W swoich gabinetach nieustannie przeżywają stres związany z ratowaniem życia zwierząt. W inspekcji weterynaryjnej podejmują arcytrudne decyzje związane z koniecznością likwidacji nawet kilkusettysięcznych stad w związku ze zwalczaniem chorób zakaźnych. Na dodatek coraz większa fala hejtu towarzyszy im w codziennej pracy. Dlatego wielu weterynarzy zmaga się z depresją, a samobójstwa są w tej grupie zawodowej znacznie częstsze niż w innych. Dlatego Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna postanowiła zdiagnozować problemy psychologiczne swojego środowiska. Badania przeprowadziła grupa wrocławskich psychiatrów i psychologów pod kierunkiem prof. dr hab. n. med. Joanny Rymaszewskiej, kierownika Katedry Neuronauk Klinicznych Wydziału Medycznego Politechniki Wrocławskiej.
Problemy psychiczne polskich weterynarzy
W swoich gabinetach nieustannie przeżywają stres związany z ratowaniem życia zwierząt. W inspekcji weterynaryjnej podejmują arcytrudne decyzje związane z koniecznością likwidacji nawet kilkusettysięcznych stad w związku ze zwalczaniem chorób zakaźnych. Na dodatek coraz większa fala hejtu towarzyszy im w codziennej pracy. Dlatego wielu weterynarzy zmaga się z depresją, a samobójstwa są w tej grupie zawodowej znacznie częstsze niż w innych. Dlatego Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna postanowiła zdiagnozować problemy psychologiczne swojego środowiska. Badania przeprowadziła grupa wrocławskich psychiatrów i psychologów pod kierunkiem prof. dr hab. n. med. Joanny Rymaszewskiej, kierownika Katedry Neuronauk Klinicznych Wydziału Medycznego Politechniki Wrocławskiej.

Dr n. wet. Wojciech Hildebrand, wiceprezes Rady Dolnośląskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, członek Prezydium Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej
Fot. z archiwum M.S.
Ratują zwierzęta, realizują swoje marzenia, godnie zarabiają – to mocno stereotypowy obraz lekarzy weterynarii. Jak się bowiem okazuje, za tym wszystkim czai się ogrom cierpienia i niepewności, który często prowadzi do „rozwiązania ostatecznego”, czyli do samobójstwa.
Zabójcza presja psychiczna
– Każdy lekarz weterynarii zna jakiegoś swojego kolegę czy koleżankę, którzy mają na koncie próbę samobójczą albo popełnili samobójstwo – przyznaje dr n. wet. Wojciech Hildebrand, wiceprezes Rady Dolnośląskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej, członek Prezydium Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej. – Ja też znam kilka takich osób – i tych, którzy próbowali (na szczęście nieskutecznie…), i takich, którzy niestety zrealizowali swój tragiczny plan.
Doniesienia o presji psychicznej, pod jaką żyją lekarze weterynarii od lat pojawiają się w mediach. Dotąd opierały się głównie na badaniach przeprowadzonych w tej grupie w Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej. I tak np. z badań amerykańskiego stowarzyszenia weterynarzy i Merck Animal Health wynika, że ludzie z tej grupy są 2,7 razy bardziej narażeni na samobójstwo niż reszta społeczeństwa. O podobną diagnozę pokusili się Niemcy. Jak ustalili naukowcy z uniwersytetów w Berlinie i w Lipsku w 2022, w ich kraju lekarze weterynarii planują samobójstwo aż 6 razy częściej niż pozostała część społeczeństwa!
Nic dziwnego, że zjawiska takie, jak wypalenie zawodowe, depresja, stres i próby samobójcze są też ogromnym problemem naszych lekarzy zwierzęcych. Jak mówi dr Hildebrand, to zjawisko bardzo niepokoi Krajową Radę Lekarsko-Weterynaryjną. Dlatego ostatni zjazd lekarzy weterynarii zobowiązał Radę do podjęcia działań mających na celu zdiagnozowanie skali zjawiska i wprowadzenie działań mających wesprzeć lekarzy weterynarii borykających się z takimi dramatycznymi często problemami.

