Skrót artykułu Strzałka

Jako człowiek jestem w stanie poznać jedynie jej urywki, odłamki. Zniekształcony obraz, trochę jak lusterka w kalejdoskopie, niby widzę wszystko, a jednak trochę zniekształcone. Ktoś inny może spojrzeć przez ten sam okular i ujrzeć zgoła co innego. Wszystko zależy od perspektywy, punktu widzenia

Prawda absolutna, czyli słowo na „M”

Tekst Marcin Lewicki

W tym kraju można być tylko pijakiem lub bohaterem. Normalni ludzie nie mają tu nic do roboty. Marek Hłasko

Prawda absolutna nie istnieje.

Jako człowiek jestem w stanie poznać jedynie jej urywki, odłamki. Zniekształcony obraz, trochę jak lusterka w kalejdoskopie, niby widzę wszystko, a jednak trochę zniekształcone. Ktoś inny może spojrzeć przez ten sam okular i ujrzeć zgoła co innego. Wszystko zależy od perspektywy, punktu widzenia. Nasze zmysły nie pozwalają nam na obserwację czystych faktów, są one już zniekształcone, nim zaczniemy je interpretować. Może zatem prawdę należy definiować indywidualnie? Bez oglądania się na ogólnie przyjęte schematy?

Rozważmy pewną teoretycznie możliwą sytuację.

Oddział X w szpitalu Y w mieście Z cierpi na ciągły niedobór lekarzy. Cierpienie jest na tyle wielkie, że, by utrzymać ciągłość pracy oddziału X, lekarze tam zatrudnieni muszą pracować po 100 godzin tygodniowo. Zaraz, zaraz! Ktoś krzyknie, przecież to miesięcznie 400 godzin, a etat medyczny trwa niespełna 160. W miesiącu. Czyli można śmiało stwierdzić, że brakuje połowy obsady. Załóżmy ponadto, że wśród tych, którzy jeszcze pracują, jest jeden czy 2 młodszych asystentów, ludzi, którzy się modlą, by oddział wytrzymał do końca ich specjalizacji. Na pytanie szefa o wzięcie kolejnego dyżuru młody przecież nie powie, że dobrze by było czasem rodzinę zobaczyć, zrobić pranie, czy dokonać tak prozaicznej i bezsensownej w zastanym układzie sił rzeczy jak wyspanie się.

Wszak kij oglądany przez przełożonego zupełnie inaczej niż z perspektywy podwładnego.

Zygmunt Bauman wyróżnia cztery cechy etyki pracy. Mówi o dwóch jawnych przesłankach i dwóch cichych założeniach. Po pierwsze człowiek do egzystencji i osiągnięcia pełni potrzebuje „sprzedać” wytwór swoich rąk nabywcy za konkretną cenę. Darmowe obiady nie istnieją, idea Kuronia w tym miejscu nie ma racji bytu. Po drugie zadowolenie z wystarczająco osiągniętego celu i zaprzestanie pracy po jego osiągnięciu jest moralnie niewystarczającym. Praca powinna stanowić cel sam w sobie, a robotnik nie powinien być zadowolony z osiągnięcia drobnego celu – stwarza to ryzyko, że zaprzestanie wtedy pracy. Z powyższych przesłanek płynie nakaz pracy, nawet, gdy nie ma wyraźnych korzyści z pracy. „Pracować jest rzeczą dobrą, nie pracować jest złem”. Powyższe jest niemożliwe do zrealizowania bez spełnienia dwóch „cichych założeń”: pierwszym jest posiadanie bądź wytworzenie przez każdego człowieka dóbr o określonej wartości, drugie natomiast zakłada, że moralnie wartościowa jest tylko taka praca, która przedstawia określoną wartość dla innych ludzi. (2)

Dla szefa oddziału najważniejszą kwestią jest przetrwanie oddziału. Jeśli nikt się nie skarży nie ma problemu. Najlepszym materiałem na zatykanie wszelkich dziur z reguły jest najsłabsze ogniwo – młody.

W pracy spędzamy większość naszego dorosłego życia – miejsce pracy staje się przestrzenią, którą adaptujemy na swój „drugi dom”, współpracowników na „członków rodziny”, najczęściej z przypadku, czasem z wyboru. Lepiej lub gorzej adaptujemy się do nowego środowiska. Z reguły nie sprawia to zbyt dużych problemów, w końcu jesteśmy przedstawicielami jednego zawodu, mamy podobne zainteresowania i wspólny cel – dobro pacjenta, wartość, która stoi ponad wszelkimi animozjami.

W pracy spędzamy większość naszego dorosłego życia – nie każdy ma komfort pracy cztery dni w tygodniu (są takie miejsca w Polsce, nie jest to domena jedynie krajów skandynawskich), w miejscu, które mu się podoba, w której ma świadomość ważności swoich działań, w której szef i współpracownicy go szanują, a on ma możliwość odwzajemnić to uczucie.

Czasem dochodzi jednak do pęknięcia. Może to być sytuacja, w której ktoś z kolegów, może nawet szef zauważa, że jeden z pracowników jest w czymś lepszy, wyróżnia się w jakiś sposób. Wystarczy nawet, że nazywa po imieniu wady działania tej źle naoliwionej maszyny. Początek choroby toczącej cały system tej patologicznej godziny jest z reguły dość trudny do uchwycenia, zaczyna się z reguły od drobnych uwag, nieznacznych przytyków – nawet, a właśnie najmocniej, niedotyczących samej pracy, a innych sytuacji. Komentarze dotyczące wyglądu, zachowania, mówienia zbyt dużo, nieodzywania się wcale lub zbyt mało. Potem następuje czas obgadywania ofiary – alkoholowy ojciec, jakiejkolwiek płci by nie był, zaczyna swój chocholi taniec, widzi, że ma poklask innych. Wszak nikt nie chce oberwać rykoszetem, więc wszyscy kraczą, jak się im każe. Wszyscy poza jedną osobą.

Według Kodeksu pracy (wersja obowiązująca od 1.12.2020 do 30.11.2021) „mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników”.

Z mobbingiem jest trochę tak, jak z przetrwaniem w alkoholowej rodzinie. Jest figura nieustannie pijanego ojca, któremu współuzależniona żona – matka uzupełnia życiodajny płyn w kieliszku z myślą, że, jak mąż dostanie to, czego chce, nie będzie się nad nią znęcał. Są dzieci, które chowają się po kątach, cicho siedzą lub grzecznie przyjmują lżejsze lub cięższe razy, czasem kończy się na obelgach – przecież niszczenie słowem nie zostawia widocznych siniaków.

Czy da się walczyć z mobbingiem? Można próbować z lepszym lub gorszym wynikiem. Część pracowników na rozmowy z szefem nie idzie bez dyktafonu. Część konsekwentnie milczy, ponieważ milczenie nie pokazuje jednoznacznie, po której ze stron się stoi. Cisza może być zarówno tarczą, jak i bronią. Wykonywanie swoich zadań bez wdawania się w zbędne dyskusje może być całkiem skutecznym orężem, pokazuje, że wszelkie prowokacje są bezcelowe. Wykorzystywanie swojej pozycji do niszczenia ludzi wcale nie jest pokazaniem mocy – jest jedynie oznaką słabości.

 

The proper function of man is to live, not to exist. I shall not waste my days in trying to prolong them. I shall use my time.

Jack London

Bibliografia

  1. Hłasko Marek, Ósmy dzień tygodnia, Warszawa: Czytelnik, 1986.
  2. Bauman Zygmunt, Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy, Kraków: WAM, 2006.
  3. London Jack, Jack London’s Tales of Adventure, 1956.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?