Skrót artykułu Strzałka

Nadmierne korzystanie z cyfrowych dobrodziejstw może spowodować katastrofę zarówno w relacjach społecznych, jak i w umiejętnościach społecznych młodych ludzi.

Musimy się nauczyć zasad higienicznego korzystania ze świata cyfrowego

Nadmierne korzystanie z cyfrowych dobrodziejstw może spowodować katastrofę zarówno w relacjach społecznych, jak i w umiejętnościach społecznych młodych ludzi. Oni zatracają naturalne możliwości nauczenia się współżycia i bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi – mówi prof. dr hab. n. med. Joanna Rymaszewska, psychiatra, kierownik Katedry Neuronauki Klinicznej Politechniki Wrocławskiej. Jak mądrze korzystać z tego, co oferuje cyfrowy świat, jak nie popaść w uzależnienie tłumaczy w rozmowie z Maciejem Sasem.

 

prof. dr hab. n. med. Joanna Rymaszewska
psychiatra, kierownik Katedry Neuronauki Klinicznej Wydziału Medycznego Politechniki Wrocławskiej. Promotorka 21 zakończonych doktoratów oraz 6 aktualnie realizowanych.
Jest promotorem doktoratu wdrożeniowego na Politechnice Wrocławskiej, który został oceniony najwyżej w tegorocznej edycji programu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Interdyscyplinarny projekt Martyny Skuły ze Szkoły Doktorskiej PWr jest poświęcony badaniom zmian wywoływanych chronicznym stresem przy użyciu metod uczenia maszynowego.

Maciej Sas: Sztuczna inteligencja to coś, co może generować prawdziwe kłopoty. Jak sądzę, niektórych skutków jej działania już doświadczamy. Państwo, psychiatrzy zapewne macie z tym do czynienia.

Joanna Rymaszewska: AI to fantastyczne narzędzie, które może też obracać się przeciwko nam. Z każdym narzędziem jest tak, jak z nożem – może być bardzo przydatny w kuchni, ale można też porządnie się nim zranić. Zacznijmy od zajrzenia do świata cyfrowego, bo to szersze pojęcie i zawiera w sobie rozmaite formy, które w różny sposób mogą nam szkodzić, ale i służyć. Od mediów społecznościowych począwszy, przez zasyp informacji online i szybki do nich dostęp (które wcale nie muszą być wiarygodne), aż po błyskawiczne zmiany bodźców – to właśnie świat cyfrowy, na którego granicach stoimy my, ludzie. Wyobraźmy sobie, że mamy na biurku przed sobą 10 książek, ich kartki co sekundę się przerzucają, a my musimy ogarnąć teksty we wszystkich tych 10 książkach – tak mniej więcej to wygląda, gdy korzystamy z internetu. Zerkamy na telefon, gdzie wciąż pojawiają się nowe wiadomości i wpadają nowe obrazki, na ekranie monitora mamy pootwieranych kilka, kilkanaście okien, na których wciąż coś się dzieje, więc rzeczywiście – te umiejętności poznawcze człowieka się adaptują, ale myślę, że wolniej niż nasze kciuki (uśmiech). Wydaje się, że ze sferą cyfrową jest tak samo, jak z każdą formą współżycia w naszym otoczeniu. Np. samochody, które się pojawiły 100 lat temu wymusiły nauczenie się korzystania z nich, ale też z dróg, z autostrad. Trzeba było ustalić i narzucić pewne reguły prawne, zasady kodeksu drogowego, których trzeba przestrzegać, bo bez tego doszłoby do katastrofy. W podobny sposób musimy zacząć dbać o higienę, prawne i etyczne zabezpieczenia, które są związane ze środowiskiem cyfrowym.

Tej rewolucji nie jesteśmy w stanie zatrzymać i nie chcemy tego – to oczywiste. Ale ten nowy świat trzeba obłaskawić i jakoś „wytresować”. Jak to zrobić?

‒ Najtrudniejsze jest to, gdy się ma czegoś w nadmiarze. Bezkrytyczne korzystanie z dobrodziejstw tego cyfrowego świata, puszczenie tego na żywioł wydaje się już teraz być błędem. Wróćmy jednak do zdrowia psychicznego, bo w mojej ocenie to ono jest najważniejsze i bez niego nie ma dobrego samopoczucia.

