Wybór lekarza
– Droga kumo, możesz mi polecić dobrego operatora?
– A co? Chcesz sobie coś wyciąć czy wszczepić?
– Nie mogę powiedzieć, to tajemnica pacjentowska.
– Jakiej płci ma być ten lekarz? Kobieta czy mężczyzna?
– Nieistotne, może być nawet mieszany, byle fachura. Bo wiesz, powierzę mu moje ciało, może i duszę. Jeśli coś pójdzie nie tak…
– Jednak musisz powiedzieć mi, o jaki narząd chodzi. No bo rozumiesz, że od trzustki to najlepszy jest w Warszawie, od piersi we Wrocławiu, od lewej nogi w Garwolinie, prawej w Szczecinie, wątroba – tylko w USK, nereczki w Katowicach, a tarczyca w Gliwicach. Teraz każdy ma swoją specjalizację.
Może trzeba zasięgnąć rady na fejsie, może Twitter pomoże albo inny portal coś poradzi. Trudny problem. Problemem jest także otoczenie operatora. Teraz w modzie szpitalnej są sale hybrydowe – zaufany i wybrany mistrz przychodzi, a reszta zespołu sali operacyjnej: pielęgniarki operacyjne, anestezjolodzy, oświetleniowcy, operatorzy specjalistycznego sprzętu – to osoby ci nieznane.
– Kochana, wybrałaś tylko tego jedynego, a o innych nic nie wiesz! To tak jak w małżeństwie: małżonkowie się kochają, a rodzinka, bliższa i dalsza, siedzi i knuje. Co począć?
– Może wybrać jakiegoś znanego malarza, np. taki Leonardo da Vinci. Malować umiał, to może i zoperuje. Tak, to chyba dobry wybór.
– Tylko nie daj namówić się na Rembrandta, bo wiesz on namalował lekcję anatomii dr. Tulpa…
dr Józef emeryt