Skrót artykułu Strzałka

Al. Matejki 6, sala konferencyjna. Na tradycyjnym comiesięcznym piątkowym spotkaniu seniorów przywitał prof. Krzysztof Wronecki, przewodniczący Koła Seniorów DIL. Zaprezentował swoją książkę „Pomruk salonów”. Jest to część druga felietonów, które ukazywały się w ostatnich latach w „Medium”. Część pierwsza, wydana osiem lat temu, jest już nieosiągalna. Egzemplarze, które profesor przyniósł, były prezentem dla uczestników spotkania z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych.

Wielcy muzycy we Wrocławiu cz. 2

Al. Matejki 6, sala konferencyjna. Na tradycyjnym comiesięcznym piątkowym spotkaniu seniorów przywitał prof. Krzysztof Wronecki, przewodniczący Koła Seniorów DIL. Zaprezentował swoją książkę „Pomruk salonów”. Jest to część druga felietonów, które ukazywały się w ostatnich latach w „Medium”. Część pierwsza, wydana osiem lat temu, jest już nieosiągalna. Egzemplarze, które profesor przyniósł, były prezentem dla uczestników spotkania z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych.

Profesor przedstawił najbliższe wydarzenia organizowane przez Koło. W piątek, 26 kwietnia, z prelekcją muzyczną wystąpi prof. Marek Dyżewski. Kolejne spotkania poświęcone będą zagadnieniom medycznym. Dr Zdzisław Bednarek omówi farmakoterapię wieku podeszłego, w czerwcu prof. Jerzy Rudnicki opowie  o raku jelita grubego. 22 maja odbędzie się prawdopodobnie wycieczka do Kamieńca Ząbkowickiego (zapisy na kwietniowym spotkaniu), we wrześniu natomiast zorganizowany zostanie dwudniowy wyjazd do Pragi.

Następnie głos zabrała dr Bożena Kaniak, wiceprzewodnicząca Koła. Z uznaniem mówiła o współpracy z seniorami. Podkreśliła też zasługi prof. Krzysztofa Wroneckiego w działalności Koła. Serdecznie zapraszała delegatów seniorów (Koło ma sześciu delegatów) na XLIII Zjazd Delegatów (23 marca) też w tej sali. Przypomniała o imprezach organizowanych przez Klub Lekarza. Zachęcała do udziału w koncertach Orkiestry Dolnośląskiej Izby Lekarskiej (najbliższy też w tej sali już 1 czerwca o godzinie 18).

Po wystąpieniu dr Kaniak prof. Wronecki przywitał prof. Barbarę Gąsior-Chrzan, lekarza dermatologa, która od lat pracuje w Trømso w Norwegii i oddał głos prof. Piotrowi Drożdżewskiemu, który będzie kontynuował barwne opowieści o muzycznej historii Wrocławia, o największych muzykach z minionych lat, którzy tu występowali i zostawili swój ślad. Przypomniał kompozytorów, których przedstawił w pierwszej części: Karola Marię von Webera, Karola Lipińskiego, Feliksa Mendelssoha Bartholdy’ego, Fryderyka Chopina, Nicolo Paganiniego, Ferenca Liszta, Hectora Berlioza, Henryka Wieniawskiego. Lista została ułożona według daty pierwszego ich przyjazdu. Wieniawski przyjechał w 1848 roku.

Ta część zacznie się więc od roku 1850. Rozpoczyna ją Johann Strauss Syn, król walca. Jechał wtedy ze swoją orkiestrą do Warszawy przez Wrocław i tu zatrzymując się dał dwa koncerty.

W roku 1863 przyjechał Richard Wagner. Kompozytor znany przede wszystkim ze swoich wielkich dzieł scenicznych, na początku nazywanych operami, a później na jego życzenie ‒ dramatami muzycznymi. Wystąpił jako dyrygent i oprócz innych utworów wykonał fragmenty trzech swoich dzieł scenicznych: „Tristiana i Izoldy”, „Śpiewaków Norymberskich” oraz „Walkirii” z ostatniej części tetralogii „Pierścień Nibelungów”. Jako oprawę muzyczną seniorzy usłyszeli fragment „Tristana i Izoldy”.

Kolejna wyjątkowa osobowość to Zygmunt Noskowski, zapamiętany jako autor słynnego śpiewnika napisanego do tekstów Marii Konopnickiej. Noskowski na plakacie informującym o jego przyjeździe przedstawiony został jako dyrektor Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego. W koncercie wykonał jeden ze swoich utworów „Wariacje na temat własny”.

