Im bardziej napakujemy dzień naszego dziecka różnymi aktywnościami, tym pewniej skończy się to jego chorobą. Pociechy muszą mieć czas dla siebie, a my powinniśmy poświęcać im dużo czasu i słuchać tego, co do nas mówią. O poważnych dziecięcych problemach z wrocławską lekarką rodzinną Anną Krzyszowską-Kamińską rozmawia Agata Grzelińska.
Pozwólmy się dziecku ponudzić, by mogło się normalnie rozwijać
Im bardziej napakujemy dzień naszego dziecka różnymi aktywnościami, tym pewniej skończy się to jego chorobą. Pociechy muszą mieć czas dla siebie, a my powinniśmy poświęcać im dużo czasu i słuchać tego, co do nas mówią. O poważnych dziecięcych problemach z wrocławską lekarką rodzinną Anną Krzyszowską-Kamińską rozmawia Agata Grzelińska.
Agata Grzelińska: Zeszyty, ubrania, laptopy, smartfony, zajęcia pozalekcyjne – na początku roku szkolnego wielu rodziców na tym się koncentruje. Ale jak sprawić, żeby zlikwidować strach przed szkołą, a może raczej przed oczekiwaniami mamy i taty, który towarzyszy młodym ludziom?
Anna Krzyszowska-Kamińska: To bardzo trudne pytanie. Najprościej byłoby, gdyby rodzice zrozumieli, że to nie sukcesy naukowe, perfekcyjna znajomość języków obcych, umiejętność gry w szachy, tenisa (i jeszcze wiele innych podobnych spraw) uczyni ich dziecko szczęśliwym. Jako młodzi rodzice wierzymy, że to wszystko otworzy mu drogę do sukcesów w życiu. Zapominamy, że czasem lepsze jest wrogiem dobrego. To wspaniale, jeśli pozwolimy małemu czy młodemu człowiekowi próbować wielu aktywności i będziemy go wspierać w rozwoju. Pamiętajmy jednak, że każdy potrzebuje czasu dla siebie, a więc i dziecko musi mieć czas na to, by się ponudzić. Już pierwszego dnia szkoły rodzice dostają ogromną ofertę zajęć dodatkowych, mających na celu rozwój dziecka. Wybierajcie mądrze, a przede wszystkim porozmawiajcie z waszą pociechą o tym, czego ona by chciała. Nie wszystko od razu – w jednym roku niech pojawi się dodatkowy angielski i jakiś sport, a w kolejnym szachy lub kółko matematyczne. Nie mówmy dziecku od początku, że nauka jest najważniejsza, że musi być najlepsze itp. Dziecko powinno się uczyć myślenia, rozwijać swoje zainteresowania, ale wszystko to w swoim dziecięcym tempie i nie wszystko naraz!
Zakładam, że jako doświadczony lekarz rodzinny ma pani wczesną jesienią często do czynienia z dziwnymi chorobami dzieci i młodzieży: coś boli, ale nie wiadomo co i dlaczego.
‒ Oczywiście, jesień to czas pierwszych infekcji – zwłaszcza dla dzieci, które nie chodziły wcześniej do przedszkola i nie nabyły odporności. Ale to też, niestety, często czas dziwnych bóli brzuszka, głowy, czasem pojawia się też wstydliwy problem moczenia nocnego. Nasze pociechy zapisane na mnóstwo zajęć dodatkowych (zazwyczaj same o nie proszą, żeby nie być gorszymi od kolegów z klasy) często pracują ciężej niż dorośli, a gdy nie dają już sobie rady, somatyzują problemy. Badamy dziecko, przeprowadzamy badania dodatkowe i często niczego nie znajdujemy. Wtedy zaczynamy rozmawiać z rodzicami o tym, ile zajęć ma mały człowiek, jak odpoczywa, jak śpi. I okazuje się, że problem leży w psychice, a nie w ciele.
Podobno coraz więcej dzieci wymaga pomocy psychologów/psychiatrów. Pani zdaniem rzeczywiście tego wymagają, czy może trzeba zacząć zajmować się przyczynami, a nie skutkami? Może za dużo jest oczekiwań, za dużo obowiązków, a za mało rodzicielskiej empatii?