Bez tego nie będzie sztucznej inteligencji. Człowiek, który nie działa prawidłowo, nie będzie w stanie nic mądrego wymyślić?

‒ Właśnie tak. Musimy sobie narzucić pewne zasady higieny cyfrowej. Za tym musi iść edukacja cyfrowa i tzw. ekologia informacyjna. Trzeba się starać to ujarzmić, ale również uporządkować zasady korzystania.

Jak to robić?

‒ Z moich obserwacji wynika, że młodzi ludzie (licealiści, studenci) już korzystają często z automatycznych kontrolerów czasu spędzonego przed ekranem. Zresztą każdy komputer i każdy telefon takie możliwości daje, bo rośnie świadomość, że trzeba to ograniczać. Należy dbać nie tylko o to, byśmy nie absorbowali zbyt dużo światła błękitnego, które nam może zaburzyć sen i w efekcie doprowadzić do kompletnej bezsenności. Nadmierne korzystanie z cyfrowych ofert może spowodować katastrofę zarówno w relacjach społecznych, jak i w umiejętnościach społecznych młodych ludzi. Oni zatracają naturalne możliwości nauczenia się współżycia i bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi.

Już w tej chwili widać, że szwankuje komunikacja między ludźmi.

‒ Istotnie, coraz więcej się mówi o komunikacji, relacjach społecznych i tzw.  zdrowiu społecznym. Od zawsze ważne było zdrowie fizyczne i nadal oczywiście jest, a więc: zapobieganie cukrzycy, zawałom serca, chorobom nowotworowym itd. Ale oba te zdrowia zależą też od zdrowia społecznego, a to w środowisku cyfrowym nie może być prawidłowo rozwijane. Stąd wspomniana już potrzeba higieny cyfrowej, uczenie od najmłodszych lat i pokazywanie dzieciom przez rodziców, że powinno się funkcjonować również poza tym środowiskiem cyfrowym, że można rozmawiać z rówieśnikiem bez użycia komunikatorów. Powinniśmy się spotykać z ludźmi bezpośrednio i pokazywać dzieciakom na własnym przykładzie, że nie można siedzieć cały czas przy smartfonie i komputerach, tylko spędzać też czas inaczej. Dzieci oczywiście wzorują się na nas. To jest edukacja cyfrowa od maleńkiego: kiedyś ograniczaliśmy maluchom czas spędzany na oglądanie Teletubisiów, a teraz musimy ograniczać dostęp do internetu i korzystania ze smartfonu.

Czyli widząc mamę, która w autobusie daje dziecku telefon i mówi, żeby sobie coś obejrzało i głowy nie zawracało, nie ma pani dobrych odczuć?

‒ Nie mam… Ostatnio jechałam pociągiem na konferencję. Siedząca w pobliżu mama dała mniej więcej 2-letniemu chłopczykowi telefon. Przy próbach zakończenia po około godzinie (!) tej zabawy wybuchła awantura na cały wagon. To taki namacalny przykład tego, do czego może doprowadzić oddawanie się temu światu cyfrowemu bez kontroli. To ogromny błąd, który niestety młodzi rodzice popełniają. Oni sami są już z tego pokolenia, które bardziej niż ludzie koło pięćdziesiątki zachłysnęło tym światem cyfrowym. A przecież życie analogowe naprawdę bywa piękne – trzeba zacząć je doceniać (uśmiech). Z drugiej strony należy być krytycznym i wykorzystywać w sposób rozumny możliwości tej cyfryzacji, której nie jesteśmy w stanie powstrzymać.

Trzeba więc znaleźć złoty środek.

‒ Tak. Niestety, stosunkowo duży odsetek osób ma skłonności do wpadania w uzależnienia, a każde pokolenie ma jakieś swoje „ulubione używki”. Tutaj uzależnieniem behawioralnym jest bezrefleksyjne, niepotrzebne korzystanie z cyfrowych nowinek, czyli spędzanie wolnego czasu wyłącznie w świecie cyfrowym. Oglądanie krótkich informacji, filmików, tekstów złożonych z kilku słów, przerzucanie się z tematu na temat, a żaden z nich nie jest w skupieniu analizowany, doprowadza do poważnych zaburzeń skupiania uwagi i zakłóca inne sprawności poznawcze.

Podejrzewam, że wy – psychiatrzy – macie z tym do czynienia na co dzień, bo przestrzeń cyfrowa potrafi demolować życie psychiczne?