Prof. dr hab. n. med. Joanna Rymaszewska, kierownik Katedry Neuronauk Klinicznych Wydziału Medycznego Politechniki Wrocławskiej
Fot. z archiwum DIL
Diagnoza wrocławskich psychiatrów
O postawienie takiej rzetelnej diagnozy KRLW poprosiła psychiatrę prof. Joannę Rymaszewską, kierownika Katedry Neuronauk Klinicznych Wydziału Medycznego Politechniki Wrocławskiej.
– Propozycja zbadania tego zjawiska bardzo mnie zaintrygowała, bo to niezwykle ciekawy i ważny temat. Poza tym w czasie pandemii COVID-19 razem z moim zespołem prowadziłam takie ogólnopolskie badania dotyczące samopoczucia i zdrowia psychicznego, w tym ryzyka samobójstw w środowisku studentów uczelni wyższych (również wśród młodych ludzi studiujących medycynę). Tym bardziej więc chciałam się zająć tą sprawą – wyjaśnia pani profesor.
Do współpracy zaprosiła dr hab. Dorotę Szcześniak, prof. UMW oraz mgr Karolinę Filę-Pawłowską z Politechniki Wrocławskiej. Zespół MEDWET współpracował ściśle i w trakcie tworzenia metodyki i analiz wyników z członkami Komisji ds. Polityki Medialnej i Komunikacji Wewnętrznej KRLW, którzy reprezentowali różne grupy zawodowe lekarzy weterynarii.
W ogólnopolskich badaniach MEDWET (bo w sumie zespół prof. Rymaszewskiej zaplanował dwa oddzielne) wzięło udział ponad 1500 osób związanych z weterynarią. W pierwszym uwzględniono lekarzy mających swoje gabinety, tych pracujących w inspekcji weterynaryjnej, w laboratoriach oraz na uczelniach kształcących przyszłych weterynarzy (w Polsce jest ich 7). W drugim badano studentów medycyny weterynaryjnej, czyli młodych ludzi, których doświadczenia mogą się diametralnie różnić od tych, które są udziałem dyplomowanych weterynarzy.
Skala problemu jest zatrważająca
Jak przyznaje prof. Joanna Rymaszewska, wyniki z zebranych ankiet są chwilami zatrważające – chodzi o skalę problemów, które badał jej zespół.
– Jednym z problemów, z którego rozmiaru dotąd nie zdawałam sobie sprawy jest skala nienawiści i agresji, tzw. hejtu, z którym zmagają się lekarze weterynarii. To hejt ogólnospołeczny, anonimowy, bezkarny. I to on jest jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy – mówi kierownik Katedry Neuronauk Klinicznych Wydziału Medycznego Politechniki Wrocławskiej.
Kolejnym czynnikiem prowadzącym prostą drogą do stresu, depresji, a w efekcie często do myśli czy prób samobójczych jest też wypalenie zawodowe.
– Zwykle działamy pod presją czasu. Musimy podejmować szybkie decyzje bez względu na to, czy jest to zwierzę towarzyszące (kot, pies czy koń), czy gospodarcze – tłumaczy dr Wojciech Hildebrand, właściciel przychodni weterynaryjnej i ceniony weterynaryjny onkolog. – Zwykle towarzyszy temu zwierzęciu człowiek (albo dwoje czy nawet czworo…). Dlatego staliśmy się tak naprawdę pediatrami, bo leczymy właściwie „dzieci” tych właścicieli. Nierzadko te psy czy koty są traktowane po prostu jak dzieci. A to nakłada na nas dodatkowo wielką odpowiedzialność. Z drugiej strony mamy lekarzy, którzy pracują w inspekcji weterynaryjnej, gdzie muszą podejmować decyzje związane choćby z likwidacją wielkich stad (np. miliona kur) w związku ze zwalczaniem chorób zakaźnych. Trzeba też podejmować decyzję, czy komuś przysługuje wielomilionowe odszkodowanie. Potem myśli się o tym, czy ta decyzja była słuszna, czy nie. Stąd częsty hejt, a nawet konkretne groźby dotyczące wyrządzenia krzywdy lekarzowi weterynarii – dodaje.
