Skrót artykułu Strzałka

Aż 35% dolnośląskich pielęgniarek i położnych osiągnęło już wiek emerytalny. Gdyby jednego dnia postanowiły z tego skorzystać, trzeba by zamknąć 27 szpitali. O tym, jak zachęcić młodych ludzi do studiów medycznych i co zrobić, by od razu po ich ukończeniu nie uciekali za granicę, mówi Anna Szafran, przewodnicząca Dolnośląskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych we Wrocławiu. Rozmawia Maciej Sas.

Dlaczego pielęgniarki żyją o 20 lat krócej niż inne Polki

Rozmawia Maciej Sas

Aż 35% dolnośląskich pielęgniarek i położnych osiągnęło już wiek emerytalny. Gdyby jednego dnia postanowiły z tego skorzystać, trzeba by zamknąć 27 szpitali. O tym, jak zachęcić młodych ludzi do studiów medycznych i co zrobić, by od razu po ich ukończeniu nie uciekali za granicę, mówi Anna Szafran, przewodnicząca Dolnośląskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych we Wrocławiu. Rozmawia Maciej Sas.

Maciej Sas: Wyobraża sobie Pani szpital bez pielęgniarek i położnych?
Anna Szafran, przewodnicząca Dolnośląskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych we Wrocławiu: Tak, ale to nie będzie już szpital…

M.S.: Chyba trzeba jednak zacząć o tym poważnie myśleć, biorąc pod uwagę to, jaka jest sytuacja Waszej grupy zawodowej. Większość stanowią kobiety, mężczyzn jest niewielu, a większość tej większości zbliża się szybko do emerytury. Trudno liczyć na zastępowalność pokoleń…

Anna Szafran, przewodnicząca Dolnośląskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych we Wrocławiu

A.Sz.: Brak zastępstwa pokoleniowego był przewidywany już 20 lat temu. Samorząd pielęgniarek i położnych, który reprezentuje te środowiska, mówił o tym wszystkim władzom, sygnalizował ten problem wszystkim zmieniającym się rządom. Dlatego nadal staramy się wszystkim, wszędzie i w każdy dostępny sposób głośno o tym mówić.

M.S.: Mówiąc o tym, natychmiast Pani poważnieje, co znaczy, że sprawa jest bardzo poważna.
A.Sz.: To prawda – nie jest to łatwe, bo na naszym terenie 35% pracujących pielęgniarek jest w wieku od 61 do 71 lat.

M.S.: Mogłyby więc śmiało być na emeryturze…
A.Sz.: Ale to niepełny obraz, bo takich, które ukończyły studia pielęgniarskie i weszły do zawodu, a mają 25-31 lat jest… 3%. Proszę więc zobaczyć, jaka jest dysproporcja. Za 5 lat będziemy już w kompletnym kryzysie – dzisiaj w Polsce przypada 5 pielęgniarek na 1000 mieszkańców.

M.S.: Jak to wygląda w porównaniu z Zachodem?
A.Sz.: Podam ekstremalny przykład: w Danii to 16,9 pielęgniarek na 1000 mieszkańców, w Niemczech – 12,9; w Czechach – 7,1; u nas (przypomnę) – 5. To jeden z najniższych wskaźników w całej Unii Europejskiej, dla której średnia wynosi 8,4. Przeciętna polska pielęgniarka ma 53 lata, a ta na Dolnym Śląsku – 55, bo nasze przygranicze ułatwia emigrację (nie tylko do Niemiec, ale również do Czech). Nie trzeba więc jechać daleko, by zarobić wyraźnie lepiej niż w naszym kraju. Ale chodzi nie tylko o pieniądze. Młode pielęgniarki uciekają przede wszystkim dlatego, że za granicą są mniej obciążone pracą, nie wykonują zadań spoza swoich kompetencji, a pozycja pielęgniarki w zespole terapeutycznym jest inna niż u nas.

M.S.: Brzmi poważnie, więc proszę wyjaśnić, o co dokładnie chodzi.
A.Sz.: Jak mówią socjolodzy, dzieje się to przede wszystkim za sprawą niepodwyższania wynagrodzenia. Możesz więc mieć piękny zawód, odpowiedzialny, nieść ludziom pomoc, nadzieję, ale jak jesteś źle wynagradzana, to nikt cię nie szanuje! To jest znany mechanizm społeczny. Wielu decydentów zarzucało nam często, że ciągle chcemy więcej i więcej. No i się stało – dzisiaj praktycznie nas nie ma…

M.S.: Podejrzewam, że więcej można zarobić, zatrudniając się w sklepie.
A.Sz.: Jeszcze do niedawna kwoty wynagrodzeń były porównywalne. Oczywiście nasze zarobki w ostatnim czasie nieco wzrosły, wyhamowała też emigracja zarobkowa. Pojawiło się więcej absolwentów, którzy wchodzą do zawodu. Ale to „nie zaceruje” nam tej wielkiej dziury, która powstawała przez lata, nie zapewni zastępowania pokoleń. Poza tym wciąż mamy mało osób zainteresowanych wejściem do zawodu. Dzieje się tak mimo tego, że na samym Dolnym Śląsku działa 8 uczelni (w tym Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu), które uruchomiły kierunki związane z pielęgniarstwem i mają chętnych, ale nie w takiej liczbie, jaka jest potrzebna.