‒ Niestety, może je demolować. Z perspektywy gabinetu psychiatrycznego mogę powiedzieć, że problem siecioholizmu rujnującego życie osoby nim dotkniętej narasta. Objawia się pod postacią różnych zespołów, które można tu wymienić, zatem spotykamy się z erotomanią internetową (cybersexual addiction), gdy osoba kompulsywnie korzysta z serwisów pornograficznych, z socjomanią internetową (cyber-relationship addiction), gdy człowiek jest uzależniony od chatów internetowych kontaktów społecznych, co oczywiście wiąże się z upośledzeniem nawiązywania kontaktów w rzeczywistym życiu. Co ważne, pojawia się u tych osób problem z utratą umiejętności komunikacji niewerbalnej, tak ważnej w kontaktach na żywo. Dalej mamy osoby uzależnione od sieci internetowej (net compulsions) z obsesyjnym internetowym hazardem, grami sieciowymi, graniem na rynkach finansowych, zakupami w internecie. Tu także zalicza się osoby uzależnione od obserwowania mediów społecznościowych. U pacjentów obserwujemy zjawisko przeciążenia informacyjnego (information overload), o którym wcześniej wspomniałam, gdy pojawia się natłok informacji z sieci, z którymi pacjent nie może sobie poradzić. Te wszystkie sytuacje powtarzalne co dnia prowadzą w konsekwencji do kolejnych zaburzeń – depresji, fobii, nerwicy natręctw itd.

Czy ten problem narasta? Można taki wniosek wysnuć?

‒ Czy to jest korzystanie szkodliwe, czy już uzależnienie behawioralne, to oczywiście jest do rozgraniczenia, ale na pewno rosną problemy związane z używaniem szkodliwym i z uzależnieniem. Co może wpędzać ludzi również w kolejne problemy psychiczne, bo tracą relacje społeczne i naturalną umiejętność nawiązywania tych relacji, umiejętność współżycia, rozmowy i komunikacji z osobami w swoim środowisku. Z tym spotykamy się coraz częściej. Nie widzimy już przecież dzieci, które by się bawiły na podwórku.

Często za to widuję dzieci, które idą z psem na spacer, w jednej ręce mają smycz, a w drugiej – telefon. Pewnie naśladują mamę i tatę…

‒ Higiena cyfrowa, o której wspomniałam, to m.in. umiejętność odkładania telefonu. Kiedyś mieliśmy telefon na kablu i przecież nie byliśmy cały czas przy nim, nie wpatrywaliśmy się bez przerwy w ten aparat. Żyliśmy normalnie, chodziliśmy na spacery z psem, do znajomych, pracy, na zakupy, a gdy trzeba było, oddzwanialiśmy. Teraz trzeba zastosować takie same zasady: próbujmy odkładać telefony i mieć czas bez smartfona w ręce, bo on cały czas wrzuca nam różne informacje, otwierają się różne aplikacje, które nas wciągają i niepotrzebnie absorbują, pożerając nasz bezcenny czas. Niestety, nawet gdy robimy proste, codzienne zakupy, to też pewne czynniki cyfrowe na nas wpływają. Tu przechodzimy do sztucznej inteligencji i możliwości wykorzystywania jej przez firmy, które chcą nam sprzedać określone produkty. One używają różnych trików związanych ze sztuczną inteligencją, żeby nas nakierować na ich konkretny produkt. Właściwe to my sami nie podejmujemy już decyzji o tym, co kupić, zwłaszcza jeśli coraz częściej kupujemy w internecie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak skutecznie jesteśmy poddawani wpływom i już nie decydujemy samodzielnie. Powinniśmy mieć większą wolność i prawo wyboru, a jednak nasza podświadomość jest już indoktrynowana.

Sami specjaliści od AI mówią, że boją się jej, bo czasami nawet nie jesteśmy w stanie stwierdzić, że ktoś nami kieruje. Jest to więc złoty wiek dla wszystkich rzeczy związanych ze sprzedażą?

‒ To prawda. Ale skoro o tym rozmawiamy to znaczy, że zaczynamy mieć coraz większą świadomość. Myślę, że krok po kroku, ale nastąpi przełom, ujarzmienie i zdystansowanie się do takiego zaśmiecenia cyfrowego wokół nas.

