Socjologiczny kontekst pandemii koronawirusa w Polsce
KORONA-PANIKA? INFODEMIA?
Socjologowie są zdania, że ludzie znajdują się w ryzykownych sytuacjach nie ze względu na to, kim są (np. w sensie płci czy wieku), lecz ze względu na to, kogo znają i w jakiej sieci społecznej się obracają (Christakis N., Fowler J.H., W sieci, Smak słowa, Sopot 2011, s. 107). Wyłączenie z sieci społecznej choćby jednej osoby powoduje przerwanie łańcucha „zaraźliwych” czynności, prowadzących do szerzenia się (epidemii) niewłaściwych zachowań. Niektóre sieci społeczne są odporne na usuwanie jednostek (kluczowych węzłów komunikacji). Tak może zdarzyć się w sieciach rówieśniczych albo innych, opartych na podobieństwie poglądów (np. ruchów antyszczepionkowych). Mamy także takie przypadki, w których lider tworzy wokół siebie wianuszek wyznawców i na poparcie swoich racji używa argumentu ilościowego („zobaczcie, ile mam lajków”).
Sieci społeczne to zbudowane przez połączenia grupy społeczne. Składają się z jednostek (nazywanych ego) oraz węzłów (alterzy), swoistych punktów komunikacyjnych, influencerów umożliwiających rozprzestrzenianie się zachowań (lub idei) społecznych. Niezwykle przydatne do zrozumienia tego zjawiska są graficzne ilustracje sieci społecznych (rys. 1). Sektor analiz sieci społecznych rozwija się bardzo dynamicznie i wspiera epidemiologów i medycynę rodzinną. W sieciach społecznych przenoszone są nie tylko wirusy i bakterie, ale przede wszystkim zachowania prowadzące do choroby. Udowodniono, że członkowie rodzin i grup znajomych wzajemnie oddziałują m.in. na zachowania żywnościowe, tworząc grupy (klastery) z osobami z podobnym BMI („epidemia otyłości” – Nicholas A. Christakis, M.D., Ph.D., M.P.H., and James H. Fowler, Ph.D., The Spread of Obesity in a Large Social Network over 32 Years, 2007, https://www.nejm.org/doi/full/10.1056/NEJMsa066082) [wykres 1].
Naśladownictwo społeczne jest ogromną siłą, z której często nie zdajemy sobie sprawy. W ramach lokalnych sieci rozprzestrzeniają się idee i zachowania, a zależą od nasilenia więzi (kontaktów) pomiędzy jednostkami. Członkowie sieci społecznych w mniej czy bardziej świadomy sposób uzgadniają sposób głosowania w wyborach (Jackson J.E., Mach B.W., Sadowski I., Wpływ otoczenia społecznego na decyzje wyborcze [w] Ludzie w sieciach. Znaczenie otoczenia społecznego dla funkcjonowania jednostki, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2018). Ludzie o podobnej wadze (poglądach, hobby) lubią swoje towarzystwo (zjawisko to nazywamy homofilią) i uruchamiają szereg działań, by wesprzeć racjonalnymi (lub nieracjonalnymi) argumentami zasadność wspólnego objadania się (dyskutowania, spędzania czasu na ulubionych zajęciach). Zresztą wspólny grzech ciąży ludziom jakby mniej…
Środowisko medyczne rzadko docenia wyniki badań nad wpływem sieci społecznych na zdrowie. W ostatnich latach ukazały się jednak ważne artykuły, ukazujące znaczenie otoczenia społecznego w zapobieganiu rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych. W bazie PUBMED możemy znaleźć artykuł ukazujący znaczenie sieci społecznych w rozprzestrzenianiu się ryzykownych zachowań wśród migrantów (Wenqing W., Muessig K.E., Social network correlates of HIV risk-related behaviors among male migrants in China, BMC Public Health, 2017), chorych na HIV (Felsher M., Koku E., Explaining HIV Risk Multiplexity: A Social Network Analysis, AIDS and Behavior, 2018), nastoletnich palaczy (Seo D-C, Huang Y., Systematic review of social network analysis in adolescent cigarette smoking behavior, Journal of School Health, 2012) czy chorób wenerycznych (Trecker M.A., Dillon J.R., Lloyd K, Hennink M, Jolly A, Waldner C., Can Social Network Analysis Help Address the High Rates of Bacterial Sexually Transmitted Infections in Saskatchewan? Sexually Transmitted Diseases, 2017). Ostatnio coraz częściej zwraca się uwagę na system wsparcia społecznego w sieciach społecznych pacjentów z bólem przewlekłym (Fernández-Peña R., Molina J.L., Valero O., Personal Network Analysis in the Study of SocialSupport: The Case of Chronic Pain, Int. J. Environ. Res. Public Health 2018) czy chorych psychicznie (Rosenquist J.N., Fowler J.H., Christakis N.A., Social network determinants of depression. Molecular psychiatry, 2011). Osoby posiadające duży krąg przyjaciół lepiej tolerują ból (https://www.theguardian.com/science/2016/apr/28/people-with-more-friends-have-higher-pain-thresholds-study-suggests; Johnson K.A., Dunbar R., Dunbar M., Pain tolerance predicts human social network size, Sci Rep. 2016; 6: 25267.; doi: 10.1038/srep25267), ale skłonne są też bezgranicznie ufać osobom z własnej sieci społecznej.
