Jak się zabrać za pokonanie koronawirusa?

 

Źródło grafiki: www. pixabay.com/photos/envato-4966945/habitdevops

Ten przeciwnik nie różni się od innych, którzy atakowali nas przez setki lat. Ma jednak nad nami tę przewagę, że pojawił się znienacka, więc w ogóle nie znamy jego słabych stron. Zanim znajdziemy jego czuły punkt, by go zaatakować z całą mocą, zanim znajdziemy odpowiedni na niego sposób, pozostaje nam chronić się wszelkimi sposobami przed jego atakiem.

SARS-CoV-2 i COVID-19

Pierwsze wzmianki o nowym koronawirusie pojawiły się pod koniec ubiegłego roku. Do zakażenia ludzi prawdopodobnie zaczęło dochodzić w listopadzie. Na początku grudnia w chińskim mieście Wuhan w prowincji Hubei wybuchła epidemia, która w ciągu zaledwie dwóch miesięcy rozprzestrzeniła się na wszystkie kontynenty. Na początku stycznia 2020 roku wyizolowano nowy typ koronawirusa odpowiedzialny za chorobę o nazwie COVID-19.

Początkowo patogen nazwano po prostu 2019-nCoV, czyli nowym koronawirusem z 2019 roku, a następnie Międzynarodowy Komitet Taksonomii Wirusów (ICTV) nadał mu nazwę SARS-CoV-2 (koronawirus SARS typu 2). Wywoływana przez niego choroba otrzymała nazwę COVID-19 (czyli: choroba koronawirusowa z 2019 roku). 11 marca Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła pandemię.

Wirus, który ją wywołał, należy do betakoronawirusów, powodujących zapalenie płuc i zaburzenia oddechowe. Wykazuje duże podobieństwo do wirusa SARS (Severe Acute Respiratory Syndrome) – stąd jego nazwa, znacznie mniejsze do MERS (Middle East Respiratory Syndrome) czy innych koronawirusów ludzkich.

– Najbardziej SARS-CoV-2 jest podobny do wirusa izolowanego od nietoperzy owadożernych, żyjących w prowincji Yunnan w Chinach i od łuskowców. Podobieństwo sugeruje pochodzenie. Drogi, jaką ten wirus przeszedł pośrednio lub bezpośrednio od nietoperzy do ludzi, nie odtworzymy. Możemy jedynie przypuszczać, że doszło do mutacji, która spowodowała, że nabył on zdolności do zakażania komórek człowieka i w ten sposób stał się wirusem ludzkim – wyjaśnia dr hab. Egbert Piasecki, prof. Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej im. Ludwika Hirszfelda Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu, kierownik Laboratorium Wirusologii. Zaznacza, że koronawirusy są bardzo spoiste gatunkowo, co znaczy, że niezwykle rzadko dochodzi do zakażeń międzygatunkowych. Wydaje się więc, że SARS-CoV-2 nie będzie zakażał zwierząt.

W laboratoriach na całym świecie trwają intensywne badania nad nowym wirusem. – Znamy już jego budowę i genom. Wiemy, jak mutuje i że mutuje niezbyt szybko. Na tej podstawie możemy śledzić, gdzie występują poszczególne jego szczepy. To jest dopiero początek naszej wiedzy o SARS-CoV-2 – mówi prof. Piasecki. Dodaje, że charakter wirusa prawdopodobnie nie zmieni się w krótkim czasie. Do dużych zmian może dojść w długiej perspektywie. Przesłanka dająca nadzieję, że z czasem SARS-CoV-2 stanie się mniej groźny dla człowieka niż obecnie, wynika z prawa ewolucyjnego: – Takie patogeny nie chcą zabijać gospodarza, bez którego nie przetrwają, dlatego z czasem dominujące stają się te szczepy, które mogą się łagodnie namnażać w organizmie gospodarza – wyjaśnia wirusolog z PAN.

SARS-CoV-2 przenosi się drogą kropelkową: wnika do komórek człowieka za pomocą receptora, którym jest białko ACE2 (konwertaza angiotensyny 2) występujące m.in. w płucach, powoduje przede wszystkim zaburzenia układu oddechowego.