Mówi pani, że trzeba znaleźć złoty środek między światem cyfrowym a tym analogowym. Czyli w szkole też powinno się uczyć dzieci, w jaki sposób mają korzystać z tych dobrodziejstw, żeby to miało sens?

‒ Oczywiście, wszystko się zaczyna już od przedszkola, szkoły podstawowej, szkoły średniej, a potem ma kontynuację na uczelniach. Powinniśmy umieć edukować młodych ludzi w zakresie higieny cyfrowej. Wydaje mi się to teraz kluczowe w zmianach programów nauczania, które zawsze są troszeczkę w tyle za tempem rozwoju świata. Uważam, że niezbędna jest większa elastyczność i przyspieszenie w tym zakresie – żeby to były zajęcia, które naprawdę uczą jak dbać o siebie, jak korzystać, a jednocześnie umieć nie dać się zindoktrynować, wciągnąć i nabierać złych nawyków. Bo bezkrytyczne oddanie się temu cyfrowemu światu oznacza utratę własnej tożsamości, samodzielności, niezależności. Sprawmy, by higiena cyfrowa stała się modna albo choćby oczywista, jak mycie zębów.

W takim stanie człowiek chyba nie widzi świata poza tą jedną rzeczą, od której jest uzależniony – to alkohol, narkotyki, seks, a w tym przypadku cyfrowy świat?

‒ Nawet gry internetowe – to jest przerażające, że można spędzać całe dnie i noce, nie wychodząc w ogóle z domu, nie widząc się na żywo z żadnym kolegą czy koleżanką, tylko spędzać czas w środowisku cyfrowym. Nie jest to odosobniony przypadek i nie dotyczy tylko młodzieży, ale również ludzi dorosłych, którzy pojawiają się w moim gabinecie.

Jak sądzę, to w większości mężczyźni?

‒ Ma pan rację – to bardzo ciekawe i odważne spostrzeżenie. Może to niewiarygodne, ale taka jest prawda… Szkoda, bo mężczyźni powinni spotykać się nie tylko na piwie, ale na fitnessie, na rowerze, a nie tylko w internecie w świecie gier komputerowych. Poza tymi uzależnieniami (które wymagają już leczenia), jest olbrzymi obszar korzystania szkodliwego. To tak, jak z marihuaną, która nie zawsze prowadzi do uzależnienia, ale jak jest nadużywana, to jest to szkodliwe zastosowanie, które może doprowadzić do wielu problemów. Nadmierne korzystanie z cyfryzacji, z mediów społecznościowych, informacyjnych pogarsza jakość naszych procesów myślowych. Nam na tych procesach myślowych, tzw. pSoznawczych, bardzo zależy, bo na tym opiera się nasz intelekt, pamięć, skupienie uwagi, czyli powodzenie w życiu zawodowym, ale również w osobistym.

To się już dzieje – kiedyś pamiętałem 50 numerów telefonów, a teraz – może ze dwa…

‒ Rzeczywiście, pewne umiejętności zanikają, ale to nie znaczy, że jest złe. Nie musimy pamiętać połowy „Pana Tadeusza”, jak nasi dziadkowie, którzy potrafili cytować wiersze z głowy. My potrzebujemy innych umiejętności. Jedną z nich jest też umiejętne korzystanie ze źródeł, które nam oferuje cyfryzacja. Ale nie możemy doprowadzić do tego, że nie potrafimy rozwiązać problemu intelektualnego, myślowego, zadać pytania i przetwarzać informacje, które do nas docierają, bo internet ma nam odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości, a sami zatracamy umiejętności myślenia abstrakcyjnego i koncepcyjnego. To jest przerażająca perspektywa!

Kolejne zagrożenie jest głębsze i podejrzewam, że poważniejsze. Kiedy o wszystko pytamy internet, a on zbiera informacje, to wiadomo o nas wszystko. Potem łatwiej to przeciwko nam wykorzystać w różny sposób, np. oferując droższą polisę ubezpieczeniową, droższe usługi, droższe leczenie. Łatwo na podstawie danych dotyczących poboru wody, prądu, gazu sprawdzić, kiedy jesteśmy w domu, a kiedy nas nie ma. I wtedy można nas okraść.

‒ Nawet z pozoru niewinny odkurzacz, który samodzielnie krąży po mieszkaniu i robi doskonałą robotę (ja swojego Kazika uwielbiam), jeśli jest sterowany przez aplikację, to informacje układu mieszkania również są przekazywane dalej. Przed nami uporządkowanie prawne tych spraw.

