Skrót artykułu Strzałka

Ogniska polio pojawiły się niedawno na ukraińskim Zakarpaciu. Czy powinniśmy się tego obawiać? O tej i innych chorobach zakaźnych nieco zapomnianych za sprawą trwającej epidemii SAR-CoV-2 mówi znakomity zakaźnik, prof. dr hab. n. med. Andrzej Gładysz w rozmowie z Agatą Grzelińską.

Powinniśmy nieustannie edukować Polaków z tego, jak atakują choroby zakaźne i jak się przed nimi bronić

Rozmawia Agata Grzelińska

Ogniska polio pojawiły się niedawno na ukraińskim Zakarpaciu. Czy powinniśmy się tego obawiać? O tej i innych chorobach zakaźnych nieco zapomnianych za sprawą trwającej epidemii SAR-CoV-2 mówi znakomity zakaźnik, prof. dr hab. n. med. Andrzej Gładysz w rozmowie z Agatą Grzelińską.

 

Agata Grzelińska: Na ukraińskim Zakarpaciu pojawiły się niedawno ogniska polio. To choroba u nas nieco zapomniana za sprawą powszechnych szczepień. Ale to się dzieje u sąsiadów, którzy chętnie przyjeżdżają do nas. Powinniśmy podjąć jakieś środki zaradcze?
Prof. dr hab. n. med. Andrzej Gładysz: Walka z chorobami zakaźnymi polega na ciągłym przypominaniu naszemu układowi odpornościowemu o konieczności utrzymania trwałej gotowości do walki z zagrażającymi nam drobnoustrojami. Temu służą szczepienia, dzięki którym wytwarza się tzw. pamięć immunologiczna, polegająca na tym, że określone komórki zapamiętują czynnik chorobotwórczy wywołujący chorobę zakaźną zarówno po przechorowaniu, jak i po immunizacji – tak jest w przypadku odry, krztuśca, polio i każdej innej. Szczepienia polegają na tym, że podawany antygen ma sztucznie uodpornić nasz układ immunologiczny przede wszystkim przeciw takim patogenom, które najczęściej pojawiają się w naszym otoczeniu. Polio to choroba szerzącą się szczególnie łatwo, bo wirus jest wydalany z kałem, trafia do ścieków i bardzo prosto się nim zakazić – głównie za sprawą brudnych rąk. Ale objawy chorobowe występują też w gardle, co znaczy, że można się zakazić również wskutek kaszlu.

A.G. (red.): A przy okazji jest to chyba patogen wyjątkowo odporny na trudne warunki, więc niełatwo się go pozbyć?
A.G.: To prawda! Polska (na całe szczęście) już od jakiegoś czasu jest zupełnie wolna od polio – zresztą Europa w ogóle dobrze sobie z tym wirusem poradziła. Niestety, mając na uwadze rozszerzające swoją aktywność ruchy antyszczepionkowe, nie można wykluczyć, że doprowadzi to do takiego stanu, że część najmłodszych dzieci i dorastającej młodzieży nie będzie na tę chorobę uodporniona. Dlatego w kontakcie z enterowirusem, jakim jest polio, mogą łatwo ulec ekspozycji. To dramatyczna choroba, bo zajmuje neurony ruchowe rogów przednich rdzenia kręgowego, powodując w najlepszym wypadku przejściowe porażenia, a niestety również niedowład kończyn (stąd jedna z jej nazw to porażenie dziecięce). W cięższych przypadkach wirus, atakując wyższe odcinki rdzenia kręgowego w postaci mózgowo-rdzeniowej, może doprowadzić do śmierci. Nie można więc tego zagrożenia lekceważyć – tym bardziej, że już kiedyś przeżywaliśmy dramatyczne chwile z tym związane.

A.G. (red.): Był Pan wtedy młodym lekarzem, więc zapewne dobrze to Pan pamięta?
A.G.: Oczywiście – to się działo kilka lat po wrocławskiej epidemii ospy, która wybuchła w 1963 roku. Pojawiła się wtedy u nas lokalna epidemia polio i pojedyncze zachorowania w Polsce. Cały czas pamiętam niepokój związany z rozprzestrzenieniem się tej strasznej choroby. Ba, jeszcze w tej chwili spotykamy (głównie w mediach) pojedyncze ofiary polio przebytego w dzieciństwie. Problemów było z tym wiele, również ze szczepieniami, bo szczepionka podawana doustnie, np. dzieciom w żłobku czy w przedszkolu, wymagała jednocześnie zachowania pewnej procedury higieniczno-sanitarnej. Czasami dochodziło z tego powodu do tzw. zakażeń żłobkowych, które w wielu przypadkach kończyły się niewielkimi porażeniami. Te w ogromnej większości nie pozostawiały większych śladów lub nie robiły szkody w takim stopniu, jak normalne przechorowanie polio.

