Skrót artykułu Strzałka

Z dr Anettą Pereświet-Sołtan, psychologiem i pedagogiem, o depresji wśród dzieci rozmawia Robert Migdał.

Fot. Pixabay

Depresja to choroba, z którą walczą też dzieci

Rozmawia Robert Migdał

Z dr Anettą Pereświet-Sołtan, psychologiem i pedagogiem, o depresji wśród dzieci rozmawia Robert Migdał.

Robert Migdał: Wiele osób bagatelizuje depresję, mówiąc: „A masz zły nastrój, zły dzień”, „Smutek cię ogarnął, uśmiechnij się i zaraz ci przejdzie”. To jednak poważna choroba.

Anetta Pereświet-Sołtan: Depresja oznacza postrzeganie świata w czarnych barwach i to postrzeganie dotyczy tego, co było – w przeszłości, co jest w teraźniejszości, ale także tego co będzie. Wszystko jest postrzegane w sposób negatywny.

R.M.: Osobie z depresją bardzo trudno jest zobaczyć jakiś sens w życiu?

A.P.-S.: Ona widzi swoje życie jako pozbawione sensu. Poza tym czuje się beznadziejnie, patrzy na siebie jako na osobę, której nic się nie udawało, nie udaje i nie będzie udawać. I tak samo ludzie chorzy na depresję postrzegają innych – są oni dla nich źródłem zagrożenia, są nieprzyjaźni: tacy byli, są i będą nieprzyjaźni. Doświadczają tzw. triady depresyjnej, czyli negatywnych myśli o sobie, świecie i przyszłości. Znikąd nadziei. Kiedy jesteśmy dorośli, możemy jeszcze wprowadzić sobie pewien element poznawczy, możemy siebie zapewniać, że to przecież nieprawda i że choć tak czujemy, to możemy starać się przekonać, że były jednak dobre momenty w naszym życiu. Dziecko na ogół tego nie potrafi.

R.M.: No właśnie, depresja to nie tylko choroba dorosłych. Dotyka też dzieci.

A.P.-S.: Niestety, coraz częściej: i młodzież, i dzieci, i to dzieci coraz młodsze. Proszę sobie wyobrazić, że najmłodszy pacjent, który został zdiagnozowany, miał… dwa i pół roku. Maleństwo. W tej chwili leczy się na depresję kilka tysięcy dzieci i młodzieży, a ciągle nie wiemy, jak wiele młodych osób jest niezdiagnozowanych.

R.M.: Dlaczego?

A.P.-S.: Depresja u dzieci i młodzieży daje czasami taki obraz, który można pomylić z innymi zaburzeniami.

R.M.: Jakie objawy może mieć dziecko z depresją?

A.P.-S.: Podobne jak u dorosłych: zaburzenia snu, apetytu, obniżony nastrój. Poza tym u młodych ludzi może też pojawić się wysoka drażliwość, agresja, obniżony poziom uwagi, koncentracji, co z kolei powoduje, że dzieciom coraz trudniej jest się uczyć. Jeśli zaś trudniej jest im się uczyć, to problemy w szkole nakładają się na to, czego dziecko doświadcza.

R.M.: To jak samonapędzająca się maszyna: depresja, wynikające z niej problemy w szkole, które z kolei potęgują stany depresyjne.

A.P.-S.: Tak właśnie się dzieje. Jeden z czynników psychologicznych depresji, to jest to, co ma miejsce w jego otoczeniu i jak dziecko tego doświadcza. A u młodszych dzieci jednym z objawów depresji może być nadruchliwość mylona często z ADHD. Młodsze dzieci z depresją mogą też mieć mniejszy apetyt, doświadczać napięcia, lęku. To jest całe spektrum objawów, czynników, które mogą się pojawić i które możemy interpretować jako rozwojowe. Mówimy: dziecko jest ruchliwe, dziecko ma kłopot z koncentracją – no bo przecież taki jest dzisiejszy świat, że dzieci nie potrafią skupić uwagi na jednej rzeczy dłuższą chwilę. Poza tym – dziecko dorasta. W tym czasie objawy choroby możemy podłączyć pod dorastanie i przez to coś przeoczyć, coś bardzo ważnego.

