Jako pierwsi w Polsce, i jedni z pierwszych w Europie, lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu używają nowatorskiego urządzenia do leczenia tętniaków szerokopodstawnych i rozwidleń tętniczych. Wykorzystując nowy przerywacz napływu, już pierwszego dnia zoperowali 4 pacjentki.
Rewolucyjna metoda leczenia tętniaków mózgu jest już dostępna we Wrocławiu!
Jako pierwsi w Polsce, i jedni z pierwszych w Europie, lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu używają nowatorskiego urządzenia do leczenia tętniaków szerokopodstawnych i rozwidleń tętniczych. Wykorzystując nowy przerywacz napływu, już pierwszego dnia zoperowali 4 pacjentki. Neurochirurdzy i radiolodzy, którzy się tym zajmowali, podkreślają, że nowa metoda daje szanse na normalne życie nawet tym chorym, którzy do tej pory nie mogli zostać poddani takim zabiegom.
Uniwersyteckie Centrum Neurologii i Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu jest dla wielu osób, u których wykryto tętniaki mózgu, jedyną szansą ratunku. Tu leczone są najtrudniejsze przypadki. Do takich należą tętniaki szerokopodstawne, nieregularne i rozwidleń tętniczych. Od 2014 roku specjaliści z Centrum rozwijają techniki leczenia takich przypadków, które w innych dolnośląskich szpitalach są uznawane za nieoperacyjne. Od sierpnia mają do dyspozycji nową, rewolucyjną aparaturę, z której od lipca korzystano tylko w trzech innych ośrodkach w Europie: w Wielkiej Brytanii, Francji i w Niemczech.
– Jesteśmy pierwszym polskim szpitalem, który wykorzystał najnowszy przerywacz napływu. Wyjątkowości temu dodaje fakt, że pierwszego dnia pomogliśmy aż czterem chorym! – nie kryje radości dr n. med. Maciej Miś, który kieruje Oddziałem Klinicznym Neurochirurgii wchodzącym w skład Centrum.
Szybciej i bezpieczniej
Biorąc pod uwagę możliwości nowego urządzenia można przewidywać, że w nieodległej przyszłości wszystkie operacje tętniaków będą się odbywały wyłącznie przy wykorzystaniu technik wewnątrznaczyniowych. Ostatnie lata przyniosły bowiem błyskawiczny rozwój techniczny niezbędnej do tego aparatury. – Rozwój tych systemów pozwala nam leczyć pewien typ tętniaków, tzw. szerokopodstawnych, nieregularnych, w pewnych okolicach trudno dostępnych operacyjnie – mówi dr Maciej Miś. – Nie jest to coś całkiem nowego, bo sami pracujemy nad takimi systemami od 2014 roku. Ale najnowszy system jest jeszcze delikatniejszy od swoich poprzedników, jeszcze bezpieczniejszy dla pacjenta, jeszcze lepiej pozwala nam zabezpieczyć te tętniaki – tak, żeby w przyszłości nie dochodziło do ich odtwarzania się – podkreśla.
Właśnie z wykorzystaniem najnowszego przerywacza napływu pierwszego dnia zostały zoperowane 4 pacjentki. To panie w wieku od 50 do 74 lat. We wszystkich przypadkach zespół operujący miał do czynienia ze skomplikowanymi, dużymi, nieregularnymi tętniakami, z bardzo wysokim ryzykiem pęknięcia. Co więcej, u jednej z kobiet na jednej tylko tętnicy środkowej mózgu były dwa tętniaki. Podjęto decyzję, by podczas zabiegu zabezpieczyć przerywaczami napływu obydwa. Zabiegi udały się znakomicie, a wszystkie pacjentki po dwóch dniach mogły wrócić do domów.
Rewolucyjny skok technologiczny
Na czym polega różnica między poprzednio stosowanymi technikami a tą najnowszą?
Jak wyjaśnia dr n. med. Marcin Miś, neuroradiolog interwencyjny z Zakładu Radiologii Ogólnej, Zabiegowej i Neuroradiologii USK we Wrocławiu, rozwijana w USK od 10 lat metoda wymaga zastosowania wewnątrzworkowych implantów. Specjalne spiralki trzeba było mozolnie umieszczać w worku tętniaka. Trwało to zwykle 3–4 godziny. Poza tym pacjent przez dwa lata, a czasami do końca życia, musiał brać leki przeciwpłytkowe. To zaś może stwarzać problem w przypadku kolejnych chorób, które oznaczają konieczność operacji. Rodzi to również problemy w sytuacji takiej, gdy np. trzeba usunąć ząb.
