Pomruk salonów
W chwili, gdy piszę te słowa, mamy już połowę marca, a pandemia koronawirusa od kilku dni paraliżuje nie tylko Polskę. Nie ma zajęć szkolnych, zamknięte są kina, teatry i restauracje. Granice pozostają otwarte jedynie dla naszych rodaków, którzy wracają z zagranicznych wojaży. Kolejka czekających na wjazd do Polski na autostradzie w Jędrzychowicach sięgała 56 km długości. Czegoś takiego nie doświadczyliśmy w najgorszych czasach „komuny”. Zanim jednak do tego doszło, miało miejsce kilka ważnych wydarzeń.
W Klubie Muzyki i Literatury Ryszard Sławczyński, dyrektor instytucji zorganizował kolejne już spotkanie z prof. Stanisławem Nicieją, autorem historii Kresów Wschodnich. Tym razem promował on już XIII tom „Kresowej Atlantydy”, opisujący Grodno i okolice. Grodno od czasów jagiellońskich uważane było za trzecią stolicę Rzeczypospolitej – po Krakowie i Wilnie. Największe zasługi dla rozwoju Grodna położył król Stefan Batory, rozbudowując zamek królewski, w którym spędził większość swego dziesięcioletniego panowania. Grodno było jego ukochanym miastem i faktyczną stolicą państwa. Tutaj odbył się także tzw. „sejm grodzieński”, który w obecności króla Stanisława Augusta Poniatowskiego zatwierdził II rozbiór Polski.
W czasach nam bliższych Grodno stanowiło miejsce zamieszkania i ponad czterdziestoletniej działalności Elizy Orzeszkowej. Tutaj umarła i spoczęła w okazałym grobowcu wraz ze swym ostatnim mężem. W okresie międzywojennym w Grodnie działała i tworzyła Zofia Nałkowska. Jednym słowem w mieście tym kształtowała się historia. Profesor Nicieja pisze o tym ze swadą, często odwołuje się do współczesności i żyjących jeszcze świadków historii. W zakończeniu wspomina o Druskiennikach, ulubionym kurorcie marszałka Piłsudskiego. To tutaj narodziła się wielka miłość marszałka do pięknej lekarki Eugenii Lewickiej, dla której powołał w Warszawie Akademię Wychowania Fizycznego, i z którą spędził kilka tygodni na Maderze.
Profesor Nicieja pisze o tym wszystkim lekko i interesująco. Tym, którzy dotychczas nie znali „Kresowej Atlantydy”, gorąco polecam tę publikację. Nie mógłbym też nie wspomnieć o gospodarzu spotkania, Ryszardzie Sławczyńskim, który kilka dni wcześniej wystąpił w Domu Lekarza. Podzielił się swoimi wrażeniami z pobytu na Syberii przed rokiem, gdzie podróżował śladami Polaków i spotykał się z potomkami zesłańców. Dotarł do jeziora Bajkał, przejechał samochodem 17 tysięcy km i wszystko to udokumentował jeszcze na filmie. Pozostaje pogratulować odwagi i determinacji.
Wrocławskie kluby Rotary, a w mieście działają trzy, od kilku miesięcy organizują comiesięczne spotkania w ramach cyklu „Pro arte”. Biorą w nich udział ludzie kultury, nauki i sztuki. Spotkaniom przyświeca rotariańskie motto: „Zyskuje najwięcej ten, kto najlepiej służy innym”.
W marcu bohaterem spotkania został znany wrocławski reżyser Wiesław Saniewski, z wykształcenia matematyk. W Dolnośląskim Centrum Filmowym obejrzeliśmy jego znakomity film dokumentalny pt. „Stefan Banach. Między duchem a materią”. Stefan Banach, najgenialniejszy matematyk szkoły lwowskiej, był największym odkryciem matematycznym Hugona Steinhausa. Niestety, w wieku 53 lat zmarł we Lwowie w roku 1945 na raka płuc (był namiętnym palaczem papierosów). Sam profesor Steinhaus przyjechał po wojnie do Wrocławia, a jego obliczenia matematyczne stworzyły podstawy do powstania tomografii komputerowej. Pochowano go na cmentarzu na Sępolnie, a na nagrobku umieszczono maksymę: „Między duchem a materią pośredniczy matematyka”.
Pod koniec lutego w Muzeum Teatru odbyła się promocja 23. tomu dzieł zebranych Stanisława Ignacego Witkiewicza z udziałem prof. Janusza Deglera, który jest redaktorem wszystkich dotychczas wydanych tomów i najlepszym znawcą Witkacego w Polsce. Profesor ma to szczęście, że już za życia stał się „eksponatem”. W Muzeum Teatru posiada własny gabinet, w którym spotyka się z zainteresowanymi. Pomieszczenie wyposażono w meble profesora i jego bogatą bibliotekę, ściany zdobią obrazki wszystkich europejskich teatrów pochodzące ze zbioru profesora. Najbardziej zazdroszczę prof. Deglerowi tego, że znalazł miejsce dla swoich książek.
Mój prywatny zbiór czeka w piwnicy na lepsze czasy, które być może nie nadejdą. Próby umieszczenia ich w zaprzyjaźnionej bibliotece, mieszczącej się naprzeciw domu, nie przyniosły rezultatu. Najwyraźniej współczesne biblioteki nie potrzebują starych książek, i to nawet dobrych autorów. Takich dożyliśmy czasów. Oby tylko nie było gorzej.
Wasz Bywalec