, jest cały czas mało rozpoznany. – Ta dezadaptacja w świecie medycznym bardzo nas niepokoi. Objawy somatyczne brzmią dosyć enigmatycznie w kontekście psychiatrii. Mogą być one spowodowane nadaktywnością osi podwzgórze-przysadka-nadnercza. To taka oś w naszym organizmie, która jest odpowiedzialna za reakcje stresowe – wyjaśnia psychiatra. – Jeżeli jest ona aktywowana w sytuacji stresowej, to mamy siłę, jesteśmy zmotywowani, żeby walczyć albo uciekać, żeby zadbać o nasze przetrwanie w sytuacji zagrożenia. Jeśli jednak jest zaktywowana przez dłuższy czas, dochodzi do przeciążenia: znajdujemy się w permanentnym stresie, a wtedy ten mechanizm bardzo mocno nas osłabia, co może się manifestować między innymi zmęczeniem fizycznym, ale też psychicznym, czyli na przykład depresją – dopowiada.

Członkowie zespołu badawczego doszli do wniosku, że zabezpieczenie, czyli dostępność maseczek, odpowiedniej odzieży ochronnej, rękawiczek, płynów, czyli środków ochrony osobistej w miejscu pracy jest niezwykle ważne w przypadku medyków – to w głównej mierze zapewnia im poczucie bezpieczeństwa.

Elastyczność sposobem na problemy

Kompletne wnioski wynikające z badań prowadzonych w czasie pandemii w Katedrze i Klinice Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu są dopiero opracowywane. Jednocześnie rozpoczynają się kolejne etapy dociekań naukowych. Rozwój pandemii cały czas przynosi bowiem nowe odkrycia. Materiał zebrany do tej pory pozwala jednak wysnuć kilka wniosków, które ułatwią przetrwanie jej drugiej fali. Jak mówi doktor Marta Ciułkowicz, wiele osób potrzebuje więcej czasu, by poradzić sobie z sytuacją kryzysową związaną z pandemią. – Dlatego warto być dla siebie wyrozumiałym i nawet jeżeli ta ostra sytuacja się skończy, wiedzieć, że jakiś ślad po tej epidemii mógł w nas zostać i warto się nim zająć – wyjaśnia, podkreślając, że z dolegliwościami psychicznymi związanymi z pandemią będziemy się zapewne zmagać jeszcze długo po jej zakończeniu.

Natomiast prof. Joanna Rymaszewska podkreśla, że dla zachowania stabilności psychicznej niezbędne są dwie rzeczy. Pierwszą jest nieukładanie planów zbyt daleko wybiegających w przyszłość. – Bo jeżeli będziemy ciągle się zamartwiać tym, jak to się będzie rozwijało, to tylko się na tym skupimy i w efekcie ucierpi na tym nasza kondycja psychiczna i nasz najbliższy dzień – przestrzega.

Drugim ważnym elementem jest według kierownika Katedry i Kliniki Psychiatrii elastyczne podejście do tego, co się dzieje wokół. – Są osoby, które muszą mieć wszystko wokół siebie zaplanowane do najmniejszego szczegółu, a jak coś się nie uda, to cały świat wali im się na głowę. Teraz warto do życia podejść troszeczkę luźniej – zachęca pani profesor. – Myślę, że osoby, które mają nieco bałaganu na biurkach, będą się łatwiej odnajdywać w tym wszystkim niż ci, którzy mają wszystko pedantycznie poukładane.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?