R.M.: No tak: nastolatek dojrzewa, ma swoje humory i to mu po dojrzewaniu minie. Podobnie w przypadku małych dzieci: „A taki ruchliwy, wszędzie go pełno, żywe srebro. Widać, że zdrowy, bo ruchliwy” – mówimy. Co nas, rodziców, powinno niepokoić?

A.P.-S.: Mama i tato powinni obserwować wszelkie zmiany u dziecka, które utrzymują się co najmniej dwa tygodnie. Bo kiedy uważny rodzic zna swoje dziecko i widzi, że np. dwa dni gorzej je, to przecież nic złego – każdemu może się zdarzyć, i to nie musi być przejaw żadnego zaburzenia. Ale jeżeli brak apetytu utrzymuje się powyżej dwóch tygodni, to może być to już niepokojące. Jeżeli dziecko śpi więcej niż zwykle, albo śpi mniej – to też powinno nas zaniepokoić.

W mojej poradni psychologicznej zdarzały się takie mamy, które mówiły, że były dumne ze swojego dziecka, bo ono wszystko ogarniało: w ogóle nie potrzebowało snu. A to nie jest zdrowe, to wręcz coś niepokojącego, jeśli nastolatek, który przechodzi intensywne procesy dorastania, wzrostu, zmian hormonalnych, śpi mało. Warto tu zaznaczyć, że jeśli dziecko, jeszcze przed okresem dorastania, przeżywało stany depresyjne lub było chore na depresję, to potem jest bardzo prawdopodobne, że w późniejszym okresie, po dorastaniu, w dorosłym życiu, ta choroba może wrócić jako choroba dwubiegunowa – czyli po okresie smutku, obniżenia nastroju, może się pojawić zwiększony napęd życiowy.

R.M.: Depresja może dotknąć zarówno dzieci, które są w liceum, podstawówce, jak i w przedszkolu.

A.P.-S.: Te najmłodsze dzieci depresja dotyka rzadziej niż starsze, ale trzeba być wyczulonym. Najwięcej tutaj mają do zrobienia rodzice, bo to oni są najbliżej dzieci, mogą je najlepiej obserwować i to oni pierwsi są w stanie dostrzec zmiany. I to, co może potem pomóc specjaliście w postawieniu diagnozy, to dobry wywiad z rodzicem, który jest czujny i widzi, jak dziecko reaguje, jak się zmienia. Dla specjalisty, który ma pomóc dziecku, nie jest ważny stan „tu i teraz”, ale „jak było i jak jest”.

Rodzice najlepiej znają swoje dzieci – wiedzą, jaki one mają temperament, jakie mają potrzeby. Oczywiście dzieci zmieniają się rozwojowo, ale jeżeli widzimy zmiany, które nas niepokoją, to lepiej dmuchać na zimne, lepiej spotkać się ze specjalistą, nawet samemu, bez dziecka. Czasami warto porozmawiać ze specjalistą, żeby zapytać, uspokoić się, niż coś poważnego przeoczyć. Bo to nie jest trudne.

R.M.: Na depresję częściej zapadają chłopcy czy dziewczynki?

A.P.-S.: Badania pokazują, że jednak dziewczynki…

R.M.: Czemu?

A.P.-S.: Przyczyny depresji są wieloczynnikowe. Po pierwsze – genetyczne. Jeżeli rodzice, dziadkowie chorowali na depresję, to prawdopodobieństwo, że dziecko również zapadnie na tę chorobę, zwiększa się. Warto też takie rozeznanie w swojej rodzinie przeprowadzić, bo to ważny wskaźnik. Drugi ważny czynnik to jest czynnik psychologiczny, czyli sposób przeżywania świata, temperament, układ nerwowy, jego konstrukcja, wrażliwość większa lub mniejsza na różne bodźce, które pochodzą ze środowiska. Wielu badaczy twierdzi, że podatność dziewczynek, a potem kobiet na depresję nie ma związku z płcią, ale z ich sytuacją społeczno-ekonomiczną i kulturową. No a środowisko – to kolejny czynnik.

R.M.: Czyli uwarunkowania społeczne.