A.G. (red.): Wobec tego, o czym Pan mówi, na usta ciśnie się pytanie: co zrobić, by uniknąć tej strasznej choroby? W końcu Ukraina to nasz sąsiad, a wielu jej obywateli pracuje w Polsce.
A.G.: Przeżywaliśmy to już na początku lat 90. XX wieku, kiedy pojawił się poważny problem z błonicą, czyli z anginą włóknikowo-nieżytową, tzw. rzekomobłoniastą, której toksyna atakuje układ bodźcotwórczy i przewodzący serca. Wywoływał ją maczugowiec błonicy. Przywoziło się to ze Wschodu. Kolejnym takim problemem jest krztusiec, który powoduje hipoksję mózgu, a także (choć rzadko) encefalopatię.

A.G. (red.): Ostatnio pojawiło się wiele doniesień naukowych alarmujących, że Polacy w ogóle nie są teraz odporni na krztusiec.
A.G.: A dlaczego tak się dzieje? Bo zapomnieliśmy, że nawet po przechorowaniu czegoś i po pełnym, skutecznym szczepieniu odporność z czasem spada. To wynik tego, że brak pobudzenia powtarzającymi się ekspozycjami ogranicza nasz organizm w wytwarzaniu przeciwciał swoistych, a jednocześnie następuje naturalna eliminacja przeciwciał już wytworzonych dzięki szczepieniom. Nie chodzi w tym przypadku o to, by negować skuteczność szczepienia, ale trzeba organizmowi przypominać zagrożenia i odświeżać odporność. Większość patogenów musi być ponownie „przedstawiana” naszemu układowi odpornościowemu. Trzeba, mówiąc krótko, systematycznie serwisować zaporę, która strzeże organizm przed groźnymi chorobami. A jeżeli chodzi o zagrożenie nie tylko ze strony polio, ale także innych chorób zakaźnych i cywilizacyjnych, jest tylko jeden sposób na to: nieustanna edukacja! Cały czas trzeba mówić o tym, że nie wolno wyłączać naszej czujności. Musimy mieć świadomość, że choroby zakaźne będą nas bez przerwy atakować.

A.G. (red.): Bo one zbroją się przeciw nam tak samo, jak my przeciw nim…
A.G.: Właśnie – dlatego nie można zlekceważyć edukacji. W przypadku zagrożenia polio trzeba jeszcze raz zwrócić uwagę przede wszystkim na zachowanie zasad higieny osobistej, szczególnie po skorzystaniu z toalety przez osoby pracujące w gastronomii. Trzeba sobie ciągle na nowo uświadamiać, że są takie choroby, które będą nas w nieskończoność nękały i atakowały w nowy sposób. Jeśli więc, jak pani mówi, mamy na Zakarpaciu zagrożenie, trzeba od razu uwzględnić ten problem, sprawdzając m.in. czy przybysze stamtąd są przeciw polio zaszczepieni. Poza tym trzeba sprawdzać, czy można ich bezpiecznie dopuścić do pracy w gastronomii. Problem polega też na tym, że u nas po epidemii, o której wspomniałem, przez pewien czas też trwało doszczepianie, a w momencie, kiedy wyeliminowano zakażenia, zaprzestano go. Ale każda nowa, młoda populacja musi się liczyć z tym, że będzie eksponowana na taki zjadliwy, standardowy patogen, który może wyrządzić najwięcej szkody.

A.G. (red.): Czy trzeba rozważyć powrót do szczepień przeciw polio?
A.G.: Nie, w tej chwili nie jest to potrzebne. Byłoby konieczne, gdyby w Polsce pojawiły się jakiekolwiek pierwsze przypadki, wówczas trzeba by to rozważyć. Służby sanitarne w takim przypadku od razu analizują, jak do tego doszło i podejmują odpowiednie działania. Jeśli by, niestety, pojawiło się jakieś większe ognisko takiej choroby, nie wyklucza się wtedy również powrotu do szczepień.