Pierwszy w Polsce przypadek zakażenia koronawirusem potwierdzono 4 marca w Zielonej Górze. Tego samego dnia Sejm RP przyjął ustawę o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych. Weszła ona w życie 8 marca. Dwa dni później rząd zdecydował o odwołaniu wszystkich imprez masowych. 12 marca z powodu COVID-19 zmarła w poznańskim szpitalu 57-letnia kobieta. To była pierwsza w Polsce ofiara koronawirusa. Tego samego dnia na mocy rozporządzenia ministra zdrowia wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego, a 20 marca – stan epidemii. Na mocy tych decyzji 19 placówek medycznych zostało przekształconych w szpitale jednoimienne, które mają się zajmować tylko osobami podejrzanymi o zakażenie koronawirusem. Na Dolnym Śląsku są to: Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. J. Gromkowskiego przy ul. Koszarowej 5 we Wrocławiu i Zespół Opieki Zdrowotnej w Bolesławcu przy ul. Jeleniogórskiej 4. W dniu wydania kwietniowego numeru „Medium” w Polsce zanotowano 2132 potwierdzonych przypadków zakażenia, 31 zgonów, kwarantanną objętych jest 106 525 osób, wyzdrowiało 13. Na Dolnym Śląsku jest 261 osób z pozytywnym wynikiem testu na obecność SARS-CoV-2, zmarły 4 osoby, kwarantanną objęte są 4594, wyleczone zostały 2 osoby.

Jak przebiega choroba, kto jest najbardziej narażony?

U ponad 80% zakażonych choroba ma przebieg łagodny. U pozostałych chorych jej przebieg może być ciężki pod postacią zapalenia płuc, a w dalszym ciągu infekcji mogą rozwinąć się ARDS, sepsa, niewydolność wielonarządowa. Istotnym elementem ryzyka jest wiek pacjenta.

– W zdecydowanej większości przypadków poważnie chorują osoby starsze powyżej 70. roku życia. Do rozwoju choroby o ciężkim przebiegu i do zgonu predysponują choroby układu sercowo-naczyniowego, nerek, płuc w tym POChP, nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, nowotwory, a także palenie papierosów i otyłość – zauważa prof. dr hab. Brygida Knysz, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby i Nabytych Niedoborów Odpornościowych Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. – Wyżej wymienione choroby mogą oczywiście dotyczyć osób młodszych i mogą być przyczyną w tej grupie pacjentów COVID-19 o ciężkim przebiegu, a nawet zgonu. Ostatnio pojawiają się doniesienia o zgonach z powodu COVID-19 u młodych osób bez chorób współistniejących. Na obecnym etapie obserwacji trudno ustalić, jaka jest przyczyna tego zjawiska, czy rzeczywiście były to młode osoby, które nie mieściły się w grupie ryzyka, czy jednak miały jakieś problemy zdrowotne. Receptory ACE2, z którymi łączy się wirus, wykazują polimorfizm. Być może istnieją jeszcze predyspozycje genetyczne do zakażenia?

Profesor Knysz dodaje, że trwają dyskusje na temat wpływu inhibitorów konwertazy angiotensyny oraz antagonistów receptorów dla angiotensyny II, a także pioglitazonu na wzrost ekspresji ACE2 i tym samym większą wrażliwość pacjentów stosujących te leki na zakażenie SARS-CoV-2. – Jak wiemy, zarówno ACEI jak i AIIA stanowią grupy leków szeroko stosowane wśród pacjentów z nadciśnieniem – mówi. – Czy wobec tego możemy już powiedzieć, że należałoby zmienić leczenie? Na razie nie ma takich wytycznych.

Zarówno w Chinach, jak i we Włoszech zaobserwowano, że z powodu COVID-19 umiera więcej mężczyzn niż kobiet. Dlaczego? Na razie znane są tylko hipotetyczne wyjaśnienia. – Pierwsze wytłumaczenie jest takie, że w starszym wieku mężczyźni są słabsi. Jest też analiza dotycząca roli receptora wirusa, czyli białka ACE2, które bierze udział zarówno w systemie regulacji ciśnienia krwi (angiotensyna), jak i w regulacji procesów odpornościowych – tłumaczy prof. Piasecki. – Duża ekspresja tego białka sprzyja zwalczaniu stanów zapalnych. Największa jest u dzieci (to może być przyczyną, dla której dzieci najczęściej przechodzą zakażenie tym wirusem bezobjawowo, w powiązaniu z oczywistym faktem, że dzieci nie mają zwykle nadciśnienia i miażdżycy). Z wiekiem spada, ale większa pozostaje u kobiet niż u mężczyzn. Objawem, który prognozuje ciężki przebieg COVID-19, są duszności. Może to być związane z tym, że komórki docelowe dla wirusa biorą udział zarówno w regulacji immunologicznej, jak i w regulacji ciśnienia krwi w płucach. Jest hipoteza, że u kobiet ten system jest bardziej chroniony – dodaje.

