Profesor Krzysztof Simon apeluje do seniorów, by chronili swoje zdrowie, a do młodych o solidarność społeczną. Lekarze rodzinni z kilku przychodni podjęli akcję „Telefon do seniora”, skierowaną do pacjentów 75+.
W dobie pandemii seniorzy powinni być pod szczególną opieką
Tekst Agata Grzelińska
Po hurraoptymistycznych i niepopartych faktami wieściach o końcu pandemii, płynących z mediów i gremiów politycznych, przyszło otrzeźwienie. Liczby potwierdzanych każdego dnia nowych przypadków zakażenia koronawirusem poszybowały w górę. Co kilka dni z mediów płynie komunikat o kolejnym rekordzie. Rośnie obawa przed następną falą i kumulacją epidemii SARS-CoV-2 z sezonem grypowym. Profesor Krzysztof Simon, ordynator 1. Oddziału Chorób Zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych dla województwa dolnośląskiego tłumaczy, że sytuacja jest typowa dla epidemii, która zazwyczaj przebiega falami.
– Liczyliśmy (i słusznie), że w okresie, kiedy ludzie się rozparcelowują z małych pomieszczeń i wyjdą na zewnątrz, gdzie jest cieplej i wilgotniej, to wirus będzie się szerzył mniej. I tak rzeczywiście jest, jednak pojawiły się dwa błędy – mówi zakaźnik. – Zbyt gwałtownie zaczęto poluzowywać obostrzenia ze względów ekonomicznych. Rozumiem: zakłady pracy, handel, usługi, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego poluzowano wytyczne co do mszy, pogrzebów, wesel i kilku innych spraw. Widzimy, jakie są tego efekty. Druga kwestia to niestety postawa części naszego społeczeństwa, która nie przestrzega obowiązujących restrykcji. Nie ma się co dziwić, że liczba przypadków jawnych klinicznie wzrasta.
Epidemia trwa, potrzeba solidarności społecznej
Jak dodaje szef Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii, liczby, które są podawane, to jest 1/4–1/5 codziennych zakażeń. Wszystkie dane światowe i prace wskazują, że na 100 pacjentów 15-25 rozwija objawy kliniczne. Pozostałe osoby przechodzą zakażenie klinicznie bezobjawowo, one nie zgłaszają się do lekarza i nie są testowane. Taka sytuacja ma złe i dobre skutki. Minusem jest, że osoby zakażone bezobjawowo przechodzą w inne środowiska i szerzą wirus, a plusem, że coraz większa część populacji staje się odporna, więc nie będzie przenosiła wirusa i w większości przypadków (czy wszyscy?) nie zarazi się ponownie (do 1,5-2 lat).
– Niestety, dużo ludzi to egocentrycy i głupcy, to mówię publicznie, którzy interesują się tylko czubkiem własnego nosa – prof. Simon nazywa rzeczy po imieniu. Przypomina, że w Polsce jest 8-9,5 miliona ludzi po 60. roku życia, którzy zwykle mają wielochorobowość i znacznie starszych, dla których każda infekcja jest niebezpieczna. To nie dotyczy tylko COVID-19, ale również grypy, schorzeń paragrypowych, przeziębieniowych, bakteryjnego zapalenia płuc i innych, dlatego tę grupę trzeba szczególnie chronić.
Znany wrocławski specjalista apeluje do młodych, by chronili osoby starsze z wielochorobowością! To jest moralny i etyczny obowiązek. Seniorom natomiast przypomina: – Pilnujcie się, chrońcie swoje życie i zdrowie. Niestety, wiąże się to z pewnymi restrykcjami, pewną formą izolacji, utrzymaniem dystansu, systematycznym noszeniem wszędzie masek i wymaganiem od innych, żeby zakrywali nos i usta oraz myciem rąk. Wtedy unikniecie zakażenia. Absolutnie rozpocznijcie szczepienia przed epidemią chorób przenoszonych drogą kropelkową: przeciwko grypie i pneumokokom. Pneumokoki są bakteriami, które wikłają przebieg grypy, koronawirusa, czy innych podobnych schorzeń, i prowadzą do zgonu. A na to mamy szczepionki. Nie słuchajcie polityków, którzy opowiadają różne brednie, tylko posłuchajcie ekspertów, którzy zajmują się problemami profilaktyki i leczenia.
Śmiertelnie niebezpieczna układanka
Niestety, COVID-19 u osób w starszym wieku wiąże się ze wzrastającym ryzykiem zgonu. W grupie od 60. do 70. roku życia spośród chorujących objawowo umiera 4%, między 70. a 80. rokiem życia – 8%, a powyżej 80. roku życia – 16% pacjentów.
– To jest bardzo dużo. Na grypę starsi ludzie też umierają, ale na grypę można się uodpornić – przypomina zakaźnik i przekonuje do profilaktyki. Jak mówi, nawet jeśli nie trafimy ze szczepionką na dany szczep wirusa, to i tak szczepienie zmniejsza jego agresywność, a wtedy grypa przebiega łagodniej. Eliminujemy w ten sposób jeden element skomplikowanej układanki COVID-19 – grypa – choroby grypopodobne i do tego jeszcze bakteryjne zapalenia płuc. – Zbliża się okres jesienny, ludzie zaczynają przebywać w wąskich środowiskach, co będzie sprzyjało przenoszeniu czynników zakaźnych. Szczepionka na grypę nie zawsze się sprawdza, ale to nie znaczy, że nie ma sensu, bo zawsze zmniejsza ona agresywność przebiegu grypy. Szanse siedemdziesięciolatka z pewnym deficytem odporności, który zachoruje na COVID-19 i na grypę jednocześnie lub będzie miał jedno schorzenie po drugim, są dość marne. To nie jest straszenie, to są fakty – podkreśla prof. Krzysztof Simon.