Jest diagnoza, pora na terapię
Zdaniem prof. Rymaszewskiej części problemów można zapobiec, oferując studentom medycyny weterynaryjnej (ale też medycyny ludzkiej) więcej zajęć z umiejętności komunikacji – nie tylko z pacjentem lub jego opiekunem, ale także między sobą, w zespole terapeutycznym, zdrowych metod radzenia sobie ze stresem. To pozwoliłoby wyposażyć ich w narzędzia, które skutecznie rozładowałyby stres związany z obciążeniami związanymi z pracą.
– Najlepiej, żeby były to warsztaty w małych grupach, gdzie odgrywa się scenki a praca jest interaktywna. Będąc zaangażowanymi aktywnie, trwalej zapamiętujemy pewne rzeczy. Gdy chcemy się czegoś nauczyć, jeśli to robimy z dawką pozytywnych emocji, to najlepiej zapamiętujemy. Tak samo jest, gdy coś nas szczególnie zaciekawi, sprawi nam frajdę – sugeruje szefowa psychiatrów na Wydziale Medycznym Politechniki Wrocławskiej. – W czasie takich warsztatów, gdy się przepracuje pewne zachowania, czy też reakcje prawidłowe i nieprawidłowe, to później się te mechanizmy pamięta i łatwiej nimi posługuje, a niewłaściwe, szkodliwe – eliminuje.
Badacze zwrócili baczną uwagę na jeszcze jeden bardzo ważny aspekt problemu – łatwy dostęp do środków służących eutanazji zwierząt. Wielu ankietowanych lekarzy weterynarii przyznało się, że myśleli o wykorzystaniu takich specyfików do popełnienia samobójstwa. Zdaniem doktora Hildebranda, poza wspomnianymi wcześniej problemami, przyczyną tego stanu rzeczy jest też obycie lekarzy weterynarii z eutanazją i wykorzystywanymi do tego celu środkami. Często bowiem muszą ich używać, by ulżyć cierpieniu swoich czworonożnych pacjentów.
– My dobrze wiemy, że to jest bezbolesne, że w zasadzie nie trzeba się wysilać, by popełnić samobójstwo, a więc rzucić się z 10. piętra budynku, rzucić się pod pociąg czy się powiesić. Zakładam wenflon, podaję lek w kroplówce, zasypiam… Na co dzień widzimy, że to jest bezbolesne i humanitarne – przyznaje wiceprezes Dolnośląskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. – Niestety, tym łatwiej zastosować to do popełnienia samobójstwa…
Ale postawienie diagnozy, jak to w medycynie, jest tylko pierwszym krokiem. Teraz niezbędne są działania mające pomóc lekarzom weterynarii w uporaniu się z problemami. Przyjrzawszy się wynikom badań przeprowadzonych przez wrocławskich psychiatrów, Krajowa Rada Lekarsko-Weterynaryjna już zaplanowała konkretne działania.
– Organizujemy porady psychologiczne dla tych, którzy potrzebują takiej pomocy. Działa specjalny numer telefonu, pod którym dyżuruje psycholog – wyjaśnia doktor Wojciech Hildebrand. – To jest opłacane przez Krajową Radę. Zobaczymy jakie będzie zapotrzebowanie na tego typu pomoc i wtedy zadecydujemy o kolejnych rozwiązaniach.
Jak dodaje, na razie ci, którzy borykają się z tego typu kłopotami, muszą sobie z nich sami zdać sprawę i zechcieć korzystać z oferowanej pomocy. Dlatego o wynikach badań i podejmowanych działaniach Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna informuje swoich członków przy każdej nadarzającej się okazji.
Profesor Joanna Rymaszewska dodaje natomiast, że badania nad kondycja psychiczną lekarzy weterynarii i lekarzy medycyny będą w przyszłości kontynuowane.