Kobiety zwykle tworzą bardziej rozległe sieci społeczne niż mężczyźni. Z pewnością pomagają im w tym kompetencje społeczne i umiejętność emocjonalnego dopasowania się. Osoby na peryferiach sieci czują się bardziej samotne niż te w centrum (w klastrach). Osoby otaczające się wieloma przyjaciółmi czują się mniej samotne, ale ulegają zwielokrotnionym wpływom społecznym. W perspektywie sieciowej słowo „epidemia” ma dwa znaczenia: po pierwsze, oznacza nieprzeciętnie częste występowanie jakiegoś stanu (np. ilości zachorowań). Po drugie wskazuje na możliwość zarażenia się i sugeruje, że jakiś czynnik rozprzestrzenia się bardzo szybko (Christakis, Fowler, W sieci…, s. 10). Oznacza to, że jeśli utyje (naszym zdaniem) najlepszy przyjaciel, to ryzyko, że my także przytyjemy, zwiększa się trzykrotnie. Wydaje się więc, że wyjaśnienie nieprawidłowych zachowań zdrowotnych poprzez analizę sieci może być co najmniej tak samo skuteczne, jak doszukiwanie się związków pomiędzy nadużywaniem alkoholu, zażywaniem narkotyków itd. a miejscem zamieszkania czy rasą (czyli czynnikami indywidualnymi).
Sieci społeczne mają wpływ na zachowania zdrowotne w określony sposób. Nie są jedynie sumą zachowań indywidualnych, lecz siecią osób i przekazywanych między nimi informacji. Christakis porównał światową epidemię otyłości rozwijającą się w XX wieku do garści kamieni wrzuconej do dużego akwenu. W wielu miejscach naraz powstają lokalne skupiska podobnych zjawisk. Kontakty społeczne nie są naturalnie jedynym czynnikiem sprzyjającym tyciu czy innym niezdrowym zachowaniom. Są nimi także: wzrost podaży, reklama, całe to „kuszenie”, które sprawia, że konsumenci „jedzą oczami”. Ludzie zaczynają się objadać pod wpływem stresu, napięcia, rozwodu, problemów osobistych, ale także wtedy, gdy rzucają palenie lub biorą niektóre leki. Głównym wektorem są tu jednak jednakowe zachowania, czyli naśladownictwo społeczne. Obserwacja ludzi, którzy zachowują się podobnie jak my, wywołuje w nas uczucie spokoju. Na tej samej zasadzie rozprzestrzeniają się fake newsy, lęk i panika.
Użyjmy wyobraźni socjologicznej (Mills C.W., Wyobraźnia socjologiczna, PWN, Warszawa 2007). Co się stanie, jeśli ludziom pozwolimy robić to, co chcą? Najprawdopodobniej najpierw pomyślą: „Ale super! Teraz mogę robić to, co chcę”, ale sekundę później pojawi się kolejna myśl: „A co w tym czasie będą robić inni?”. Zanim więc zaczną realizować swoje plany, w pierwszej kolejności rozejrzą się wokół, sprawdzając, co robią inni. Szczególnie wtedy, gdy sytuacja jest nowa, poszukujemy norm, które podpowiedzą nam, jaki sposób myślenia czy działania jest słuszny. Czasem normy te preferują interes jednostki, czasem interes grupy.
Jeśli w nowej sytuacji społecznej nie wiemy, co się dzieje („Czy koronawirus naprawdę istnieje?”, „Czy jest groźny?”), czekamy na reakcję innych, wierząc, że liderzy podpowiedzą, co myśleć i co robić. Takie społeczne (informacyjne, normotwórcze) lokomotywy robią z nas „pasażerów na gapę” (tzw. prawo Olsona). Dokładnie tak stało się w przypadku koronawirusa. Opinia publiczna czekała na opinię ekspertów (zarówno chińskich, jak i rodzimych epidemiologów, lekarzy chorób zakaźnych), ale też i na ekspertów-laików (Collins H., Czy wszyscy jesteśmy ekspertami?, PWN 2018). W sieciach każdego z nas występują obywatele-sceptycy – poddający w wątpliwość rzetelność badań naukowych oraz obywatele-demaskatorzy – dopatrujący się w projektach naukowych konfliktu interesów, czy też „eksperci” w dziedzinach, którymi po prostu się interesują. A może sami jesteśmy kimś takim?
