NATALIA ZDEBIK (vel JULIA GAMBROT)  Rezydentka okulistyki we wrocławskim USK, absolwentka Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Rodowita wrocławianka zakochana w swoim mieście. Medycyna i pisarstwo to jej dwie największe życiowe pasje. Lubi podróżować po świecie oraz gotować. Jej życiowe motto mówi, że każdy dzień ma szansę stać się najpiękniejszym dniem życia. Ulubiona pora roku to jesień. Na zdjęciu razem z psem o imieniu Vena. (Fot. z archiwum N.Z.)

POWIEŚĆ O KOBIETACH (LEKARKACH), ALE NIE TYLKO DLA KOBIET

Zanim zdecydowała się podzielić swoją prozą z szerszą publiką, zaczytywała się w dziełach Michaiła Bułhakowa oraz Jürgena Thorwalda. Pisarzach dzielących pasję do pisania z medycyną. Gdy dowiedziała się, że Wydawnictwo Lira wyda jej debiutancką powieść „Różany eter”, zamarła. Głównie z niedowierzania, bo przebić się, jak sama przyznaje, było bardzo trudno. Od premiery książki, osadzonej w czasach la belle époque i poświęconej pierwszym kobietom w świecie medycyny, minęło jedenaście miesięcy. Z piszącą pod pseudonimem „Julia Gambrot” 32-letnią autorką powieści – Natalią Zdebik, rezydentką okulistyki we wrocławskim USK rozmawia Magdalena Janiszewska.

Magdalena Janiszewska: Okulistka, mama, żona, właścicielka dwóch kotów oraz psa i… pisarka. Po debiucie prozatorskim czuje się Pani pisarką?

Lek. Natalia Zdebik (vel Julia Gambrot): Czuję się przede wszystkim szczęśliwą kobietą. Wszystko, co posiadam, daje mi niezwykłą siłę oraz motywację do działania. Moje życie toczyło się po wyboistych i czasem trudnych drogach. Pisarstwo zawsze pozwalało mi przenieść się do innego świata, dawało na nowo nadzieję i pozwalało przetrwać trudny czas. Odkąd pamiętam lubiłam wymyślać i opisywać różne historie, ale teraz po raz pierwszy odważyłam się je opublikować. Nie ma pisarza bez czytelników, a ci współcześni są bardzo wymagający. Ponadto książka jest dziś mało popularną rozrywką. Gdy ktoś sięga więc po ,,Różany eter” czuję się w pewnym sensie wyróżniona, że chce swój wolny czas spędzić z moją twórczością. Jednocześnie pojawia się obawa, czy aby na pewno się nie rozczaruje…

M.J.: Skoro o emocjach mowa… Kto pierwszy przeczytał „Różany eter”? Z jaką reakcją spotkała się Pani ze strony tej osoby?

N.Z.: Pierwszą osobą, która przeczytała moją powieść, zanim jeszcze zrodził się pomysł wydania książki, była moja mama. Wiedziałam, że jej zachwyt nie jest z pewnością w pełni obiektywny. Przed wysłaniem tekstu do wydawnictwa ,,Różany eter” przeczytała także moja przyjaciółka. To ona wspierała mnie w trudnym procesie wydawniczym, kiedy wiele wydawnictw nie było zainteresowanych moim debiutem i dodawała wiary, że pewnego dnia marzenie o trzymaniu w rękach mojej własnej książki się spełni.

M.J.: Róża Zimmerman, jedna z głównych bohaterek powieści, też podąża za swoim marzeniem, co więcej urzeczywistnia je. Jest niezwykle urodziwa, inteligentna, uprzejma, skromna, romantyczna, nieco naiwna, ale też charyzmatyczna. Mimo obaw wkracza z odwagą w zdominowany przez mężczyzn świat medycyny. Czy i w jakim stopniu utożsamia się Pani z tą postacią?

N.Z.: Pierwowzorem Róży była moja przyjaciółka z okresu studiów. Myślę, że bliżej mi do osobowości Lilii, która jest drugą główną bohaterką książki. Nigdy jednak nie przelewa się swoich uczuć, myśli, zachowań, pragnień czy marzeń w skali jeden do jeden na kreowane postaci. Róża też ma pewne moje cechy. Inni bohaterowie noszą w sobie „szczyptę” charakteru osób, które znam, podziwiam albo kocham, i tego chyba żaden pisarz nie uniknie w swojej twórczości.