Niemiecki kompozytor Max Bruch przyjechał do naszego miasta na dłużej, bo aż na 7 lat. Objął tu stanowisko dyrygenta Wrocławskiego Towarzystwa Orkiestralnego. Max Bruch znany jest dziś głównie z jednego utworu ‒ Koncertu skrzypcowego (we Wrocławiu skomponował cztery utwory). Wrocławskie Towarzystwo Orkiestralne było pierwszą profesjonalną organizacją, która miała zająć się organizowaniem koncertów. Powołano pierwszą stałą orkiestrę symfoniczną, którą w 1924 roku przemianowano na Śląską Orkiestrę Krajową, a w 1928 na filharmonię i tak zostało do końca wojny. W statucie zagwarantowano 12 koncertów w sezonie oraz koncerty kameralne. Prezesem Towarzystwa został Salomon Kauffman, bogaty przemysłowiec tekstylny, który zapewne wspierał je finansowo. Towarzystwo zatrudniało największych niemieckich dyrygentów: Damrosza, Scholza i oczywiście Brucha. Po Bruchu posadę dyrygenta objął Polak ze Lwowa ‒ Rafał Maszkowski.

W 1883 roku odwiedził Wrocław Edward Grieg, nazywany „Chopinem Północy” ze względu komponowane popularne i łatwo wpadające w ucho melodie. Wziął udział w koncercie kameralnym. Wykonał swoją Sonatę na skrzypce i fortepian.

Jan Ignacy Paderewski, nasz rodak był we Wrocławiu dwa razy w dziesięcioletnim odstępie. Pierwszy raz w lutym 1891 roku, przed pierwszym tournée do Stanów Zjednoczonych. Dał koncert w sali Nowej Giełdy. Pogram był bardzo bogaty, złożony z utworów znanych kompozytorów: Beethowena, Schumanna, Chopina. Zakończył swoimi utworami, m.in. Menuetem G-dur. Z utworem tym wiąże się zabawna historia. Paderewski przyjaźnił się z Tytusem Chałubińskim. Kiedy w zimie pozostawali w Warszawie, Paderewski odwiedzał Chałubińskiego i umilał mu czas grą na fortepianie. Chałubiński był wielbicielem Mozarta i zawsze prosił o jego utwory. Paderewskiemu skończył się wreszcie repertuar, który znał. W domu skomponował utwór w stylu Mozarta, właśnie tegoż menueta. Na kolejnym spotkaniu poproszony o Mozarta, zagrał swoją kompozycję, nie przyznając się, że jest jej autorem. Gdy Paderewski skończył koncert, uradowany Chałubiński podszedł do niego mówiąc: „Panie Paderewski, no niech pan powie, czy w dzisiejszych czasach jakiś kompozytor mógłby napisać tak wspaniałą muzykę”. Paderewski przyznał się. Chałubiński trochę się obruszył, ale szybko wybaczył kompozytorowi.

Zachował się film, na którym Paderewski gra menueta. Wprawdzie jakość nie jest najlepsza, ale warto cofnąć się w czasie i posłuchać mistrza w oryginale. Po raz drugi przyjechał w 1901 roku i dał podobny koncert z menuetem na bis.

Na przełomie wieku przyjeżdża Gustav Mahler, kompozytor wiedeński znany przede wszystkim jako wielki symfonik. Jego dziełem jest 10 symfonii. To wielkie kompozycje. Podczas pobytów we Wrocławiu wykonał dwie. W roku 1905 zagrał V Symfonię, a w roku następnym ‒ III (powstała w 1901 roku). W V Symfonii kryje się słynna IV Część tzw. Adagietto. Najkrótsza ze wszystkich części, wyjątkowa, często wykonywana oddzielnie. Adagietto uważane jest  za miłosne wyznanie Mahlera. Otóż w 1901 roku Mahler poznał córkę wiedeńskiego malarza Almę Schindler. On miał 41 lat, ona 22. Po trzech tygodniach oświadczył się, a po trzech miesiącach wzięli ślub. A związek z Adagietto? Otóż na nutach na marginesie widnieje miłosny wiersz adresowany do Almy. Zamiast wyznania w liście, podarował jej utwór. Seniorzy wysłuchali utworu, którym dyrygował Leonard Bernstein.