Objawy, trwałe skutki, leczenie

Do najważniejszych objawów, na które trzeba zwrócić uwagę, należą gorączka (choć również może to być tylko stan podgorączkowy) oraz suchy kaszel. – Katar nie jest objawem charakterystycznym dla COVID-19. Pojawiają się również informacje o zaburzeniach węchu i smaku jako pierwszych objawach zakażenia. Należy jednak pamiętać, że podobne objawy występują w zakażeniach górnych dróg oddechowych o innej etiologii wirusowej lub bakteryjnej – zauważa prof. Brygida Knysz.

Dodaje, że dobrze zebrany wywiad może pomóc w ustaleniu dalszego postępowania. Zwraca też uwagę na jeszcze jeden ważny szczegół: – SARS-CoV-2 jest wirusem, który ma wpływ na odporność. W przebiegu infekcji charakterystycznym objawem jest limfopenia. Taki spadek odporności predysponuje do jednoczesnego rozwoju innych zakażeń. Dlatego u chorych z zapaleniem płuc o niejasnej etiologii należy wykonać test na obecność wirusa – podkreśla.

Jedno z pytań, na które na razie nie ma jasnej odpowiedzi, dotyczy trwałych skutków COVID-19. – Mówi się o włóknieniu płuc. Teraz jednak trudno powiedzieć, co będzie dalej z układem oddechowym, mamy za krótki okres obserwacji. Te, które prowadzono w Chinach, są zaledwie ponad dwumiesięczne, u nas jeszcze krótsze. Jakie będą powikłania: czy trwałe, czy po jakimś czasie ustąpią, jaka będzie ich skala? Tego jeszcze nie wiemy – mówi specjalistka chorób zakaźnych z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. – Nie wiemy też, jak wirus może wpływać na nasz organizm w dłuższej perspektywie, gdzie się może lokalizować, jak długo utrzymuje się w organizmie. Nie wiemy też, jak długo stwierdza się obecność RNA wirusa w wydzielinach i wydalinach.

Profesor Brygida Knysz przypomina też, że nie każdy chory na COVID-19 wymaga hospitalizacji. Osoby z chorobą o łagodnym przebiegu mogą pozostawać w kwarantannie domowej i najczęściej wyzdrowieją w ciągu 2 tygodni. Chorzy na COVID-19, wymagający hospitalizacji z powodu ciężkiego przebiegu mogą zdrowieć nawet do 6 tygodni.

Obecnie nie istnieją leki, o których możemy powiedzieć, że są w pełni skuteczne w odniesieniu do SARS-CoV-2. – Istnieje szereg badań, o których można przeczytać w licznych publikacjach. Mam nadzieję, że jesteśmy coraz bliżej opracowania skutecznej szczepionki podawanej donosowo lub parenteralnie. Na ten cel zostały skierowane potężne siły i środki i jest to obecnie priorytet dla zdrowia na świecie. Chciałabym tu tylko wspomnieć o chlorochinie, leku stosowanym w leczeniu malarii i RZS – informuje prof. Knysz. – Preparat wykazuje działanie immunomodulujące i przeciwwirusowe. Lek jest dostępny i tani. Co więcej, został zarejestrowany do leczenia wspomagającego pacjentów z COVID-19. Stosowany od kilku do kilkunastu dni jest lekiem bezpiecznym. Być może w najbliższym czasie znajdzie szerokie zastosowanie w terapii z powodu COVID-19 i będziemy mogli ocenić jego skuteczność u pacjentów z chorobą o różnym nasileniu.

Jak uniknąć zakażenia koronawirusem?