A.P.-S.: Tak, bo zdarza się, że dzieci zapadają na depresję po zdarzeniach traumatycznych – to są niekiedy sytuacje, które ciągną się miesiącami, latami. Myślę tutaj o patologii w rodzinie: może to być molestowanie, uzależnienia rodziców, ale też kwestia sytuacyjna: odejście bliskiej osoby, odejście rodzica i sposób, w jaki rodzina radzi sobie z przeżywaniem żałoby.

R.M.: Też nieakceptowanie w grupie rówieśników, w szkole? To też może być przyczyną depresji?

A.P.-S.: Szkoła niestety jest generatorem wielu trudności, między innymi stanów depresyjnych. Niestety, często się zdarza, że źródłem problemów dzieci, które podejmują próby samobójcze, jest szkoła, a także grupa rówieśnicza. My, dorośli, nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak istotne dla młodego człowieka, który właśnie kształtuje swoją tożsamość, jest „bycie w grupie”. Gdybyśmy chcieli przyjrzeć się sami sobie, to dojdziemy do wniosku, że dla nas też ważne jest bycie w grupie, bycie akceptowanym. Od wielu wieków – być może od początku bycia człowieka w społeczności jakiejkolwiek – wyrzucenie z tej społeczności było największą karą za największe zbrodnie: banicja, wygnanie, ostracyzm społeczny, a teraz więzienie. Wszyscy potrzebujemy bycia w grupie i akceptacji. My, dorośli, tego potrzebujemy, a młodzi ludzie tę potrzebę mają jeszcze silniejszą od nas, ponieważ oni tam uczą się, jak funkcjonować w dorosłym życiu, uczą się tego, przyglądając się sobie w cudzych oczach. Również w oczach rówieśników. Kształtują swoją tożsamość, odpowiadając sobie na pytanie: kim jestem i kim nie jestem. To są niezwykle ważne procesy, które potem będą decydowały o tym, jakim będę człowiekiem, jak sobie poradzę w dorosłym życiu. Ta grupa jest więc niezwykle istotna i nie zawsze dorośli doceniają jej wagę w życiu młodych ludzi. Na to też bym tutaj zwracała uwagę dorosłych: żebyśmy nie bagatelizowali problemów, z jakimi borykają się nasze dzieci.

R.M.: Jesteśmy niestety w niechlubnej czołówce Europy, jeżeli chodzi o wskaźnik samobójstw wśród młodych ludzi.

A.P.-S.: I on cały czas rośnie, i ciągle też coraz młodsze dzieci podejmują próby samobójcze, często skuteczne…

R.M.: Przez ten ostatni rok sytuacja dla nas, dorosłych, przez koronawirusa stała się bardzo trudna: jesteśmy izolowani, pracujemy zdalnie, nasze kontakty z rodziną, ze znajomymi są ograniczone. A co z dziećmi? Z młodzieżą? Czy zauważyła Pani, że to też mocno wpływa na dzieci? Że depresje wśród dzieci, właśnie przez koronawirusa, nasilają się? Że więcej osób szuka u was pomocy? Że depresja przez ostatnie miesiące bardziej niż wcześniej, przed epidemią, dotyka dzieci?

A.P.-S.: Dokładnie tak jest. Te czynniki, które generują ten stan rzeczy, nakładają się na siebie. Po pierwsze, jeżeli już były jakieś skłonności czy trudności przed izolacją, to one w izolacji nasilają się, pogłębiają. Jeśli wcześniej nie było tego widać, to teraz to widać wyraźnie. Jeżeli w rodzinie nie było dobrych relacji, to często można było sobie z tym poradzić, z tego domu zwyczajnie uciekając: można było pójść do szkoły, do grupy rówieśniczej, na zajęcia dodatkowe i jakoś przetrwać, poradzić sobie z trudnością w relacjach z najbliższymi osobami. I to wcale, niestety, nie jest takie rzadkie. Natomiast, kiedy nie ma tej możliwości ucieczki, oddechu, nabrania gdzieś siły na zewnątrz, choćby porozmawiania z kimś, kto jest życzliwy, to bycie ze sobą, na małym terenie, na ograniczonej przestrzeni, w ciągłym napięciu, w ciągłym konflikcie – to środowisko niestety jest idealne, żeby pojawiły się stany depresyjne.