Liderzy opinii (naukowi bądź nie) robią to, czego od nich oczekujemy. Konstruują definicję zjawiska (np. czy SARS-CoV-2 jest groźny). We własnych sieciach społecznych tworzymy jednak normy zachowań dedykowane tym definicjom. Niezależnie od podawanej listy czynników ryzyka i zalecanych działań profilaktycznych lub ochronnych (np. noszenie maseczki, unikanie miejsc publicznych), w sieciach wyczuwane są i powielane normy dotyczące akceptacji zaleceń.
Norma społeczna to przyjęta, ustalona reguła, zasada albo wzór zachowania (Encyklopedia Socjologii, 1999, T. 2, s. 336). Niektóre normy tworzą się bardzo długo (np. powstające w politycznych bólach normy prawne), ale niektóre mogą powstawać w sposób „obiegowy”. Niektóre normy, mówiąc kolokwialnie, są bardziej „zaraźliwe”. Im mniej czasu ma osobnik na podjęcie decyzji, jak się zachować, tym chętniej opiera się na jakimkolwiek autorytecie.
Koronawirus i wywoływana przez niego choroba COVID-19 to zdradziecki patogen. Gdyby, podobnie jak Ebola, powodował szybkie i straszliwe objawy, wielu ludzi natychmiast dałoby się zamknąć na dwa tygodnie w szpitalnej izolatce. Jeśli jednak został on zdefiniowany przez ekspertów jako „grypopodobny” i brakuje obrazów ukazujących zakażonych ludzi pod respiratorami, strach ma niski poziom. Lęk nie generuje wtedy norm społecznych, które są definiowane jako obowiązujące.
„Cancel everything” – to jedyna skuteczna szeroko dostępna metoda walki z epidemią koronawirusa na poziomie społecznym. Jeśli zostanie uznana za definicję sytuacji i normę zachowania, to ludzkość wygra z zarazą. Dlaczego nie zawsze zwyciężają najrozsądniejsze opcje? Co jeśli ludzie postanowią jednak zachować się inaczej?
W kilku ostatnich tygodniach byliśmy świadkami, jak kształtują się ścieżki naśladownictwa społecznego. Kiedy pojawiły się pomysły na izolację jako skuteczną formę walki z koronawirusem, Polacy podzielili się na dwa obozy. Ognisko pierwszej sieci informacyjnej było skupione wokół pomysłu „idzie wojna, zróbmy zapasy”, drugi zaś „nie dajcie się panice, koronawirus to tylko kolejna odmiana grypy”. Nie ulega wątpliwości, że obozy te były konsekwencją braku jasnego i spójnego przekazu eksperckiego. Lekarze i naukowcy nie poznali jeszcze charakterystyki nowego wirusa, polegając jedynie na szczątkowych doniesieniach chińskich badaczy. Politycy z kolei łagodzili i zapewniali, że stosowne kroki zostaną bądź już zostały podjęte. Lukę w wiedzy eksperckiej chętnie wypełnili „obywatele-sceptycy” czy „obywatele-demaskatorzy”.
Obserwacje czynione w kolejnych dniach marca 2020 r. ukazały zjawiska, polegające przede wszystkim na walce z niedowiarkami i szerzącymi się fake newsami w obszarze:
- etiologii wirusa (chińskie laboratoria „wypuściły” wirusa podczas badań nad bronią biologiczną, wirus to próba zatuszowania wprowadzenia sieci 5G, zwierzęta roznoszą koronawirusa),
- zachowań ochraniających (domowe testy na koronawirusa, szczepionki jako sposób na zachipowanie obywateli, wzmacniacze odporności typu ssanie tabeletek z cynkiem lub wlewki z perhydrolu),
- konsekwencji epidemii: wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego przez rząd RP(łańcuszek wiadomości na komunikatorach o wprowadzeniu stanu wojennego w piątek, 13.03.2020),
- społecznym (kto zachorował, np. fake news dotyczący Daniela Radcliffe’a czy izolatek dla VIP-ów).
Ostatecznie jednak Polacy (na co wskazuje pierwszy tydzień ogólnopolskiej akcji „zostań w domu”) przyjęli za wytyczne eksperckie definicje sytuacji. Sam wirus nie wywołał paniki. Może ją jednak wywołać brak pracy, zarobku, możliwości kontaktu z innymi ludźmi (podczas izolacji czy kwarantanny).