‒ Jestem naprawdę przerażona tym, jak wiele dzieci wymaga pomocy psychologa i/lub psychiatry, zwłaszcza teraz – po izolacji spowodowanej pandemią. Mnóstwo dzieci ma kłopoty z powrotem z wirtualnego świata do realnego życia. Tym bardziej że wymagania nauczycieli i rodziców raczej tylko rosną. Zdecydowanie uważam, że najpierw trzeba szukać przyczyn, a dopiero potem leczyć skutki. Warto rozmawiać z rodzicami o ich oczekiwaniach, ale też o lękach związanych z dziećmi. Najczęściej, gdy uda nam się oswoić strach rodzica, to dzieci zdrowieją same. Niestety, większość nas dorosłych zauważa dziecięce problemy, a nie dostrzega swoich…
Czy zdarza się pani tłumaczyć rodzicom, że warto zrezygnować z części zajęć, by ich dziecko żyło zdrowiej, by miało czas być dzieckiem, a nie małym dorosłym na dwóch etatach?
‒ Pracuję w bardzo eleganckiej dzielnicy, gdzie wypada, by dzieci miały zapełniony cały dzień. Czasem zdarza się, że obiad jedzą w aucie z pudełek między jednymi a drugimi zajęciami. Dlatego bardzo często namawiam rodziców do rezygnacji z części zajęć ich pociech. Rodzice nie chcą zrozumieć, że np. trening na basenie lub korcie to nie jest wypoczynek i rozrywka, tylko nadal ciężka praca (przecież my sami nie odpoczywamy od gwizdka do gwizdka, prawda?).
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że dostęp do psychiatry dziecięcego (mimo zmian w ostatnim czasie) jest, mówiąc delikatnie, trudny. Co można zrobić samemu, by swoim dzieciom pomóc pozbyć się traum?
‒ Najważniejsze to spędzać czas z dzieckiem, ale tak naprawdę: kiedy idę na spacer, telefon zostawiam w domu! Poświęcam całą swoją uwagę wyłącznie dziecku: słucham, co mówi słowami, a jeszcze większą uwagę przykładam do tego, co pojawia się między nimi. Zadaję pytania otwarte, nie tylko o to, co było w szkole i co jadło, ale też o to, z kim się bawiło, co robiło na przerwie, z czego się śmiało, co je smuciło. Nie zaprzeczam, gdy mówi, że np. się bało, że płakało („bo chłopaki nie płaczą…”). Często przytulam, głaszczę po plecach, rozśmieszam i śmiejemy się, aż do bólu brzucha. Dbam też o dobry, długi sen, zdrową urozmaiconą, ubogą w cukier prosty dietę.
Jest jeszcze jedna trudna sprawa – wszechobecna elektronika, wirtualny świat. Czy pani zdaniem to też może mieć demolujący wpływ na psychikę młodych ludzi?
‒ Nie tylko młodych! Wszyscy powinniśmy korzystać rozsądnie, z umiarem. Maluchy są najbardziej narażone na niekorzystne skutki używania elektroniki, dlatego trzeba bardzo uważać na to, ile czasu dzieci spędzają z telefonami i komputerami. To, ile z tym wytrzymamy bez szkody dla organizmu, jest bardzo osobniczo zmienne. Mam właśnie pod opieką pięciolatka, który po paru minutach grania w gry na tablecie nie jest się w stanie skoncentrować przez cały następny dzień! Bardzo mądra mama sama zauważyła, że zawsze, gdy jej synek pogra w gry na telefonie siostry lub dziadka, potem jest nieznośny, nie potrafi się bawić klockami ani skupić na czytanej bajce. Kiedy natomiast nie korzysta z tych urządzeń, spokojnie bawi się kreatywnie w ogrodzie czy domu, nie ma kłopotu ze snem. Im większe dzieci, tym ważniejsza jest treść, którą czytają lub oglądają. Dzieci nie są w stanie (my zresztą często też) odróżnić prawdy od fałszu – tego, co prawdziwe od tego, co nierealne. Kolejnym problemem jest przemoc w internecie – to jest temat na osobny artykuł. Dramatem jest to, że żyjąc w tym wirtualnym świecie, dzieci nie budują prawidłowych relacji międzyludzkich!