Kolejnego gościa wrocławskich wydarzeń muzycznych prof. Drożdżewski ukrył w zagadce. Mianowicie wyświetlił fragment filmu, w którym główną rolę grała muzyka. Jest to fragment utworu kolejnego kompozytora, który gościł we Wrocławiu, Richarda Straussa, sławnego ze swoich poematów symfonicznych, m.in. „Dyla Sowizdrzała”, czy „Don Juana”. Richard Strauss gościł po raz pierwszy we Wrocławiu w roku 1906 na premierze swojej opery „Salome”. Przez następne lata przyjeżdżał do Wrocławia jeszcze wielokrotnie, przedstawiając swoje opery (napisał 15) lub dyrygując na koncertach.

Na koniec prof. Drożdżewski zostawił kogoś, kto jest być może najważniejszy z tych wielkich, którzy we Wrocławiu bywali. Tego kompozytora wymienia się wśród trzech największych kompozytorów, których nazwiska zaczynają się na B: Bach, Beethowen i Brahms. I to jemu poświęcone zostało zakończenie wykładu. Johannes Brahms był we Wrocławiu sześć razy.

Po raz pierwszy przyjechał pod koniec 1874 roku, by wziąć udział w koncercie, w czasie którego wykonał swój I Koncert fortepianowy i jeden ze swoich „Tańców węgierskich” w wersji na orkiestrę. Drugi przyjazd to rok 1876. Kolejny ‒ to rok 1877. Wtedy przywiózł swoją I Symfonię, którą pisał 20 lat. Dlaczego aż 20 lat? Uważał bowiem, że urodził się za późno, że Beethowen już stworzył w muzyce wszystko co najlepsze. Na szczęście nie miał racji i symfonia okazała się dziełem wybitnym. Profesor zaprezentował słuchaczom jej fragment w wykonaniu orkiestry z Frankfurtu, którą dyrygował Stanisław Skrowaczewski. Polski dyrygent, który zrobił karierę w Stanach Zjednoczonych, ale co bardzo dla wrocławian ważne ‒ tuż po wojnie pracował we Wrocławiu.

W następnym roku Brahms został zaproszony na koncert inauguracyjny Wrocławskiego Domu Koncertowego. Jeszcze do końca wojny stał on na skrzyżowaniu ul. Piłsudskiego i Zielińskiego. To była pierwsza profesjonalna sala koncertowa we Wrocławiu. Podczas tego koncertu Brahms wykonał swoją II Symfonię. To było jej prawykonanie. Dyrygował sam kompozytor. Tu profesor ubarwił wykład drugą historią miłosną. Johannes Brahms przyjaźnił się z wielkim romantykiem, kompozytorem niemieckim Robertem Schumannem i jego żoną pianistką Klarą Schumann. Klara koncertowała we Wrocławiu i dużo wcześniej grała utwory Brahmsa, zanim on sam tu przyjechał. Brahmsowi podobała się córka Schumannów Julia. Niestety, Brahms nie zdobył się na żadną deklarację ani oświadczyny. Pewnego dnia Klara Schumann przekazała Brahmsowi radosną informację, że Julia zaręczyła się z włoskim hrabią Marimoto. Brahms został zaproszony na wesele jako drużba, a że drużba musi przyjść z prezentem, a drużba muzyk z prezentem muzycznym, więc napisał utwór dedykowany na ślub Julii. O tym utworze pisał później: „Napisałem pieśń weselną dla hrabiny Schumann, ale zrobiłem to ze skrywanym gniewem, z wściekłością”. Utwór istotnie nie pasował do uroczystości weselnych. Jest to poważna Rapsodia oparta na mądrych, filozoficznych, religijnych tekstach, która nijak się ma do uroczystości ślubnych. Wiąże się z tym mała wrocławska ciekawostka. Prof. Drożdżewski zapowiedział wcześniej, że pojawi się jeszcze nazwisko Maszkowskiego, dyrygenta, który po Maxie Bruchu objął kierownictwo we Wrocławskim Towarzystwie Orkiestralnym. Na wrocławskim cmentarzu Grabiszyńskim zachował się jego piękny nagrobek z figurą anioła grającego na skrzypcach. Na tym nagrobku wyryto kilka nut z tejże Rapsodii Brahmsa z podpisem „Rapsodi Brahms”. Jest to muzyka do tekstu zaczerpniętego z poematu „Zimowa podróż w Góry Hartzu” Goethego i jest przepiękną modlitwą za muzyka.