Ale wróćmy jeszcze na chwilę do higienicznego korzystania z cyfrowych dobrodziejstw. Jak to robić?

‒ Po pierwsze, konieczna jest kontrola czasu przed ekranem zarówno smartfona, komputera, jak i wszystkich innych środków, które zapewniają nam dostęp do tych cyfrowych programów. Oczywiście wdrażanie dzieci do tego wszystkiego to podstawa. W pełni można im udostępniać internet dopiero wtedy, gdy odpowiednio rozwiną się intelektualnie.

Czyli od którego roku mniej więcej?

‒ Eksperci, którzy zajmują się psychologią oraz psychiatrią dzieci i młodzieży, pedagodzy również, twierdzą, że dzieci muszą najpierw nabrać umiejętności społecznych, nauczyć się pisać, czytać i dopiero wtedy możemy nauczyć je korzystania z różnych środków cyfrowych. Wcześniej kontakt z nimi powinien być ograniczany do krótkiego, kontrolowanego czasu w ciągu dnia.

„Dawkowanie, jak zalecił lekarz”?

‒ Troszkę tak to wygląda. Ale nie demonizujmy tego, bo nie chciałabym promować działań metodą kar i nakazów. Trzeba raczej iść w kierunku wyrabiania dobrych nawyków i stylu życia jak higiena osobista – uczymy dzieci, żeby się myły, czesały, ubierały. Tak samo muszą się nauczyć korzystania z nowych technologii. Ale nauczą się tego i będą krytyczne, będą wiedziały, co dla nich dobre dopiero wtedy, kiedy same będą umiały żyć w świecie realnym, podejmować samodzielne decyzje. Ten rozwój osobisty i społeczny u dzieci (już nie mówiąc o nauce takich podstawowych rzeczy, jak czytanie, pisanie, liczenie) powinien być priorytetem, a dopiero potem dostęp do tych cyfrowych atrakcji. Jeśli dziecko nie umie czytać, sprawnie pisać, formułować zdań, a będzie grało non stop w gry komputerowe, to jakich umiejętności nabierze? Najwyższy czas, by o tym głośno mówić. Poza tym programy przedszkolno-szkolne powinny być do tego dostosowane. Musimy się też zdecydować na jasny przekaz dla rodziców w tym względzie.

Świetny pomysł, bo przecież na rodzicach dzieci się wzorują.

‒ Dokładnie – nawet gdy dzieci się buntują i uważają, że rodzice to inne, zapóźnione pokolenie, to podświadomie nawyki wynoszone z domu są powielane przez dzieciaki. Kultura bycia i wspólnego życia, czyli relacji społecznych, ale również kultura korzystania z książki, dobrego słuchowiska radiowego czy słuchania dobrej muzyki – to wszystko wynosi się z domu. Rola rodziców jest ogromnie ważna. Dla mnie mało wiarygodnym lekarzem jest taki, który mówi pacjentowi, że ma przejść na dietę i zrzucić 20 kilogramów, a sam jest otyły. Podobne jest z dziećmi – biorą przykład z zachowań rodziców – zadbajmy o to, by był to dobry przykład, wart naśladowania. Później najważniejsi stają się rówieśnicy. Jak zadbamy o odpowiednie wzorce z pierwszych chwil życia dziecka, to na pewno będziemy mieli większy wpływ na to, jak będzie potem postrzegało świat.

Kolejna bardzo istotna rzecz związana z funkcjami poznawczymi to nabycie umiejętności rozwiązywania problemów, czy analizy oraz podejmowania głębszych decyzji, samodzielnych i niezależnych. Codziennie wiele godzin każdy z nas forsuje swój umysł, by przerzucać się z informacji na informację, z obrazka na obrazek – nie ma przy tym czasu na żadną refleksję i nie ma spokoju w nas, więc nasz umysł również nie ma szans nawet na zarejestrowanie czegoś, na zapamiętanie i przetworzenie. Jak sobie z tym poradzić? Ważne, by nie mieć nawyku robienia kilku rzeczy na raz i „po łebkach”. Oczywiście, jeśli ktoś robi na drutach i słucha audycji radiowej, to nic złego (uśmiech).