Lekarzu, nie czekaj, zadzwoń do pacjenta
Lekarze z Dolnośląskiego Związku Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców i z Porozumienia Zielonogórskiego zdają sobie sprawę, że starsi ludzie nie zawsze są zorientowani, kiedy i do kogo się zgłosić po pomoc. Zainspirowani przez kolegów z Lubelszczyzny prowadzą akcję „Zadzwoń do seniora”. Zwłaszcza w czasie epidemii pacjenci w podeszłym wieku nie powinni być pozostawieni sami sobie. Dlatego pielęgniarki i położne z części praktyk podstawowej opieki zdrowotnej same dzwonią do pacjentów w wieku powyżej 75 lat, by zapytać, jak ci się czują i powiedzieć, jak powinni zachowywać się w dobie zagrożenia chorobą COVID-19. Pytają o zdrowie i samopoczucie, dowiadują się, czy seniorzy potrzebują pomocy, porady lub leków, przypominają, że zawsze są do dyspozycji i instruują, jak postępować w czasie epidemii, by ją bezpiecznie przetrwać.
– Do seniorów i młodszych osób, o których wiemy, że mogą mieć problem z dotarciem do przychodni, dzwonią pielęgniarki środowiskowe. Pacjenci znają je od lat, chętnie słuchają, pytają między innymi, czy zagrożenie, o którym słyszą w telewizji, faktycznie jest takie duże – mówi Anna Szadura, lekarka rodzinna, która prowadzi przychodnię przy ul. Glinianej we Wrocławiu. – Zarówno osoby starsze czy chore, jak i ich opiekunowie, są spokojniejsi, wiedząc, że jeśli jest taka potrzeba, to ktoś z przychodni do nich przyjdzie.
Czasami trudno się skontaktować, bo ktoś ma problem z odebraniem telefonu albo boi się podnieść słuchawkę, widząc nieznany numer. Pracownice placówek POZ dzwonią najczęściej z telefonów komórkowych, by nie blokować stacjonarnej linii do przychodni. Są jednak cierpliwe i gdy długo nie mogą się z kimś skontaktować, proszą o pomoc jego bliskich lub sąsiadów. – Dzięki tym telefonom wiemy, że kilka osób, które tego nie zgłaszały, potrzebuje wizyty domowej – dodaje dr Szadura.
Do seniorów dzwonią też pielęgniarki środowiskowe z przychodni prowadzonej przez dr n. med. Agatę Sławin w Kiełczowie. Informują pacjentów, że mogą telefonicznie zamówić leki lub skorzystać z porad lekarskich. – Nie spodziewałyśmy się z koleżankami, że te telefony tak wiele znaczą dla seniorów. Bardzo doceniają, że się o nich pamięta. Jeden pacjent się rozpłakał ze wzruszenia – mówi Jolanta Myśliwiec, pielęgniarka środowiskowa. – Pacjenci chętnie opowiadają, jak sobie radzą, pytają, korzystają z rad. Wyłapujemy też w trakcie tych rozmów osoby, do których musimy pójść, by pomóc im rozwiązać problemy dla nich duże, a dla nas nietrudne do załatwienia.
Skutki ponad pandemią
Akcja daje spokój nie tylko pacjentom, ale i lekarzom. Mają poczucie i pewność, że wszystko jest w porządku u seniorów, których mają po opieką, a nawet więcej – efekty są znacznie większe od zamierzonych.
– Nie wszyscy w tym wieku są pod opieką pielęgniarki środowiskowej, bo nie wszyscy mają wielochorobowość. Są w tym gronie osoby zdrowe, które potykają się o przychodnię raz w roku, gdy się przeziębią albo przychodzą na szczepienie. Odkryliśmy, w jakich warunkach żyją, czy mają opiekę, one tym bardziej poczuły się usatysfakcjonowane – mówi dr Agata Sławin. – Z jednej z rozmów wynikło, że pan, który dotąd nie był pod opieką pielęgniarki środowiskowej, powinien być nią objęty. Ten pacjent uznał, że skoro jest stary, to może go tu i tam boleć, a panie pielęgniarki wypytały go dokładnie i zasygnalizowały, że warto się nim bliżej zainteresować i podjąć diagnostykę, czy nie ma problemów z nadciśnieniem, może cukrzycą, albo z tarczycą lub depresja, bo rozmowa na to wskazywała. Jeśli ten człowiek ma depresję, tym bardziej sam się do nas nie zgłosi.
Doktor Sławin nie wyklucza, że akcja przerodzi się w program przesiewowy, polegający na tym, by raz do roku odwiedzić albo obdzwonić seniorów z terenu praktyki POZ.
– To jest szansa na poznanie środowiska podopiecznych od innej strony, a czasami odkrycie zupełnie niespodziewanych potrzeb, problemów ludzi, którzy nie chcieli się z nimi zgłosić, bo nie mieli śmiałości, albo nie wiedzieli, że mogą, albo nie widzieli potrzeby, by mówić o tym aż lekarzowi – dodaje specjalistka medycyny rodzinnej.