Sylwetki lekarzy samorządowców po godzinach prezentowane będą na stronie internetowej „Medium” oraz na łamach gazety cyklicznie. Tym razem zapraszamy do zapoznania się z pasjami dr. n. med. Włodzimierza Bednorza.
Włodzimierz Bednorz
Dziennikarzem chciałem być od zawsze
Od małego wychowywałem się w atmosferze dziennikarsko-literackiej. Zaczęło się od mojego dziadka Józefa Bednorza, który był redaktorem polskich gazet na Górnym Śląsku, jeszcze przed I wojną światową. Karierę dziennikarską zaczął już podczas studiów na Uniwersytecie w Breslau. Długo nie postudiował, bo już na pierwszym roku zakochał się w pewnej Maryśce, która przyjechała z Kępna uczyć się krawiectwa. Maria Woźniakówna została jego żoną w 1907 roku w obecnym Wrocławiu. Często powtarzam, że w teraźniejszym Wrocławiu jestem na swoim miejscu, bo wszystko zaczęło się od dziadka. Po I wojnie dziadek zamieszkał w polskim już Chorzowie. Potem jego syn, czyli mój ojciec, skończył polonistykę w Poznaniu i pracował w Katowicach w redakcji „Powstańca”. Podczas II wojny światowej w Warszawie był pracownikiem Delegatury Rządu na Kraj w Sekcji Zachodniej. Publikował książki i gazety podziemne, w powstaniu warszawskim walczył piórem. Za tę działalność spędził kilka lat w więzieniu w Polsce Ludowej. W latach następnych ojciec kontynuował działalność pisarską i naukową, matka była dziennikarką. Mieszkaliśmy początkowo w Katowicach, a następnie Opolu, gdzie rozpocząłem edukację licealną. Mając takie zaplecze intelektualne zacząłem w Liceum nr III wydawać pierwszą gazetę, która nazywała się „Klex”. To były takie czasy, że nawet w gazetce szkolnej trzeba było uzyskać pieczątkę cenzury. Wydałem kilka numerów „Klexa”. W liceum pisałem również wiersze. Dostałem nawet wyróżnienie na Łódzkiej Wiośnie Poetów w 1964 roku. Stwierdziłem jednak, że wiersze to chyba nie dla mnie. Uznałem, że inni są lepsi i zarzuciłem pisanie. Przez pierwsze dwa lata studiów medycznych pisałem prozę. Mój tekst pod tytułem „Epikryzy” ukazał się w „Kierunkach” w 1970 roku pod ps. Robert Szpak. Do pisania wróciłem w latach 90. Stworzyłem wówczas biuletyn izby lekarskiej. Stwierdziłem, że będę pisać felietony, pozornie bez związku z bieżącymi sprawami, dające mi jednak dużą swobodę literacką. Przybrałem ps. dr Józef emeryt. Józef to moje drugie imię, po obu dziadkach. Wtedy oczywiście było mi daleko do emerytury. Żeby felieton miał formę dialogu, wymyśliłem wnuczka. Moje dzieci były wówczas małe, więc stworzyłem wnuczka pierwszy, uprzedzając córkę i syna. Z felietonów powstała książka „Kolorowe tabletki”. Wiele osób do tej pory nie wie, że to ja piszę pod pseudonimem dr Józef emeryt, mimo że nigdy z tym się nie kryłem. W felietonach staram się poruszać wiele kwestii etycznych, ogólnych. Pisanie o sprawach bieżących z dnia na dzień pozbawia nas ważnej perspektywy czasowej, odpowiada mi taka refleksja o tym, co się dzieje obecnie w odniesieniu do przeszłości i przyszłości.
W pracy lekarskiej spotykamy się z wieloma ciekawymi ludźmi. Opowieści chorych są ważne nie tylko z medycznego i historycznego punktu widzenia, ale też estetyczno-moralnego. Ciekawe jest poznanie, gdzie pacjent pracuje, w jakim zawodzie, jak spędził ostatnie kilkadziesiąt lat. Niestety obecnie nie ma już czasu na wysłuchanie pacjenta, porozmawianie z nim. Chciałbym, by młodzi lekarze podchodzili do medycyny w sposób całościowy, taki, który obejmuje całego człowieka.
Dziennikarzem chciałem być od zawsze. Gdyby nie ustrój komunistyczny, zapewne po maturze wybrałbym ścieżkę polonisty. W Opolu jednak byłem znany jako syn literata, który miał łatkę opozycyjną i niepokorną. Nigdzie więc nie znalazłbym porządnej pracy. Zdawałem sobie sprawę, że nie powinienem iść ani w stronę matki ani ojca. Moje nazwisko przekreślało mnie w ówczesnej sytuacji politycznej, było skreślone w sensie dziennikarskim. Moje humanistyczne zainteresowania skłoniły mnie do wybrania medycyny. Nadal jednak słowo jest dla mnie środkiem, dzięki któremu mogę przekazywać swoje emocje, swoje przekonania, wartości. Czasem w sposób przewrotny, czasem dowcipny, nienachalny. Słowami można się bawić, można je przekształcać, wymyślać nowe. Słowami chcę przekazywać wartości humanistyczne, chrześcijańskie.
Chciałbym kiedyś spisać moje wspomnienia. Pracując wiele lat „otarłem się” o pewne sprawy, jednak może są one jeszcze zbyt aktualne, by o nich pisać. Wiele osób o niektórych wydarzeniach nie ma pełnej wiedzy, karmieni są propagandą. Obecnie w mediach, w moim przekonaniu, panuje chaos informacyjny, często dezinformacja. Dlatego to właśnie historia jest dla mnie ważna, jest tym, co bardzo lubię. Moi ulubieni autorzy to Andrzej Nowak oraz Jacek Bartosiak.
Tagi: Ważne