M.J.: Pani twórczość łączy w sobie powieść historyczną, romans i kryminał. Miłość, medycyna i fascynująca podróż w czasy la belle époque! – czytamy na okładce. Jak zrodził się na to pomysł?

N.Z.: Inspiracją był na pewno okres moich studiów na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Zabytkowe budynki, znani profesorowie, do tego mroczne autopsje i stojące za nimi historie różnych ludzi, a także piękne chwile uratowania czyjegoś życia i momenty wzruszeń. Już wtedy zrodziło mi się w głowie wiele pomysłów literackich. Tak się akurat złożyło, że w mojej podgrupie były same studentki. Na kanwie tego zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądały studia pierwszych kobiet, które zdecydowały się zostać lekarzami. Potem puściłam już tylko wodze fantazji i sięgnęłam do materiałów źródłowych. Tak powstał zarys opisanej historii. Szczegóły dopracowywałam w trakcie pisania.

M.J.: Opowieść zaczyna się u progu XX wieku. Młodej dziewczynie wychowanej w sierocińcu udaje się dostać na wymarzone studia medyczne. Oprócz niej na roku są tylko dwie inne studentki. Opisuje Pani świat zdominowany przez mężczyzn, także świat ówczesnej medycyny. Skąd czerpała Pani o nim wiedzę?

N.Z.: Źródłem wiedzy były dla mnie książki z zakresu historii medycyny, czasopisma lekarskie z początku XX wieku, a także biografie przedstawionych w powieści postaci historycznych. Pomocne okazały się publikacje opisujące Wrocław sprzed ponad stu laty, szczególnie zaś artykuł, z którego dowiedziałam się, jak traktowano na uniwersytetach pierwsze kobiety. „Ławkowe getta”, nieufność kadry profesorskiej, nierówność płci – wszystko to stanowi tło powieści. Ducha epoki udało mi się poczuć dzięki częstym wizytom w skansenach i muzeach.

M.J.: Powieść obfituje w ciekawostki medyczne oraz wybitne postaci epoki, takie jak choćby prof. Jan Mikulicz-Radecki. Do kogo skierowana jest Pani proza?

N.Z.: Profesor Jan Mikulicz-Radecki, Albert Neisser i Anton Biermer to tylko kilka z wybitnych i powszechnie znanych osób świata medycyny, które zmieniły jej oblicze i są związane z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu. Jako absolwentka tej uczelni jestem dumna, że mogłam moją medyczną drogę rozpocząć w tym samym miejscu, gdzie ciągle jeszcze powiewa duch starych czasów. Cieszę się, że dzięki ,,Różanemu eterowi” pamięć o tych ludziach może w dalszym ciągu pozostawać żywa.

Nie kieruję mojej prozy do czytelnika jednego typu. Chciałabym, aby każdy, kto sięgnie po tę książkę, odkrył w niej coś dla siebie, coś co go zachwyci, uwiedzie, czy też zainspiruje. Może się wydawać, że jest to literatura bardziej dla kobiet, ale znam wielu panów, którzy dali się wciągnąć w ,,Różany eter” i nie żałowali spędzonych z nim chwil.

M.J.: „Różany eter” – debiutancka powieść Julii Gambrot… Dlaczego zdecydowała się Pani wydać powieść pod pseudonimem? »

N.Z.: Pomiędzy pisarstwem a moim życiem zawodowym istnieje wyraźna granica. Obiecałam sobie, że tak pozostanie, bo w pracy chcę być profesjonalistką. Zależy mi na tym, by środowisko medyczne utożsamiało mnie przede wszystkim z zawodem, który wykonuję na co dzień. Nie wyobrażałam sobie również sytuacji, w której pacjenci pytaliby mnie, kiedy ukaże się druga część powieści albo dlaczego wybrałam takie zakończenie. Wydaje mi się, że gdybym pisała pod moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem stałabym się mniej autentyczna. Pseudonim, będący imieniem i nazwiskiem mojej prababci, daje mi tę cudowną możliwość bycia w pełni sobą, gdy piszę.

M.J.: W takim razie co było dla Pani najtrudniejsze w procesie pisania powieści? Jak się pani do tego przygotowywała? Z czym musiała się Pani zmierzyć?