Próbujmy wdrażać sobie pewne elementy treningu uważności, skupiania się na jednej czynności, umiejętności wytrwania w tym skupieniu, czyli unikania robienia kilku czynności naraz. Zadam państwu ćwiczenie: spróbujcie każdy z was w wolnej chwili na spacerze (bez telefonu w kieszeni!) skupić się na drzewie, jego pniu, układzie gałęzi, poobserwować jego kształt i kolory… i pozwólcie swojej wyobraźni iść dalej, głęboko i powoli oddychając… Dla tych, którym to się udało – wielkie brawa!

Drugie ćwiczenie to prośba, byście raz na jakiś czas, ale nie za rzadko, zerkali na niebo, układ chmur, obserwowali ich ruch bez zwracania uwagi na najbliższe otoczenie – tylko to, co się dzieje nad nami. Jak poczujecie w sobie przyjemny spokój, to oznacza, że jesteście gotowi do mądrej pracy i życia ze środowiskiem cyfrowym.

Cały cyfrowy świat i sztuczną inteligencję pokazuje się bardzo często jako nadzieję dla medycyny, która ma odciążyć lekarzy, poprawić diagnozowanie, opisywanie zdjęć RTG, badań rezonansem magnetycznym itd. Ale wielu ludzi obawia się, że młodzi lekarze nie będą mieli umiejętności komunikowania się z pacjentami (jak twierdzą dydaktycy medyczni), co jest kluczową sprawą w przypadku lekarza.

‒ Wszystko idzie w tym kierunku, żeby wykorzystywać sztuczną inteligencję w medycynie jako doskonałe narzędzie pracy. Jeśli jest to robione z głową i pod kontrolą, możemy znacznie poprawić skuteczność diagnozowania i leczenia. Wyobraźmy sobie, że jakiś chatbot będzie nas wypytywał o objawy i nasze dolegliwości, a następnie nam doradzał. Dla nas dzisiaj to nieakceptowane, choć może się mylę. Ale po pierwsze, obecne możliwości nie pozwalają na skonstruowanie „sztucznego lekarza”, który będzie mógł postawić diagnozę i zaprojektować leczenie. Po drugie, nawet jest AI osiągnie poziom zbliżający się do skuteczności lekarza lub nawet go przewyższający, to nadal jest narzędzie, tylko doskonalsze. Człowiek chory to nie tylko zbiór dolegliwości i zakłóceń pracy organizmu, to przeżywający człowiek z jego emocjami, obawami, który żyje w swoim określonym środowisku itd. Rozmowy, która jest częścią procesu diagnostycznego i potem terapeutycznego, nie zastąpi AI. Nie możemy dążyć w tym kierunku, by ta komunikacja lekarz-pacjent zaniknęła zupełnie.

Teraz jesteśmy zachłyśnięci ChatemGPT i innymi możliwościami sztucznej inteligencji, które zbierają wszystkie dane ze świata cyfrowego, w którym żyjemy i publikujemy badania naukowe. Postanowiłam niedawno sprawdzić, jak wygląda takie krótkie opracowanie. Przygotowywałam się do wykładu i wrzuciłam hasła, na które znałam odpowiedzi – ściśle związane z psychiatrią i medycyną: „Badanie epidemiologiczne w Polsce rozpowszechnienia depresji i zachowań samobójczych w określonej populacji lekarzy weterynarii i medycyny weterynaryjnej”. Proszę sobie wyobrazić, że ten „genialny” instrument AI bardzo zręcznie przygotował streszczenie, cytując na moją prośbę określone wyniki badań z publikacji naukowych. Okazało się jednak, że połowa tych prac nie istnieje, i nie istnieją czasopisma, na które się powoływał, a było wszystko podane i wyglądało bardzo profesjonalnie: rok, volumin, numer, strony, tytuły, nazwiska, wyniki badań. Na moje pytanie: „Dlaczego podajesz nieprawdziwe dane?”, ChatGPT odpowiedział: „Rzeczywiście, podałem nieprawdziwe dane, ale chciałem spełnić twoje oczekiwania”.

Może wiele osób już o tym wie, ale dla mnie to było ważne odkrycie – uważam, że AI kłamie intencjonalnie. Mówi się, że ChatGPT i inne programy oparte na sztucznej inteligencji „halucynują”? To nieprawda, dlatego że halucynacja z definicji jest niezamierzona, a tutaj to jest zamierzone, zaprojektowane działanie. Jest to z jednej strony śmieszne, ale z drugiej – przerażające.