R.M.: A do tego dochodzi wszechobecny lęk przed śmiercią, przed chorobą, bo atakują nas zewsząd informacje o skutkach koronawirusa. To powoduje, że przypadków depresji jest więcej?

A.P.-S.: Z pewnością, a dodatkowo nie doceniamy sposobu myślenia dzieci, bo często dorośli myślą sobie: „A czym to dziecko może się martwić? Przecież ono nie zachoruje. A nawet, jeśli zachoruje, to może przejść to bezobjawowo lub w łagodny sposób”. Tymczasem dzieci wcale nie martwią się o siebie, one martwią się o swoich bliskich. A nie każde dziecko ma możliwość wyartykułowania swoich lęków, bycia potraktowanym poważnie. Dziecko pozostaje ze swoim lękiem, często niewypowiedzianym strachem, sam na sam. To na pewno nie sprzyja zdrowiu psychicznemu.

R.M.: Depresja jest groźniejsza dla dzieci niż dla dorosłych?

A.P.-S.: Trudno to stopniować, bo to zależy od głębokości tego zaburzenia. I u dorosłych, i u dzieci, depresja może zakończyć się co najmniej próbą samobójczą. To może być śmiertelna choroba, więc absolutnie nie można jej lekceważyć – ani u dorosłych, ani u dzieci. Myślę, że dzieci zostają często pozostawione same sobie, bo dorośli bagatelizują to, co widzą. „No bo czym takie małe dziecko może się przejmować?”. Pokutują też takie mity, że przecież dzieci nie chorują na depresję. Dziecko z depresją może bawić się, skakać, nastolatek uśmiechać się, a nawet iść na imprezę, ale to nie musi znaczyć, że nie przeżywa depresji.

R.M.: Mówi Pani o skutkach depresji, że w skrajnych przypadkach to jest np. próba samobójcza, ale czy depresja może powodować, że dzieci uciekają w uzależnienia: w świat internetu, komórki, w narkotyki?

A.P.-S.: To bardzo prawdopodobny scenariusz. Dzieci, które nie radzą sobie z otaczającym je światem, szukają takich sposobów, jakie są pod ręką, jakie znają, żeby sobie z tym światem poradzić. Dorośli reagują podobnie. Dzieci mogą więc uciekać w świat, który jest dla nich bardziej przyjazny i nad którym – wydaje im się – mają większą kontrolę. Dziecko np. czuje, że jest „mniej beznadziejne” w świecie wirtualnym, niż w świecie rzeczywistym: szuka sposobu ulżenia sobie. Ważnym symptomem depresyjnym jest też spadek nie tylko nastroju, ale i sił. I dzieci, i młodzież mają mniejszy „napęd” życiowy, mniej energii, co powoduje, że wolą zostać w domu, cały dzień w łóżku. Sytuacja nauczania online temu sprzyja. Nie musimy nigdzie wychodzić, nie musimy się ubierać, nie musimy wychodzić z łóżka, nie musimy dobrze wyglądać, bo przecież nie wychodzimy z domu…

R.M.: Jak możemy pomóc dziecku, u którego zauważymy objawy depresji? Gdzie, u kogo, szukać pomocy?

A.P.-S.: Ja zaczęłabym od rozmowy. Warto rozmawiać z dzieckiem, ale tak, żeby zostawić mu trochę przestrzeni. Dobrze jest mu powiedzieć: „Martwię się, widzę, że coś się zmienia, niepokoi mnie twoje zachowanie, ale tu jestem i będę, żeby ci pomóc”. Na początku nie naciskajmy na dziecko, nie wymagajmy kontaktu na siłę – nie oczekujmy, że dziecko natychmiast się otworzy i powie nam, jak się czuje. Ważne jest, by dziecko dostało wyraźny sygnał: „Jestem przy tobie i będę, jeśli tylko mnie będziesz potrzebował”. Dobrze jest odczekać chwilę po takiej rozmowie – dwa, trzy dni – nie za długo, bo te procesy mogą mieć różną dynamikę. Kolejna rozmowa, to może być też rozmowa o tym, że „potrzebujesz pomocy i ja dla ciebie tej pomocy poszukam, i będę przy tobie, kiedy będziemy z tej pomocy korzystać”. Oczywiście, wszystko zależy od wieku dziecka, ponieważ to się zmienia wraz z liczbą lat. Szesnastolatek powinien mieć już prawo głosu i z jego głosem powinniśmy się liczyć. Jest nawet ustawa mówiąca o tym, że szesnastolatek może sam pójść do psychologa, a niestety, zdarza się – na przykład na forach internetowych – że dzieci pytają: „Czy ja mogę sam pójść do psychologa, bo moi rodzice nie widzą problemu”.