A.G. (red.): W czasach, gdy zakaźnictwo stało się właściwie monokulturą COVID-19 inne zagrożenia schodzą na dalszy plan. Dużo mówi się na świecie o tym, że od czasu wybuchnięcia epidemii SARS-CoV-2 o połowę wzrosła liczba śmiertelnych przypadków odry. Najwięcej tego – na Ukrainie. Na ile to zagrożenie jest istotne w naszym przypadku?
A.G.: Ha, to wielki problem! Odra szerzy się w sposób bezpośredni. To wirus RNA – bardzo zjadliwy, łatwo się rozprzestrzenia. Tutaj winowajcami są ruchy antyszczepionkowe, bo spadek wyszczepialności przeciw tej klasycznej chorobie dziecięcej to ich sprawka. Dzieci nie chorują najciężej, bo czasem skąpoobjawowo, czasem nieco poważniej (choć bywały też ciężkie zapalenia płuc czy mózgu, jak i zgony). Ale największym problemem w tym przypadku jest to, że ta choroba może dopaść osoby starsze, które nie były szczepione i jej nie przechorowały. Wraz z wiekiem wzrasta ryzyko powikłań neurologicznych. Dlatego dla starszych ludzi może to być zabójcze (śmiertelność sięga 10–30%), nie mówiąc o tym, że odra może wywołać w mózgu pewne patologiczne zmiany zwyrodnieniowe, które ujawniają się po jakimś czasie. To jest podostre stwardniające zapalenie mózgu, które lekarze nie zawsze wiążą z przebytą wcześniej odrą. W tym przypadku potrzebny jest, jak widać, szczególny alarm z tym związany. Niestety, Europa dwa lata temu przeżyła taki kolejny wyrzut epidemii odry. Również w Polsce mieliśmy wiele zachorowań. W tej chwili statystyki zajmują się głównie COVID-19 i innymi chorobami. O odrze musimy jednak nieustannie pamiętać. Podobnie zresztą jak o grypie, która nakłada się na covid i też o tym zapominamy. Ja sam cierpię na niedosyt akcji popularyzatorsko-edukacyjnych w tym względzie – o tych sprawach powinno się ciągle mówić. Nie chodzi mi o wprowadzanie jakichś restrykcji, ale o mądre uświadamianie społeczeństwa dotyczące tego, jak szerzą się choroby zakaźne i jak ich unikać. Żeby taka choroba się nie szerzyła albo musimy mieć możliwość zniszczenia groźnego patogenu (a więc np. musimy użyć antybiotyku na krztusiec), albo skuteczną szczepionkę.

A.G. (red.): Na odrę nie ma chyba skutecznego leku?
A.G.: Nie, jest tylko szczepionka. Ale w tym przypadku, by odpowiednio zadziałała, musi zostać zaszczepione przynajmniej 90% populacji! To samo dotyczy SARS-CoV-2 – to są drobnoustroje, które można zlikwidować wyłącznie przez maksymalne wyszczepienie całej populacji i jej uodpornienie. Chodzi o to, by zminimalizować teren, na którym wirusy będą miały szansę namnażać się.

A.G. (red.): Diagnoza została postawiona, przypomnijmy leki: edukacja, niezaniedbywanie szczepień i ich dawek przypominających oraz niezapominanie, że poza COVID-19 cały czas są z nami inne choroby zakaźne – wcale nie mniej zabójcze.
A.G.: Tego jest cała masa – często widzę ludzi kaszlących po kilka miesięcy. Rzadko kiedy trafiają do lekarza, który wykona badanie w kierunku krztuśca i wdroży odpowiednie leczenie. W ten sposób oszczędza się cierpień pacjentowi, a z drugiej strony hamuje rozprzestrzenianie groźnego drobnoustroju w środowisku. Tym bardziej że tutaj problem nie wynika z tego, że ktoś się nie zaszczepił, ale z tego, że jego odporność wygasła po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach. Wspomnę przy okazji o wadze szczepienia przeciw tężcowi – szczepionka chroni nas przed nim standardowo około 10 lat (np. kiedy skaleczymy się albo otrzemy nogę i zanieczyścimy ranę ziemią, powinno się rozważyć zastosowanie profilaktyki uzupełniającej). Trzeba więc pamiętać, że po wygaśnięciu takiej odporności jesteśmy wrażliwi na rozwój choroby. A tężec, mimo że nie jest zaraźliwy, może doprowadzić do zgonu.

A.G. (red.): Z tego, co Pan mówi, wynika, że tej czujności brakuje nie tylko potencjalnym pacjentom, ale też wielu ich lekarzom.
A.G.: To prawda, bo wielu z nas wydaje się, że najbardziej na śmierć narażają nas nowotwory, choroby układu krążenia, choroby metaboliczne, autoimmunologiczne, a zapomina się o chorobach zakaźnych. A wywołują je często patogeny koniunkturalne (czyli te, które nas na co dzień otaczają) i oportunistyczne (atakują głównie osoby z obniżoną odpornością), czyli takie, które nieustanni wyczekują na odpowiednią okazję do ataku.

 

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?