M.S.: Cały czas nie jest to zawód, który jak magnes przyciągałby młodych ludzi.
A.Sz.: Powiem może, co jest potrzebne, by się to zmieniło. Mniej więcej od 2015 roku starałyśmy się o programy stypendialne. Wcześniej Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych po wielokroć występowała do kolejnych ministrów zdrowia o stworzenie na uczelniach pielęgniarstwa jako kierunku zamawianego. Chodzi o to, że skoro w danej branży zawodowej brakuje pracowników, robimy tzw. zamawiany kierunek studiów, płacimy stypendium studentom, którzy go wybrali i tym samym przyciągamy młodzież do zawodu. Niestety, nigdy nie udało się tego osiągnąć.

M.S.: Żadna władza na to nie poszła?
A.Sz.: Dopiero w 2019 roku postulat został wysłuchany i na Dolnym Śląsku uruchomiono program stypendialny. Na razie obejmuje nie 100 osób, jak chcieliśmy, ale 30 (od tego roku). Poza tym kwotę stypendium podniesiono teraz z 1000 zł do 1500 zł. Studenci podpisują w zamian umowę lojalnościową, która zobowiązuje ich do pracy na terenie Dolnego Śląska przez 3 lata po zakończeniu nauki. Mają do wyboru szpitale i inne placówki, których organem założycielskim jest Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego. To są duże jednostki, wysokospecjalistyczne, więc dla absolwenta to bardzo dobre miejsce pracy.

M.S.: To się już stało. Jakich działań oczekuje Pani w przyszłości?
A.Sz.: Pilnie potrzebna jest promocja zawodów medycznych. Ministerstwo Zdrowia nakręciło film temu poświęcony, po czym… głęboko go ukryło na swojej stronie. Urząd Marszałkowski nakręcił film skierowany do młodych i opublikował go w mediach społecznościowych – znakomicie. Uważamy jednak, że spoty powinni też oglądać rodzice absolwentów szkół średnich. Niedawno rozmawialiśmy z przedstawicielami Urzędu Marszałkowskiego o tym, że gdy zamkniemy sprawę stypendium, to my się również w takie działania włączymy. Informacje muszą pojawiać się wszędzie – w tramwajach, pociągach, na billboardach ulicznych. Niech dziadek też porozmawia ze swoją wnuczką o tym, by zechciała się zastanowić nad wyborem takiego zawodu. Ja jestem pielęgniarką, bo moja mama jest pielęgniarką. I moja siostrzenica została pielęgniarką, bo babcia i ciocia są pielęgniarkami (uśmiech). Ludzie muszą widzieć, że to dobry zawód, bo taka jest prawda! On gwarantuje umowę o pracę, bo dzisiaj rynek pracy dla pielęgniarki jest rynkiem pracownika. Poza tym my gwarantujemy każdej takiej osobie rozwój zawodowy. Można więc po dwóch latach zrobić specjalizację, można się uczyć w ramach kształcenia podyplomowego, można po licencjacie robić magisterium. Jest też obowiązek przynależenia do samorządu zawodowego, który wyznacza konkretne obowiązki, ale też zapewnia pomoc, w tym prawną.

M.S.: Jak wielu pielęgniarek i położnych brakuje teraz na Dolnym Śląsku
A.Sz.: Co najmniej 500 rocznie. I tak naprawdę, jeżeli w Polsce kształci się 5 tysięcy pielęgniarek rocznie, to żeby utrzymać przez najbliższe 10 lat na poziomie 5,2 pielęgniarek na 1000 mieszkańców, trzeba by podwoić liczbę absolwentów kierunków pielęgniarstwa i położnictwa. To zadanie dla rządzących. Ale wcześniej trzeba przygotować porządną, chwytliwą kampanię reklamową kierowaną do młodych ludzi.

Dolnośląska Okręgowa Izba Pielęgniarek i Położnych we Wrocławiu już jakiś czas temu zaproponowała władzom województwa, że włączy się w kampanię promującą nasze zawody między innymi poprzez kontakt z uczniami klas czwartych szkół średnich. Oczywiście 3/4 licealistów nie zdecyduje się na to, ale nam wcale nie chodzi o to, żeby się zdecydował każdy, bo do tego zawodu (jak kiedyś mawiano) „trzeba mieć powołanie”. Dzisiaj mówimy, że trzeba mieć „specjalne predyspozycje”. Bo to jest zajmowanie się chorym człowiekiem w różnych sytuacjach i naprawdę nie każdy może profesjonalnie zajmować się zdrowiem. Te plany miały być już realizowane, ale wybuchła pandemia.

M.S.: Jeżeli tak się nie stanie, pielęgniarki wyginą za 20 lat jak dinozaury?
A.Sz.: Nie potrafię przewidzieć, co będzie się działo w Polsce za 20 lat. Jeśli w najbliższym czasie nie zostaną podjęte świadome działania na rzecz polepszenia sytuacji naszych zawodów, to czeka nas bardzo głęboki kryzys kadrowy.