Bardzo silne i spójne sieci tworzy ruch antyszczepionkowy (Stahl J.P., Cohen R., Denis F., Gaudelus J., Martinot A., Lery T., Lepetit H., The impact of the web and social networks on vaccination. New challenges and opportunities offered to fight against vaccine hesitancy, Médecine et Maladies Infectieuses. 2016 May;46(3):117-22. doi: 10.1016/j.medmal.2016.02.002), który (odwołując się do pewnej sekwencji zdarzeń: szczepienie = autyzm) służy „wyjaśnieniami” osobistych tragedii rodziców dzieci z objawami ze spektrum autyzmu. Tak pisze o sile sieci Harry Collins: „Trzeba wykazać się empatią wobec rodziców, którzy twierdzili, że ich dzieci zachorowały na autyzm wskutek szczepień MMR. Nie możemy wymagać, by zwykli ludzie rozumieli nawet podstawowe dane statystyczne związane z opisywanym tematem. Rodzice dostrzegali zaskakującą i przerażającą sekwencję wydarzeń związaną z czymś, co wyglądało na nieodpartą logikę: ich dzieciom wykonywano zastrzyk MMR i wkrótce po tym pojawiały się u nich oznaki autyzmu. W obliczu tragedii wszyscy szukamy przyczyn, możemy wręcz sądzić, że to kara Boża za popełnione w przeszłości złe uczynki. W jaki sposób rodzice mogli widzieć coś innego niż to, że zastrzyk wywołał autyzm? Presja psychologiczna, by tak właśnie to postrzegać, była obezwładniająca” (Collins H., Wszyscy jesteśmy ekspertami, s. 131-132). Anegdotycznym dowodom, świadectwom i innym przekonaniom sieciowym prowadzącym do podważania wiedzy eksperckiej powinniśmy przeciwdziałać. Co jednak w sytuacji, kiedy wiedza naukowa dopiero powstaje, tak jak w przypadku koronawirusa?
Lekarz stanowi bardzo ważną część informacyjnej sieci społecznej każdego pacjenta. Pacjenci liczą na ekspercką wiedzę i rzetelne stosowanie się do sztuki leczenia. Dlatego lekarz powinien być na bieżąco z rozwijającą się błyskawicznie wiedzą medyczną i wiedzieć, jak może rozprawić się z nieprawdziwymi informacjami, którymi karmią się pacjenci. Pełnienie roli autorytetu nie wszystkim przychodzi jednak z taką samą łatwością.
Jak lekarz może – korzystając z kilku socjotechnik – zachować spokój i rozsądek u pacjenta, który jest bombardowany zaraźliwym lękiem i mnóstwem nieprawdziwych informacji? Po pierwsze, nie podkreślać faktu, że sieci laickie generują czasem fałszywe wnioski. Warto pamiętać, że w większości sytuacji „co dwie głowy to nie jedna” i dlatego sieci są bardzo skuteczne w zaspokajaniu potrzeb jednostek. Po jednej stronie stoi wtedy (jeden) lekarz, po drugiej zaś (wieloosobowa i rozległa) sieć społeczna pacjenta (także ta wirtualna). Eksperci wpadają czasem w pułapkę wyższości (jestem przecież lekarzem, człowiekiem wykształconym itp.), ale – bądźmy szczerzy – za takim podkreślaniem nierówności kryją się interesy osobiste, służące podtrzymaniu wysokiej samooceny, a nie chęć przekonania kogoś. Mimo tego, że lekarz może mieć rację, pacjent skonfrontuje i uzgodni normę postępowania w ramach własnej sieci społecznej. Po drugie, w celu uchronienia pacjenta przed epidemią strachu, terapeuta może wzmacniać kompetencje intelektualne i społeczne pacjenta poprzez odwołanie się do jego wcześniejszych sukcesów w radzeniu sobie z problemami zdrowotnymi.
Warto uwrażliwić się na emocjonalną sytuację pacjenta i rozważyć następujące techniki upodmiotawiające:
- traktować pacjenta jako tego, który wiedzę buduje w różnych sieciach społecznych (najczęściej niemedycznych, ale to nie znaczy nieprofesjonalnych!). Z tych sieci pochodzi bowiem wiedza na temat przyczyn choroby, sposobu rozprzestrzeniania się, leczenia itd. Warto podkreślać, że „każdy szuka wyjaśnień w trudnej sytuacji, a ile osób, tyle opinii. Poczekajmy na opinię ekspertów (choćby nawet mieliby być z Chin)”.
- wspierać autonomię sieci społecznej pacjenta (w myśl patient empowerment): „Każdy musi ochronić siebie i swoją rodzinę. Lepiej działać wspólnie niż w pojedynkę. Proszę razem z rodziną zastanowić się, jakie wyjście będzie rozsądne”.
- pomóc wyszukać w sieci społecznej pacjenta te osoby lub sytuacje, z którymi sobie poradzono, dostrzec i docenić osobiste doświadczenia pacjenta.
- przekazać pacjentowi dostęp do wiarygodnych danych, organizacji rządowych i pozarządowych, które publikują instrukcje, porady, instruktaże.
Monika Wójta-Kempa