Koncerty kameralne odbywały się w sali muzycznej Uniwersytetu Wrocławskiego Oratorium Marianum. Tam właśnie Brahms koncertował. We Wrocławiu był gościem szanowanym i poważanym, chętnie podejmowanym. Nawiązał kontakty z artystami i naukowcami. Ci ostatni uhonorowali go doktoratem honoris causa uniwersytetu. Otrzymał list gratulacyjny z tekstem, który w tłumaczeniu na język polski brzmi: „Johannes Brahms, Holsztyńczyk, w sztuce muzycznej kontrapunktu pierwszy w Niemczech”. Oczekiwano, że Brahms odwdzięczy się co najmniej symfonią dedykowaną uniwersytetowi. Brahms, znany z poczucia humoru, w ramach tejże wdzięczności przysłał krótkie podziękowanie napisane na pocztówce. Dano mu jednak do zrozumienia, że ten tytuł obliguje do czegoś więcej. Kompozytor zreflektował się i skomponował „Uwerturę akademicką” opartą na kilku pieśniach studenckich, które opracował, a której prawykonanie odbyło się 4 stycznia 1881 roku – dyrygował sam Brahms.

Z tą uwerturą wiąże się wrocławska ciekawostka. Brahms wpisał kilka nut z tej uwertury do sztambucha Margarethe Kauffman, córki prezesa Wrocławskiego Towarzystwa Orkiestralnego. Margarethe została żoną lekarza Gustawa Borna. Ślub wzięli w tym samym roku 1881 i zamieszkali w domu Kauffmanów przy placu Wolności. Po roku przyszedł na świat ich syn Max, wybitny fizyk, laureat Nagrody Nobla.

Podczas ostatniego przyjazdu Brahms przywiózł IV Symfonię, Symfonię Elegijną. We Wrocławiu odbyło się jej pierwsze wykonanie. Dyrygował sam kompozytor. Dodać trzeba, że trzy symfonie Brahmsa miały prawykonanie w naszym mieście i pod jego dyrekcją.

Czy dzisiaj możemy usłyszeć głos Brahmsa i jego grę na fortepianie? Tak.  Wszystko zaczęło się od Thomasa Edisona i jego fonografu wynalezionego w 1877 roku. Jedenaście lat później Edison udoskonalił to urządzenie i wysłał do Europy swoich inżynierów, żeby je promowali. Do Wiednia trafił Theodor Wangemann zaprzyjaźniony się z rodziną dr. Fellingera, u której bywał Brahms. 2 grudnia 1889 roku Wangemann zarejestrował głos i grę Brahmsa na fortepianie. Był to początek słynnego „Tańca węgierskiego”. Nagranie jest słabe, ale ma wielką wartość historyczną. Był to przecież koniec XIX wieku. Dla porównania profesor zaprezentował wersję współczesną, a następnie wersję w wykonaniu Brahmsa. I tym historycznym akcentem prof. Piotr Drożdżewski zakończył drugą i ostatnią część wykładu poświęconego „Wielkim muzykom we Wrocławiu”.

W dyskusji po wykładzie głos zabrała prof. Barbara Gąsior-Chrzan, profesor dermatologii. Przypomniała, że jedna z Kauffmanówien wyszła za mąż za Alberta Neissera, kierownika Kliniki Dermatologicznej przy dzisiejszej ul. Chałubińskiego 1. Budowę kliniki oraz willę przy ul. Różyckiego, w której zamieszkali Neisserowie,  finansował Salomon Kauffman. Brahms bywał u Neisserów i wspólnie grywali (Neisser grał na skrzypcach).

Piękna willa już nie istnieje. Spłonęła w 1946 roku w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie zachował się też grób Toni i Alberta Neisserów. Byli pochowani w ogrodzie przy willi. Kiedy Niemcy doszli do władzy (w willi było już Muzeum Mieszczaństwa), zamieszkał tam gauleiter prowincji. Grób został usunięty i nie wiadomo co stało się z prochami właścicieli. Rodzice Neissera są pochowani na Cmentarzu Żydowskim. Na Cmentarzu Żydowskim odnalazł się grób Gustava Borna (1851-1900) – profesora anatomii i embriologii. Przewróciło się drzewo i odsłoniło macewę profesora.

Jak zdążyliście się państwo zorientować, wykład prof. Drożdżewskiego, oprócz informacji o wielkich muzykach koncertujących we Wrocławiu, był także wspaniałą lekcją historii miasta, w którym dziś mieszkamy. Profesorowi za wspaniały wystąpienie, uatrakcyjnione fragmentami utworów i ciekawostkami, podziękował prof. Krzysztof Wronecki, a zebrani nagrodzili rzęsistymi brawami.

Zdzisława Michalska

Fot. Z.M.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?