Ponieważ SARS-CoV-2 przenosi się bardzo łatwo, jego pochód przez świat jest niepowstrzymany. Zadaniem numer jeden – poza leczeniem ludzi, którzy już zachorowali – jest teraz powstrzymanie epidemii. – Istotnym zagadnieniem jest żywotność wirusa. Ustalono, że w powietrzu może on przetrwać nawet 3 godziny, na powierzchni papierowej – do 24 godzin, plastikowej i ze stali nierdzewnej – do 72 godzin, miedzi – do 4 godzin. Dlatego ma znaczenie częste wietrzenie pomieszczeń – przekonuje prof. Knysz. – Wirus ginie w temperaturze powyżej 60 stopni Celsjusza, niszczy go również alkohol powyżej 60% i środki dezynfekcyjne na bazie alkoholu.

Przestrzega, że należy postarać się nie dotykać twarzy rękami. Jest to nawyk, nad którym trudno nam zapanować, a w obecnych warunkach może być zgubny.

O konieczności zachowywania dystansu mówi prof. dr hab. Andrzej Gładysz, były wieloletni konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych: – SARS-CoV-2 długo zasiedla się w organizmie, wcale albo długo nie wywołuje żadnych objawów, ale skoro jest w nosogardzieli, skoro się namnaża, to każde kichnięcie, każdy kaszel, a nawet głośniejsza i wyraźniejsza mowa pociągają za sobą wypływ kropelek śliny, w której ten wirus dobrze się utrzymuje. Jest to ciężki wirus, więc nie leci daleko, pod warunkiem, że kontakt z osobą zakażoną odbywa się w pomieszczeniu zamkniętym, gdzie nie ma obiegu powietrza czy przeciągu.

Zakaźnik zwraca uwagę, że z tego powodu mocno ryzykowne są sytuacje, gdy ludzie przebywający na kwarantannie kontaktują się z otoczeniem przez otwarte okno. – Telewizje pokazywały wiele takich scen. Jedna z nich dotyczyła dzieci przebywających na kwarantannie w bursie, które kontaktowały się z ludźmi z zewnątrz przez otwarte okno. Gdyby któreś z nich było zakażone, to przeciąg, jaki mógłby nastąpić w związku z otwieraniem okna, mógłby spowodować rozniesienie wirusa wewnątrz pomieszczenia, następnie całego budynku – wyjaśnia.

Były szef Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby i Nabytych Niedoborów Odpornościowych Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu zwraca też uwagę, że nowy koronawirus potrafi przetrwać na przedmiotach martwych (ubraniach, klamkach, sprzęcie, którego często dotykamy, takich jak telefony, okulary, klawiatura komputera) od kilku do kilkunastu godzin, a nawet do kilku dni.

Biorąc pod uwagę to wszystko, autorytety medyczne nie mają wątpliwości, że jedynym skutecznym sposobem powstrzymania epidemii jest ograniczenie kontaktów międzyludzkich do koniecznego minimum, a w przypadku kontaktu z wirusem i podejrzenia zakażenia – kwarantanna.

O czym każdy lekarz powinien pamiętać

W czasie, gdy celem numer jeden jest zatrzymanie pandemii, najważniejsza zasada to ograniczenie kontaktów do niezbędnego minimum i unikanie pojawiania się w zbiorowiskach ludzkich, nawet liczących kilka czy kilkanaście osób. – Unikanie kontaktu zbiorowego jest podstawową sprawą zarówno w grypie, koronawirusach SARS (jednym i drugim), jak i we wszystkich zakażeniach, które niosą się drogą powietrzną – mówi prof. Andrzej Gładysz. – Im więcej ludzi przebywa w jednym miejscu, tym większe jest zagrożenie. W małych pomieszczeniach, gdzie przebywa więcej osób, następuje kumulacja wirusa w środowisku i ryzyko transmisji staje się bardzo duże, nawet jeśli ktoś tam wejdzie tylko na chwilę.

Profesor Brygida Knysz wyjaśnia, że okres wylęgania wirusa wynosi najczęściej od 3 do 5 dni. Pacjent jest zakaźny już na 2 dni przed wystąpieniem objawów. Dodatni wynik testu RT-PCR, wykrywającego materiał genetyczny wirusa, można uzyskać już po 2 dniach od zakażenia, jednak ujemny w tym czasie infekcji nie wyklucza. U większości osób dodatni wynik uzyskuje się do 7 dni od zakażenia. Badania na obecność przeciwciał nie mają znaczenia w diagnostyce ze względu na późniejsze pojawianie się przeciwciał i nie są zalecane przez WHO. Natomiast mogą być przydatne w ocenie, jaka część populacji uległa zakażeniu.