N.Z.: Książkę tworzyłam bardzo długo, bo zaczęłam jeszcze na studiach. Inne obowiązki spowodowały, że pisanie zajęło mi aż tyle czasu. Wątki najchętniej wymyślałam w trakcie długich spacerów z psem lub pracy w ogrodzie. Myślę, że najtrudniejszym dla mnie momentem było dotarcie do materiałów źródłowych. Opisane w książce przypadki medyczne oraz konkretne sposoby leczenia są autentyczne i jedynie dostosowane do powieści. W procesie pisania korzystałam nie tylko z podręczników historycznych, ale także tych mówiących o modzie, stylu życia, ówczesnych potrawach. Zdobycie tych wszystkich informacji było dla mnie wyzwaniem, ale przede wszystkim wspaniałą zabawą i odskocznią od medycyny.

M.J.: Proces twórczy Panią uskrzydlał. Czy to samo można powiedzieć o procesie wydawniczym? Jak udało się Pani przebić na naszym trudnym dla debiutantów rynku wydawniczym?

N.Z.: Obecny rynek wydawniczy jest rzeczywiście bardzo trudny. Czytanie to mało popularna rozrywka. Jeżeli wierzyć statystykom, przeciętny Polak czyta tylko jedną książkę na rok. Większość wydawnictw na hasło ,,debiutant” od razu kończyło rozmowę. Nie pamiętam już do ilu z nich wysłałam moją książkę, nie doczekawszy się nigdy odpowiedzi. Przez moment zastanawiałam się nawet, czy nie wydać powieści w formule self publishingu. Przypadek sprawił, że w moje ręce wpadła książka Wydawnictwa Lira. Odkryłam przy tej okazji, że ich profil wydawniczy współgra z treścią mojej powieści. Zaryzykowałam, wysłałam im maszynopis i po kilku dniach otrzymałam mailową odpowiedź. Była pozytywna. Z niedowierzania czytałam e-mail wielokrotnie. Po pół roku od postawienia ostatniej kropki w tekście moje marzenie nabierało realnych kształtów. Potem przyszedł czas na redagowanie, korektę tekstu oraz przygotowanie grafiki na okładkę. Ten etap był dla mnie najbardziej emocjonujący. Po upływie roku trzymałam w rękach egzemplarz książki, który trafił do mnie prosto z drukarni. Akurat były święta wielkanocne, a powieść zaraz po nich miała mieć swoją premierę i trafić do księgarń. Ten pierwszy egzemplarz podarowałam mojemu kochanemu mężowi, któremu zadedykowałam ,,Różany eter”.

M.J.: Premiera powieści miała miejsce 24 kwietnia 2019 roku. Wiele zmieniło się w Pani życiu od kiedy „Różany eter” trafił na rynek wydawniczy?

N.Z.: Żadna rewolucja w moim życiu nie nastąpiła. Zmieniło się jedynie to, że widuję moją książkę na półkach w księgarni. Raz udało mi się ją nawet zobaczyć na wystawie i z dumą zrobiłam sobie pamiątkowe zdjęcie. Innym razem spotkałam kogoś w tramwaju, kto ją czytał. Ucieszyłam się, że książka żyje swoim życiem. W planach mam także spotkania autorskie z moimi czytelnikami.

M.J.: A Pani jako czytelnik? Ulubiony powieściopisarz to…

N.Z.: Podziwiam nieustannie kunszt pisarski Michaiła Bułhakowa, który podobnie jak ja dzielił pasję do pisania z medycyną (był dermatologiem). Równie bliski jest mi jest Jürgen Thorwald. Jego dzieła opisujące historię medycyny uważam za wybitne i inspirujące.

M.J.: Gdzie można kupić Pani debiutancką powieść?

N.Z.: Powieść można nabyć w Empiku, innych stacjonarnych i internetowych księgarniach. „Różany eter” jest dostępny także w formie e-booka w aplikacjach takich jak Legimi.

M.J.: Czy możemy się spodziewać następnych powieści?

N.Z.: „Różany eter” rozpoczyna czteroczęściowy cykl powieści poświęcony pierwszym kobietom w świecie medycyny. Kolejne tytuły będą połączeniem kwiecistych, kobiecych imion i medycyny. Taką przynajmniej mam nadzieję…

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?