M.S.: Pani mówi o brakach w szeregach pielęgniarek i położnych, ale to dolegliwość powszechna w świecie medycznym.
A.Sz.: Lekarze mają swoje zadania. Ich też brakuje – widzimy to na co dzień.

M.S.: Ale o ile w tej kwestii często mówi się o lekarzach, o tyle o pielęgniarkach bardzo rzadko. A z tego, co widzę, jesteście pierwszą grupą, w której takie braki mogą się okazać dolegliwe dla pacjentów?
A.Sz.: Myślę, że to proces porównywalny z tym, co dzieje się w grupie zawodowej lekarzy. Muszę jednak zaznaczyć, że pracujemy razem, ale zadania mamy podzielone – pielęgniarka, położna to samodzielne zawody medyczne.

M.S.: Przeczytałem fragment raportu Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych z maja 2021 roku. Wynika z niego, że pielęgniarki żyją przeciętnie o 20 lat krócej niż wszystkie inne Polki. Dramatyczne wiadomości. Z czego to się bierze?
A.Sz.: To jest straszna statystyka, która powoduje, że gdy młodzi ludzie się tego dowiadują, zaczynają mieć poważne wątpliwości. Nie zostało zbadane, dlaczego tak się dzieje – możemy jedynie snuć przypuszczenia. Powodem jest naszym zdaniem przede wszystkim praca w systemie zmianowym, czyli pracujemy dzień/noc/dwa dni wolnego (jeżeli jest to praca na jednym etacie).

M.S.: Zegar biologiczny jest więc permanentnie zaburzony.
A.Sz.: To poważne obciążenie. Do tego zamiast 160–180 standardowych godzin w miesiącu większość z nas dokłada drugie tyle. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że chcemy zarobić więcej. To oczywiście ważny aspekt, ale nie bez znaczenia jest brak kadry, trudności z zabezpieczeniem na dyżurze bezpiecznej liczby pielęgniarek do pracy. Raport, o którym Pan wspomniał mówi, że jeżeli panie pielęgniarki, które są w wieku emerytalnym, a więc 61–70 lat (to na Dolnym Śląsku 35% kadry) zdecydują się odejść na emeryturę, to natychmiast musimy zamknąć 27 szpitali w regionie. Po prostu nie będzie w nich pielęgniarek. No chyba że zostawiamy pacjentów bez opieki pielęgniarek czy położnych. Tej sytuacji towarzyszy ogromny stres.

M.S.: Mają też Państwo do czynienia z rozmaitymi chorobami, w tym zakaźnymi. To również może mieć wpływ na Wasze życie?
A.Sz.: Nie wiemy, jaki wpływ mają na zdrowie pielęgniarek i położnych czynniki chemiczne i fizyczne, z którymi mamy kontakt.

M.S.: A wirusy, bakterie?
A.Sz.: Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale jestem pewna, że najważniejszym winowajcą tej sytuacji jest przeciążenie pracą, bo systemu zmianowego w naszym przypadku nie unikniemy. Na pewno nie może być tak, że pracujemy w takim systemie prawie 300 godzin miesięcznie, mając średnio ponad 50 lat.

M.S.: Rozwiązaniem problemów, o którym wiele razy wspominali różni nasi decydenci, miało być ściąganie lekarzy i pielęgniarek z Ukrainy. Jak to się sprawdziło?
A.Sz.: W tej chwili w rejestrze na terenie naszej Izby mamy 28 takich pielęgniarek. Jest to więc skala absolutnie nieistotna, za mała.

M.S.: Czyli jednak pora zacząć sobie wyobrażać szpitale bez pielęgniarek, o co zapytałem Panią na początku naszej rozmowy?
A.Sz.: Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić… Na pewno władze różnych szczebli muszą zacząć promować ten zawód, budować jego prestiż, również pod względem finansowym. Bo zarówno samorząd pielęgniarek i położnych, jak każda pielęgniarka naczelna i dyrektor szpitala marzą o tym, by nie zastanawiać się nieustannie, ilu osób im brakuje. Wszyscy ci ludzie powinni myśleć o innych, ważnych sprawach – jak pracować nad poprawą jakości opieki pielęgniarskiej czy jak zorganizować personelowi szkolenie z komunikacji międzyludzkiej. My doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że wszystkie skargi, które wpływają do nas i do dyrektorów, wynikają z przemęczenia. Przemęczenie to rozdrażnienie, brak cierpliwości. Bardzo chciałybyśmy to wyeliminować. Wiemy, że te skargi są, wiemy, że trudne sytuacje się zdarzają, ale w jaki sposób mamy wpłynąć na nasze koleżanki, by się zmieniły, skoro na co dzień są tak bardzo przepracowane?! Dlatego sytuacja musi się radykalnie zmienić, bo inaczej czeka nas katastrofa. Mimo wszystko staram się być optymistką i wierzę w lepsze jutro dla naszych pięknych zawodów i dla naszych pacjentów.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?