– Jako medycy musimy mieć świadomość, że źródłem zakażenia może być nie tylko pacjent, lecz również ktoś z personelu przychodzącego do pracy. Nawet, jeśli aktualnie nie prezentuje objawów, nie oznacza to, że nie zakaża – przypomina prof. Brygida Knysz. – Wiemy, jak wirus się przenosi, więc powinniśmy wiedzieć, jak się przed nim uchronić. Traktujmy wszystkich, którzy przychodzą do dyżurki z dużą ostrożnością i spróbujmy zachować podstawowe zasady bezpieczeństwa: wspomniane wietrzenie pomieszczeń, zachowanie odpowiedniej odległości od drugiej osoby, własny kubek (najlepiej umyty w temperaturze powyżej 60 st. C), częste mycie rąk i używanie środków do dezynfekcji rąk jak najczęściej. Jeśli ktokolwiek pokasłuje, lepiej żeby poszedł do domu, a zanim to zrobi, niech założy maseczkę.

Kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby i Nabytych Niedoborów Odpornościowych podkreśla, że w przypadku pacjenta na oddziale z podejrzeniem zakażenia SARS-CoV-2 nie powinno być „taryfy ulgowej” w odniesieniu do odpowiedniego zabezpieczenia personelu. Biorąc też pod uwagę to, że nie zawsze objawy będą charakterystyczne, pacjent zakażony koronawirusem może niestety trafić na SOR albo na inny oddział niededykowany pacjentom „covidowym” – takie sytuacje będą się zdarzać.

Teleporady na trudny czas

Stan epidemii wymusza działanie placówek medycznych na nietypowych zasadach po to, by maksymalnie zminimalizować ryzyko zakażenia wśród pacjentów i wśród personelu medycznego. Z tego powodu przychodnie udzielają teraz przede wszystkim teleporad. Na osobistą wizytę umawiani są tylko nieliczni pacjenci. Tak jest między innymi w placówkach podstawowej opieki zdrowotnej.

– Wprowadziliśmy w większym zakresie teleporady w porozumieniu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Mieliśmy je już wcześniej w kontrakcie, ale w ograniczonym zakresie. Teraz przerzuciliśmy się w zasadzie na porady telefoniczne. Pozwalają one wykonać wiele czynności medycznych i administracyjnych – takich jak wypisywanie e-zwolnień, e-recept. Wizyta w przychodni jest bardzo mocno uzależniona od tego, co pacjent nam powie w wywiadzie przez telefon – mówi dr Jacek Krajewski, prezes Dolnośląskiego Związku Lekarzy Rodzinnych-Pracodawców i Federacji Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie. – Rejestracja odbywa się wyłącznie telefonicznie albo drogą elektroniczną, przez stronę internetową albo e-mailem. Na podstawie wywiadu telefonicznego podejmujemy decyzję, co dalej robić i w zależności od przebiegu choroby, od stanu pacjenta, jeżeli jest potrzeba zbadania go, ustalamy godzinę, na którą przychodzi do przychodni. Kontaktuje się wtedy tylko z lekarzem. Jest to krótkie spotkanie lekarz – pacjent, żeby maksymalnie ograniczyć kontakt. Pacjentów przewlekle chorych staramy się nie zapraszać, bo oni mogliby się zarazić, a dla niektórych to jest wyrok śmierci – tłumaczy.

Pacjenci przyjęli nowe zasady ze zrozumieniem, nie szturmują przychodni. Bywa jednak, że po udzieleniu teleporady, gdy w nocy czują się źle, zgłaszają się do nocnej pomocy albo na izbę przyjęć szpitala czy na SOR, bo boją się, że przez telefon lekarz może do końca wszystkiego nie wyłapać – Niepewność u pacjentów i obawa, że mogą nie być zabezpieczani tak, jak się do tej pory przyzwyczaili, jest większa – przyznaje dr Krajewski. I dodaje, że z tego powodu może się wzmagać ruch na SOR-ach, izbach przyjęć i w nocnej pomocy.

Czego brakuje, jakie są obawy?