Czasem dzieci same proszą o pomoc, bo czują, że jej potrzebują i często wystarczy dać im trochę przestrzeni do działania, otwartości ze strony rodziców, a dzieci będą gotowe po tę pomoc sięgnąć. Moim zdaniem, pierwszym krokiem powinien być kontakt z mądrym psychologiem, który powie, co dalej. A następnie zajmie się diagnozą, która będzie oparta nie tylko o wiedzę stricte psychologiczną, ale też internistyczną. Na przykład zaproponuje, żeby dzieci zrobiły badania, bo objawy, o których mówiliśmy, mogą też mieć inne źródła, które warto wyeliminować. Jeśli sytuacja jest już dość poważna, jeżeli dziecko jest w głębokim stanie depresyjnym, to wielce prawdopodobne jest, że będzie potrzebowało konsultacji psychiatrycznej. Będzie wymagało leków, których zastosowanie pozwoli na to, by dziecko mogło wejść w terapię. Tutaj bym też bardzo przestrzegała przed tym, żeby nie pozostawać na samych lekach, bo one nie są po to, żeby wyleczyć depresję. One nie leczą depresji, tylko pozwalają dziecku funkcjonować na takim poziomie, który pomoże dotrzeć do źródła. Czyli jeśli są leki, to ich podawanie musi być powiązane z psychoterapią.

I jeszcze jedna ważna kwestia, która dotyczy rodziców. Żeby terapia przyniosła skutki, to rodzina powinna być w nią zaangażowana. A niestety tak się zdarza, co obserwuję, że rodzice przyprowadzają swoje dzieci „do naprawy”. Mówią: „Z moim dzieckiem coś jest nie tak, proszę je naprawić”, ale jeśli sami mają się zaangażować i coś zmieniać w sobie, to czasami mówią „dziękuję”.

R.M.: Czy nadal jest w społeczeństwie takie myślenie, że pójście do psychologa, psychiatry, proszenie o pomoc, to coś wstydliwego? Że taki chory, potrzebujący pomocy, boi się, że usłyszy od znajomych: „jesteś psychiczny”, „masz coś z głową”? Czy nadal jest wśród ludzi lęk przed szukaniem pomocy u specjalisty?

A.P.-S.: I tak, i nie. To zależy od środowiska. W miastach wizyta u psychologa staje się czymś naturalnym, ale psychiatra jeszcze chyba wzbudza niepokój. Chociaż to też się zmienia na lepsze.
Na terenach wiejskich, gdzie też mamy poradnię w ramach NFZ, bardzo ważny jest fakt, że do psychologa nie trzeba skierowania od lekarza. To jest dla chorego z małej społeczności dodatkowym utrudnieniem, dodatkową przeszkodą, że trzeba iść do lekarza. Ludzie nie tak chętnie idą po pomoc do psychologa w środowiskach, które są bardziej zażyłe, mniejsze, gdzie wszyscy się znają. Ale muszę też powiedzieć o pewnej bardzo niepokojącej tendencji: psychologowie szkolni z tzw. renomowanych szkół w dużych miastach często opowiadają mi o uczniach, którzy między sobą dyskutują o tym… kto więcej bierze pigułek od psychiatry. Pojawia się nawet rywalizacja i konkurencja w takim obszarze. I to jest też bardzo niepokojące. Mnie przyprawia o gęsią skórkę…

Fot. z archiwum A.P.-S.

DR ANETTA PEREŚWIET-SOŁTAN

Jest pracownikiem Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, właścicielką poradni psychologicznych dla dzieci i młodzieży „Era Psyche. Psychoterapia i rozwój”.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?