Od ciała jako maszyny do ciała jako modlitwy
Poprzedni artykuł w „Medium” zakończyłem zapowiedzią dalszego ciągu rozważań o przezwyciężaniu kartezjańskiego dziedzictwa, które doprowadziło ostatecznie do całkowitego oddzielenia umysłu od ciała. Ojciec nowożytnej filozofii w szczególny sposób upodobał sobie niemal codzienne wizyty w sklepach rzeźniczych. Towarzyszyła im fascynacja zwierzęcym mięsem, poddawanym „obróbce” ćwiartowania i oddzielanym od kości. W konsekwencji zapoczątkowanego przez Kartezjusza traktowania ciała jako maszyny nauka i edukacja medyczna, poczynając od XVIII wieku, coraz mocniej zaczyna skupiać się już nie na symptomach choroby, ale na sekcjach pacjentów i na preparowaniu ich ciał. Dochodzi do sytuacji, którą filozofowie określają mianem „epistemologicznego prymatu martwego ciała”. W praktyce klinicznej objawia się to całkowitym niemal zanegowaniem subiektywnego doświadczenia pacjenta. Następuje coraz bardziej bezwzględny podział między rozumem i uczuciem, rozwagą i wrażliwością, tym , co zewnętrzne i wewnętrzne.