Nie mniej ważne niż zdrowie pacjentów jest zdrowie personelu medycznego. Strach jest tym większy, im bardziej brakuje środków ochrony osobistej. Jak mówi dr Krajewski, niedobór tych środków to teraz największy problem. – Wszyscy robimy bardzo wiele, żeby je pozyskać, ale te dostępne na rynku nie do końca spełniają standardy zalecane przez ECDC. Nie mając środków ochrony osobistej, czujemy obawę, że możemy nie tylko sami zostać zakażeni przez pacjenta, ale przede wszystkim, że już będąc zakażonymi i nie wiedząc o tym, możemy zakażać pacjentów. To jest sytuacja, z którą się permanentnie borykamy w POZ – mówi szef Porozumienia Zielonogórskiego. – Jedyne, czego nam nie brakuje, to rękawiczki jednorazowe, których używamy na okrągło, więc mamy pewien zapas. Już nie mówię o kombinezonach, fartuchach, goglach i przyłbicach, które są zarezerwowane dla szpitali. Rękawiczki i maski to nie jest wystarczające zabezpieczenie, przy większej liczbie pacjentów będziemy w trudnej sytuacji.

Obaw jest więcej, poza tą o zdrowie – jest też inna dotycząca przyszłości. Zakażenie kogoś z pracowników wiąże się z ryzykiem wyłączenia danej placówki z normalnego funkcjonowania. Jeżeli się okaże, że do przychodni, zwłaszcza niedużej, przyszedł ktoś zakażony, to cały personel będzie musiał odbyć kwarantannę, a w tym czasie placówka będzie zamknięta. Wszyscy pacjenci, którzy mogliby tam otrzymać pomoc, muszą zgłaszać się gdzie indziej. – Najważniejsze jest bezpieczeństwo pacjentów i personelu medycznego, dalej kwestia braku sprzętu, a na końcu czai się pytanie, co będzie, jeśli się zarażę i będę musiał na dwa tygodnie wyłączyć praktykę. A jeżeli zachoruję ciężko i będę wymagał wielomiesięcznego leczenia, to praktyka upadnie. To jest ogromny stres, który odczuwa wiele moich koleżanek i wielu moich kolegów, zwłaszcza tych prowadzących jednoosobowe praktyki – mówi dr Krajewski.

Jak długo potrwa epidemia?

Jedno z częściej zadawanych pytań brzmi: jak długo to jeszcze potrwa, kiedy skończy się epidemia, czy w Polsce może nas czekać scenariusz włoski? Profesor Brygida Knysz nie ma złudzeń, że liczba chorych będzie rosnąć, zanim opanujemy epidemię. Przypomina, że SARS-CoV-2 jest nowym wirusem. Znamy go dopiero od 3 miesięcy, ale w Polsce doświadczamy wszystkich problemów związanych z infekcją po 4 marca, kiedy stwierdzono zakażenie u pierwszego pacjenta. – Dlatego cały czas uczymy się zakażenia SARS-CoV-2, poznajemy naturę wirusa, objawy kliniczne, które powoduje, lepiej poznajemy metody prewencji, a przede wszystkim możemy na bieżąco obserwować liczbę zakażeń w Polsce i na świecie. I to chyba najbardziej nas zdumiewa – przyznaje i dodaje: – Odpowiedź na pierwsze dwa pytania jest niezwykle trudna. W tym zakresie mamy obserwację z Chin, które uporały się z problemem po prawie 3 miesiącach, stosując drakońskie i trudne do zaakceptowania dla Europejczyków metody. Na razie w Europie epidemia cały czas rozwija się w różnym tempie w różnych krajach. Jak epidemia będzie przebiegała w Polsce? Myślę, że nie tak jak we Włoszech, łagodniej, choć osób zakażonych będzie przybywać.

Specjalistka chorób zakaźnych zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: – W tym całym zamieszaniu z tak poważnym problemem, jakim jest pandemia SARS-CoV-2, na dalszy plan zeszła znaczna część innych spraw. Przykładem są zamknięte specjalistyczne przychodnie. Rozumiem, że to nie jest czas wizyt u specjalisty z różnych błahych powodów, czego często doświadczamy. Są jednak pacjenci, którzy bez specjalistycznych konsultacji nie mogą się obejść, a zostali obecnie bez możliwości zasięgnięcia porady. Dłużej się tak nie da i musi nastąpić jakieś rozwiązanie, tym bardziej, że epidemia nie skończy się w ciągu najbliższego miesiąca.