Dlaczego AI nie odpowiedział na moje pytanie, że „nie wie, nie ma takich danych”, tylko produkuje kłamliwe treści, a potem przeprasza i przyznaje się?

Cieszy mnie, że to jest jeszcze tak niedoskonałe urządzenie, że wciąż należy czytać publikacje naukowe w oryginale. Ale jednocześnie przeraża mnie to, że wiele osób nie będzie miało czasu i pójdzie na skróty, korzystając z ChatGPT lub podobnych albo intencjonalnie będzie chciało zajrzeć i (oby nie) wiedza naszych medyków będzie pochodziła z takich źródeł, a nie z tych oryginalnych, które są oparte na faktach. Na razie jest to więc narzędzie bardzo niedoskonałe i trzeba o tym mówić, że korzystanie z niego musi być oparte na dużym krytycyzmie i nie zwalnia z myślenia. Na szczęście.

Na deser chcę zapytać o doktorat, którego rozpoczęcie jest pani chlubą. Czego dotyczy ta praca i dlaczego jest taka ważna?

‒ Dotyczy nauki, która mnie fascynuje, czyli nauki nad pracą mózgu, nad zachowaniem, objawami depresyjnymi i chronicznym stresem. Druga rzecz, że mogliśmy połączyć tę naszą ciekawość związaną z modelem chronicznego stresu, który chcemy tutaj rozwijać ze sztuczną inteligencją i rozwojem tych metod, czyli tym, co chcemy robić na Wydziale Medycznym Politechniki Wrocławskiej. Wielkie ukłony dla doktora Michała Ślązaka z PORT-u Łukasiewicz. To on rzucił temat na stół i z profesorem Tomaszem Kajdanowiczem rozpracowaliśmy go na tyle, że zyskał pierwszą lokatę w Polsce. Lista ministerialna to jest ranking wszystkich wniosków o doktoraty wdrożeniowe w Polsce, czyli projekty naukowe, które mają na celu wdrożenie pewnego, wypracowanego naukowo produktu czy rozwiązania. To dotyczy wszystkich obszarów, nie tylko medycyny. Ale my zostaliśmy wyróżnieni pierwszym miejscem. Fantastyczne jest to, że połączenie neuronauki z rozwojem sztucznej inteligencji zyskało najwyższą lokatę w Polsce i akceptację recenzentów. I jest na pierwszym miejscu na liście ministerialnej w tym roku.

Zaczęliśmy w październiku, a kandydatką do doktoratu jest kobieta, Martyna Skuła. Dla mnie to będzie wielka przygoda intelektualna, bo trzeba się nauczyć wielu nowych rzeczy. Nie martwi mnie to, bo to najlepsza prewencja różnych chorób neurodegeneracyjnych, którymi też się zajmuję (śmiech), a więc: nie powtarzanie tego, co umiemy od dawna, tylko uczenie się zupełnie nowych rzeczy. Czeka mnie wielka przygoda z tym związana i bardzo się z tego powodu cieszę.

Jak ta praca ma powstawać?

‒ To będą 4 lata współpracy między Politechniką Wrocławską, mną, jako promotorem, profesorem Tomaszem Kajdanowiczem, kierownikiem Katedry Sztucznej Inteligencji na politechnice i jego zespołem oraz PORT-em Łukasiewicza, który jest przedstawicielem przedsiębiorczości. Przez te 4 lata będziemy tworzyć produkt, testować go i dopiero na końcu wdrażać. Mam nadzieję, że cały proces zakończy się doktoratem, publikacjami i wdrożeniem nowego modelu chronicznego stresu. Dzięki temu i rozwojowi metod sztucznej inteligencji będzie można zaobserwować subtelne zmiany neurofizjologiczne i behawioralne. To może być bardzo interesujące, bo taki model może służyć testowaniu nowych terapii w depresji, która jest również oparta na teorii chronicznego stresu, który niejednokrotnie poprzedza wystąpienie objawów depresyjnych. W ten sposób będzie można za pomocą nowego modelu testować zarówno leki, jak też inne technologie, chociażby nowe metody do neurostymulacji i neuromodulacji centralnego układu nerwowego, które też już stają się standardem leczenia.

 

 

 

Fot. z archiwum J.R.

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?