11.05.1935 - 18.05.2021
Lek. Jan Małyszczak
Lekarz psychiatra, podpułkownik Wojsk Rzeczypospolitej, związany zawodowo ze 105 Wojskowym Szpitalem Garnizonowym w Żarach (obecnie 105. Kresowy Szpital Wojskowy), członek Stowarzyszenia Lekarzy Dolnośląskich i Wychowanków Medycyny Wrocławskiej.
Odszedł mój Przyjaciel Jan Małyszczak. Lekarz wybitny, podpułkownik Wojsk Rzeczypospolitej, ale nade wszystko Człowiek niecodzienny.
Urodził się w wiosce Mościszki, położonej pomiędzy Gostyniem, Kościanem i Śremem. Uwielbiał te strony, często je odwiedzał, a o każdej z okolicznych wiosek i miejscowości, w której mieszkał ktoś z rodziny, lub jego znajomy, potrafił opowiadać bez końca.
Janka poznałem ponad pół wieku temu w 105 Wojskowym Szpitalu Garnizonowym w Żarach, gdzie zostałem zesłany na dwuletnią okresową służbę wojskową już jako specjalista laryngolog. On był psychiatrą, dobrym specjalistą, służącym wszystkim Swoim lekarskim doświadczeniem, ale przede wszystkim altruistycznym podejściem. Sprawy pacjentów oraz swoich kolegów stawiał zawsze wyżej niż własne. W żarskim szpitalu przeszedł wszystkie szczeble zawodowej i wojskowej kariery. Nie lubił zajmować miejsca w pierwszych szeregach. Wychodząc ze szpitala, nigdy nie zamykał za Sobą drzwi.
Już wtedy obaj dostrzegaliśmy, że medycyna zaczyna się dehumanizować, że zaczyna odchodzić od swego rodowodu, tj. miłosierdzia i wiedzy empirycznej. Janku, byłeś humanistą wszechstronnym. Twoja erudycja i filozoficzne podejście do życia zadziwiały, odróżniały od innych. Należałeś do ludzi o wyjątkowej dobroduszności i uczynności, których serce sięgało nieba. Wiedziałeś, że każdy z nas jest wart tyle, ile może dać bliźnim. Ty kochałeś ludzi, ale i ludzie kochali Ciebie.
Janku, Ty Człowieku wielkiego uroku i nienarzucającej się osobowości, zawsze mądrze posługiwałeś się wrodzoną inteligencją oraz ciągle pogłębianą wiedzą, nie tylko medyczną. Twoje dowcipne komentarze były niepowtarzalne. Uwielbiałeś podróżować, Polskę znałeś prawie całą, zwiedzałeś liczne zabytki; do każdej podróży byłeś pod tym względem perfekcyjnie przygotowany.
Dobrze czułem się w Żarach w Twoim towarzystwie. Ciepłą przystań na Twoim oddziale zyskali także bardzo nieliczni koledzy lekarze, co ciekawe, wszyscy nonkonformistycznie nastawieni do narzuconego nam wtedy politycznego porządku.
Stroniąc od polityki, często opowiadałeś historie przedwojennych patriotów zamęczonych po wojnie przez UB. Obawiałeś się, że Swego Ojca, żołnierza polskiego walczącego w wojnie polsko-bolszewickiej i powstańca wielkopolskiego mogą spotkać prześladowania ze strony władz PRL.
Przegadaliśmy wiele godzin. Rozszerzałeś nasze intelektualne horyzonty. Szczególnie ceniłeś Wańkowicza; bardzo bliskie było Ci jego dzieło „Bitwa o Monte Cassino”. W tej jednej z najkrwawszych bitew w historii polskiego oręża brał bowiem udział Twój wuj. Pamiętam, że uwielbiałeś szczególnie literaturę epoki romantyzmu. A Norwida, Mickiewicza, Słowackiego znałeś prawie na pamięć. Zachwycałeś się archaizowaną polszczyzną Sienkiewicza. Takim sienkiewiczowskim zawołaniem pytam: „Dla Boga, Panie Pułkowniku! Larum grają! […] Żaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”.
I rzeczywiście Janku, przechodząc przez Mur Wielkiej Ciszy w żalu pozostawiłeś nas przeogromnym. Znany chirurg i humanista profesor Józef Bogusz mawiał: „Każda chwila z naszego życia jest ważna i niepowtarzalna, ale najważniejsza jest ta ostatnia. Jest dobrodziejstwem losu, jeżeli naszą drogę kończymy wśród najbliższych”. Wiem, że była z Tobą najbliższa Rodzina, z której byłeś niezwykle dumny. Wykształciliście z Żoną, którą uwielbiałeś, dwóch synów lekarzy oraz troje wnuków, także tej samej profesji. Ale byli także wtedy z Tobą wprawdzie tylko myślą i modlitwą jeszcze i ci, którzy byli także z Ciebie dumni, dla których byłeś wspaniałym kolegą i przyjacielem.
Wiedziałem, że zmagasz się z nieuleczalną chorobą, ale ostatnia tragedia – śmierć Syna była dla Ciebie ciężarem już nie do udźwignięcia. Wiedziałem, że Rodzina zawsze była dla Ciebie wartością nadrzędną.
Trudno mi uwierzyć Janku, że nie wypijemy kolejnej kawy na zebraniu wrocławskich lekarzy seniorów, „nie pogadamy o starych Polakach”.
Żegnam Cię, Janku, który wymknąłeś się ku lepszym obłokom. Oczekując spotkania z Tobą w tym lepszym, niebieskim świecie, zapewniam Cię, że mam przeświadczenie, jakby jakiś ciepły promyk zgasł.
Non vivere, sed valere vita!
Andrzej Kierzek