Jak mówi prof. Egbert Piasecki, rozwój sytuacji możemy jedynie prognozować i to z dużym marginesem błędu, korzystając z modelu rozprzestrzeniania się pandemii grypy. Wirus grypy i koronawirus SARS-CoV-2 są zupełnie innymi wirusami, ale rozprzestrzeniają się w podobny sposób i objawy zakażenia mają zbliżony charakter. – Przez analogię można powiedzieć, że okres pandemiczny potrwa rok – dwa lata. Później SARS-CoV-2 pozostanie z nami jako wirus endemiczny, stale obecny w populacji ludzkiej, stanie się piątym koronawirusem człowieka, już nie tak groźnym. Teraz, kiedy mamy do czynienia z nowym patogenem, wrażliwa jest cała populacja. Można jednak przypuszczać, że – jak to się działo z koronawirusami, które pojawiły się wcześniej – po przechorowaniu powstanie w populacji ludzkiej odporność swoista, która w dużej mierze chroni przed następnym zachorowaniem. Jeśli dojdzie do reinfekcji, zachorowanie będzie łagodniejsze. Jeżeli teraz wirus totalnie zakazi populację, a potem z nami zostanie, w przyszłości będzie zakażał głównie dzieci, które będą przechodziły łagodną infekcję. Natomiast jeśli ktoś w dzieciństwie nie zachoruje na COVID-19, w dorosłym wieku będzie miał cięższą postać infekcji. Tak się dzieje np. z ospą wietrzną, świnką, różyczką – pierwotne zakażenie osoby dorosłej przebiega ciężej niż u dziecka. Taka może być przyszłość.

Ostra fala pandemii, zdaniem wirusologa z PAN, potrwa kilka miesięcy. Dodaje, że SARS-COV-2, atakujący teraz mocno m.in. Iran, gdzie jest obecnie znacznie cieplej niż w Polsce, nie boi się temperatury letniego dnia. Zabójcza jest dla niego ta sięgająca 50, 60, 70 stopni. Naturalnym naszym sprzymierzeńcem będzie więc nie tyle ciepło, co zmiany wilgotności powietrza. Bardzo ważne jest też wietrzenie pomieszczeń. Jedna z hipotez tłumaczących, dlaczego u nas sezon grypowo-przeziębieniowy jest w zimie, a w krajach tropikalnych w porze deszczowej, wskazuje na fakt, że w tych okresach ludzie przebywają zwykle w zamkniętych pomieszczeniach. Z wielu obecnie pojawiających się doniesień dowiadujemy się, że do zakażenia doszło na spotkaniu rodzinnym albo zebraniu w pracy bądź w autobusie itp.

Profesor Andrzej Gładysz zwraca uwagę, że mamy do czynienia z wirusem odzwierzęcym, którego genomu nasz układ odpornościowy w skali społeczeństwa świata jeszcze nie rozpracował. Zaznacza, że nie możemy zapomnieć o rezerwuarach. – Ciągle do końca nie wiemy, gdzie i na jak długo wirus się przyczai i przeczeka. A wtedy tylko zwykłe rozluźnienie higieny osobistej i powrót do rutyny w zachowaniach może dać szansę oportunistycznego ponownego obudzenia się epidemii – mówi były konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych. – Ktoś powiedział, że jest to przebudzenie SARS. Tak! Kiedy skończyła się epidemia SARS, powiedziałem do mediów: „To jest tylko przyczajenie”. Powiedziałem to świadomie. Podobnie było z ospą prawdziwą. Wirus, z którym teraz walczymy, tkwi w środowisku (jest wirusem RNA) i ma zdolność do szybkiego mutowania. Wszystko więc będzie zależało od tego, na czym będzie polegała hybrydyzacja. Dla każdej odmiany/hybrydy tego wirusa nasz układ odpornościowy musi wytworzyć nowe przeciwciała. Ale żeby to zrobić, musi go najpierw rozpoznać, musi się z nim spotkać, rozpracować go, a więc znowu będą ofiary i to jest najgorsze. Musimy pamiętać, że oprócz wirusów, jak zapowiadają biolodzy, jest jeszcze około 30 czających się drobnoustrojów odzwierzęcych. Trzeba więc być przygotowanym na kolejne zagrożenia – przestrzega.

Agata Grzelińska

Zaloguj się

Zapomniałeś hasła?