Jedną z korzyści nowej technologii jest to, że po umieszczeniu przerywacza napływu w kopule tętniaka nie trzeba już stosować stentów naczyniowych, czyli podparcia w tętnicach. Przerywacz, po wyprowadzeniu z mikrocewnika, ulega rozprężeniu, zapiera się o ściany tętniaka, idealnie dopasowuje się, wypełnia wszystkie zachyłki. Jest bardzo stabilny. Poza tym, dzięki specjalnemu oprogramowaniu, przed zabiegiem można dokładnie dopasować wielkość systemu, który wprowadza się do tętniaka.
– Teraz jest to jeden implant w kształcie maleńkiego koszyczka, który wprowadzamy do tętniaka, rozwija się i właściwie… jest po zabiegu. Jest tak atraumatyczny, tak miękki i delikatny, że ryzyko samego zabiegu jeszcze bardziej się zmniejsza, bo on jeszcze dokładniej dopasowuje się do kształtu tętniaka, wypełniając go całkowicie – tłumaczy dr Marcin Miś. – To jest jubilerska produkcja, pod mikroskopem, a jej skuteczne wykorzystanie wymaga ścisłej współpracy zespołów neurochirurgów i radiologów – dodaje.
Co najważniejsze, nic nie zostaje w tętnicy, czyli chory nie musi być narażony na jakiekolwiek leczenie farmakologiczne, czyli na leki przeciwpłytkowe, które zwiększają ryzyko samego zabiegu. Cała procedura medyczna trwa zwykle 20-30 minut (czasem do godziny), a po 2-3 dniach pacjenci wracają do pełnej sprawności i do swoich normalnych zajęć! Zabieg jest więc szybszy niż dotychczas, precyzyjniejszy, mniej inwazyjny i mniej obciąża organizm.
Koniec z otwieraniem czaszki
Nowy system jest przeznaczony głównie do leczenia osób z najtrudniejszymi tętniakami – szerokopodstawnymi, nieregularnymi i tymi na rozwidleniu tętnic. To w większości przypadki do tej pory uznawane za nieoperacyjne. Kłopot w tym, że te zwykle nie dają jakichkolwiek objawów – człowiek dowiaduje się, że ma taki problem przy okazji badań rezonansem magnetycznym związanych z innymi chorobami albo wtedy, gdy tętniak pęknie…
Jak podkreślają specjaliści z USK, wykorzystując nową technologię, można zabezpieczyć praktycznie każdego, nawet skomplikowanego tętniaka. – To jest rewolucja oznaczająca, że właściwie w niemal 100% przypadków będzie można zrezygnować z otwarcia czaszki – podkreśla dr Maciej Miś.
Dr Marcin Drozd, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu podkreśla, że władze placówki są zawsze otwarte na nowości w leczeniu pacjentów, nieustannie rozwijają stosowane w szpitalu metody, a do tego potrzebny jest najnowocześniejszy sprzęt. – Każda zmiana, która podnosi bezpieczeństwo i pozwala leczyć jeszcze więcej osób, jest dla nas niezwykle ważna. Gratuluję naszym specjalistom, którzy z sukcesem przeprowadzili te zabiegi. To dowód na to, że eksperci z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu są liderami w wykorzystaniu nowoczesnych technologii w medycynie – mówi dr Drozd.
Od 2014 roku, wykorzystując nieco starsze metody wewnątrznaczyniowe, lekarze z Centrum Neurologii i Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu uratowali już ponad 250 osób (z całej Polski). Od ponad roku takie leczenie jest refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
A jak wiele osób może potrzebować takiej pomocy? Specjaliści oceniają, że tętniaki mózgu to problem 1-5% populacji. Biorąc pod uwagę, że mamy około 3 mln Dolnoślązaków, trzeba więc być gotowym na to, że nawet 150 tysięcy z nich będzie kiedyś potrzebowało takiej pomocy.
Maciej Sas
Maciej Sas